Skocz do zawartości
Nerwica.com

Yvonne

Użytkownik
  • Postów

    233
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Yvonne

  1. No sama jestem ciekawa... Też miałam ambitne plany, ale realność mi je cholernie ukróciła. :( Może faktycznie jest sens - głębszy - w tym, aby jednak głównie spędzać czas w tamtym środowisku z dala od swojego świata [czasem toksycznego].

     

    Z tego co słyszałam siłownia tam jest... obczaję ją i inne "atrakcje" to dam cynka ;)

     

    A neta można sobie załatwić z modemem lub bez za niewielką kasę. Tragedii nie ma. Można też zawsze od kogoś pożyczyć jak ktoś ma bezprzewodowy. Rozwiązanie zawsze się znajdzie. :great:

  2. A ogólnie uważam, że jeśli ktoś nam np. nie odpisuje to często może to być spowodowane zwyczajnym brakiem czasu. Oczywiście mówię tu o nieodpisywaniu maks dzień, a nie tydzień. A my borderzy z reguły sobie coś dopisujemy, że ta druga osoba nie wiadomo co robi, a zwyczajnie śpi, pracuje albo się uczy... Cóż.

    Podpisuje się pod tym. Dodałabym jeszcze - sama ma problemy, jest w stresie, ma wyciszony telefon, jest bardzo zajęta, etc. Możliwości milion...

     

    A co do swoich reakcji to też często się sama nakręcam. :/ Natomiast, gdy ktoś mnie ignoruje w rozmowie twarzą w twarz to po prostu milknę, ucinam temat i już do niego nie wracam. Ech...

     

    Poza tym nie wiem jak jest u Was, ale ja np. czasem tak mam, że gdy mi jest źle to zwyczajnie się wycofuje, więc sama jestem taką istotą, która nie odpisuje od razu, nie reaguje natychmiast etc. Zresztą wiele moich relacji się przez to po prostu rozpadło... Bo ktoś sobie wkręcił, że mi nie zależy zamiast np. dociec co się ze mną dzieje. Ale to inna bajka... :hide:

  3. Yvonne, jakie badania powinno się robić przy przyjmowaniu leków? Niestety moją lekarkę badania nie interesują, to chyba niedobrze :?

    Ech...

    Ogólnie to co mi przychodzi do głowy...

    W zależności od leku - poziom leku we krwi np. tak jest z kwasem walproinowym i litem etc [czy jest terapeutyczny].

    Ważne: poziom enzymów wątrobowych [ALAT, AspAT], nerki: kreatynina.

    Dobrze też raz na jakiś czas zrobić ogólną morfologię, poziom elektrolitów w surowicy [Na, K, chlorki], glukozę, mocznik.

     

    Niestety nie każdy lekarz jest do tego chętny i o tym pamięta. Często to pacjent powinien się dopominać o to :/ Niektórzy też nie mają podpisanych umów z NFZ i trzeba załatwiać badania przez lekarza internistę albo czasem robić je na własną rękę :(

  4. mrs.hanger,

    i fajną Dr, która się na tym zna ;)

    Co do zdrowia, wszystkie wyniki badań mam idealne :) Przy depakinie należy pilnować nie tylko wątroby, ale również poziomu kreatyniny i ogólnie stężenia leku w organizmie. Moja Dr zlecała mi te badania raz na pół roku i ogólnie badania na wątrobę i nerki przed podaniem depakiny żeby zobaczyć w jakim "stanie" mam te organy ;)

    No... mam jeszcze szczęście do mojego organizmu bo go cholernie torturuje, ale się jakoś trzyma ;)

  5. mrs.hanger,

    no to ja biorę dużo więcej... kiedyś brałam 1000, ale nie wystarczyło, więc obecnie satysfakcjonuje mnie 1500mg. ;)

    Co do neuroleptyków - brałam wiele, ale mam swoich faworytów, hehe, leki, które działają na mnie najlepiej :) Nie zgadzam się z tym, że zmieniają osobowość. Absolutnie. Niektóre mnie zamulały i robiły ze mnie zombie. No.. jak zombie to i można mówić o zmianie osobowości, chociaz może raczej o jej braku ;) Co do innych, tych lepszych, na początku zwiększały senność, ciężko mi było się rano wybudzić, ale w sumie później jak już weszłam na odpowiednią dawkę to wszystko się normowało.

    Poza tym z neuroleptykami jest tak, że to wszystko zależy od dawki i od samego leku. I od tego na co on jest, na co ma Ci pomóc. Wiele osób narzeka na skutki uboczne, ale ja - znów - może mam to szczęście(?), poza początkowym zamuleniem i sennością w niektórych przypadkach, niczego innego nie stwierdziłam. Chociaż z drugiej strony były takie momenty mojego życia, że to zamulenie i senność dosłownie uratowały mi życie. Po prostu czasem jest potrzebne takie odcięcie się.

  6. mrs.hanger,

    ja od depakiny zaczęłam, szybko wskoczyłam na wysoką dawkę i nie zmieniłabym tego leku za nic. A im więcej czytam o jego działaniu przy niektórych zaburzeniach tym bardziej jestem pod wrażeniem jak genialnie trafiła moja Dr z jej wyborem.

    Nie pamiętam jak szybko zaczęła działać, ale w miarę szybko. Już po kilku dniach czułam się inaczej... Pamiętam, że to było dziwne uczucie dla mnie bo zawsze byłam impulsywna, agresywna, nosiło mnie, a w pewnym momencie czułam jak te emocje są we mnie, ale jakoś nie mogą się uwolnić(?), nie chcę żeby się uwolniły(?); dziwnie - jakbym mogła decydować o tym :D A potem nagle po prostu się okazało, że się stałam znośniejsza dla świata i bezpieczniejsza hehe... te emocje były, ale zupełnie inne natężenie, a przy tym... na plus zwiększona koncentracja, zero zamulenia, czy senności... No ja bardzo dobrze toleruje ten lek.

     

    Chociaż... pamiętam był taki moment, kiedy zaczęły mi wypadać włosy i z przerażeniem poszłam do mojej Dr, oskarżając leki, a ona stwierdziła że to niemożliwe bo wcześniej nic się nie działo i powiedziała, że to wina stresu. Nie chciałam jej uwierzyć, ale po dwóch tygodniach wszystko przeszło... i faktycznie uzmysłowiłam sobie, że w tamtym okresie miałam chole rny kryzys. W każdym bądź razie zmierzam do tego, że skoro się naczytałaś o tych skutkach ubocznych, a tam jest ich wiele to moja rada jest taka, abyś nie traktowała ich na zasadzie, że jeśli odkryjesz coś niepokojącego to zwalisz to na leki bo może to być coś innego :)

     

    Aha i jeszcze jedno! Różnie reaguje każdy organizm i niektórzy mówią, że przez depakinę się tyje. Ja powiem tak - może się zwiększyć głód i zmniejszyć przemiana materii, ale jeśli zdrowo się odżywiasz i uprawiasz "ruch" to nie powinno Ci nic grozić ;)

  7. Cześć wszystkim! Dostałam dzisiaj diagnozę, po paru latach wreszcie wiem co jest nie tak. Dostałam Depakine Chrono, ktoś z was to brał? jak to na was zadziałało?

    Ja zażywam od lat. Zero skutków ubocznych + idealna stabilizacja... [no czasem trzeba dorzuć coś mocniejszego, ale generalnie świetnie mnie unormowała] ;)

     

    -- 14 lut 2015, 04:11 --

     

    Cześć Wam.. nie było mnie tu trochę

    Cześć Ci... jak miło :mrgreen:

  8.  

    Miałam raz przygodę z neuroleptykiem, to był Sulpiryd, ale w ciągu tygodnia cała masa uboków, które się pojawiły, nie pozwoliły mi kontynuować jego przyjmowania. Ale to też był lek przepisany od innego lekarza niż ten, u którego się obecnie leczę.

    Ale jest wiele dobrych neuroleptyków i niektóre naprawdę działają super w małych dawkach, a czasem jedynym skutkiem ubocznym na początku leczenia jest po prostu większa senność... chociaż z drugiej strony przy takich stanach jest ona błogosławieństwem. Przynajmniej dla mnie wielokrotnie była. Niestety z lekami jest tak, że nie zawsze każdy działa od razu, ale lepiej próbować i znaleźć coś dla siebie niż odpuścić... to bardzo ułatwia życia.

     

    Trzymaj się dzielnie!

  9. Jest do kitu, jest źle, jest fatalnie, mam ochotę się zabić albo chociaż okaleczyć, choć trochę, nie moge juz tego wytrzymac, niszcze moja relacje z facetem ktoregio przeciez kocham ale nie chce zeby on cierpial w zwiazku ze mna, te hustawki emocjonalne, te moje wahania, te wybuchy zlosci, nienawisci, kloce sie ciagle z matka, przesypiam cale dnie, potem wstaje, probuje cos zrobic ale ogarnia mnie taka zlosc ze sama siebie tluke i chce smierci, nic wiecej, chce spokoju, ciszy, wszystko mnie wkurza, mam dosyc po prostu, szlag mnie trafia! tego sie nie da wyleczyc, wiem ale nie chce z tym zyc , jestem do ncioxzego wiec nie chce juz wiecej nikomu przeszkadfzac, szkodzic, byc ciezarem, niszczyc, sprawiac bol i cierpienie. myslenie mnie boli, kazdy dzien mnie boli, otwoeram oczy i chce mi sie wyc ze nadal zyje, chce krzyczec, wyjsc z siebie, ze swojego wstretnego ciala, i te koszmary, nie wiem , patrze w lustro i nie wiem czy widze jedna osobe czy jakies oddzielne kawalki trudne do zlozenia w cvalosc, raz wygladam w miare ok by za chwile miec ochotre robic lustro, nie moge na siebie patrzec, nienawidze xiebie, brzydze sie soba, czasem czuje jakbym stala opbokj siebie, probuje sobie prztelumaczyc, krzycze do siebe ale nie moge nic zrobic, nie wytrzymuje juzs!!!!!

     

    -- 05 lut 2015, 13:38 --

     

    juz nie wiem jaka jestem, kim jestem, nie umiem siebie okreslic nazwav

     

    Mnie na to pomógł neuroleptyk. On najlepiej "skleja" jak się jest w takim huraganie... Serio. :roll: A opis taki jakbym... no cóż... mogłabym się pod tym podpisać w 95%.

  10. , wszystkich. Seksu, używek, alkoholu, znów stoczyłabym się i żyła w swojej patologii. Tam się odnajduje... a w rzeczywistości, tej pieprzonej rzeczywistości nie potrafię :( jest mi tak ciężko teraz tego wszystkiego nie robić...

    Podpisuje się pod tym... z tą różnicą, że ja się rozsypałam juz. Ech... Niszczę wszystko co było dla mnie ważne i co kochałam. Tonę i nie potrafię się odbić od dna bo jego wciąż nie sięgam... :cry:

    Jak to niszczysz wszystko co dla Ciebie ważne i co kochasz???? Co Ty opowiadasz???

    Podważam wszystko... niszczę bo nie robię nic... tonę w bagnie własnych emocji i czekam na skutki. Nie mogę się dźwignąć w górę... Nie potrafię do siebie, do swojego umysłu znaleźć klucza... Gdzieś mi przepadł... Ech... :(

     

    -- 03 lut 2015, 22:28 --

     

    Co tu tak cicho i spokojnie? Jak się czujecie? Co u Was słychać? Jak sobie radzicie? ;)

     

    -- 03 lut 2015, 22:28 --

     

    Ja dziś dostałam diagnozę... niby wiedziałam, ale jak to padło to jednak jest jakoś tak inaczej... Dziwnie mi z tym. :roll:

  11. , wszystkich. Seksu, używek, alkoholu, znów stoczyłabym się i żyła w swojej patologii. Tam się odnajduje... a w rzeczywistości, tej pieprzonej rzeczywistości nie potrafię :( jest mi tak ciężko teraz tego wszystkiego nie robić...

    Podpisuje się pod tym... z tą różnicą, że ja się rozsypałam juz. Ech... Niszczę wszystko co było dla mnie ważne i co kochałam. Tonę i nie potrafię się odbić od dna bo jego wciąż nie sięgam... :cry:

  12. inbvo, no, ale ja nie wiem co w tym strasznego, że proponowałam seks, przecież to nic złego. A terapeuta sam mnie nakręcał mówiąc mi czasem komplementy. Jakby był bardziej stanowczy to umiałby mnie ustawić. No, ale gdzieś tam w głębi wiem, że źle robiłam. Niepotrzebnie piłam, tylko brzuch mnie dzisiaj boli, nie ma sensu niszczyć się przez takiego kolesia. Ostatnio częściej sięgałam po alkohol, odstawiłam leki, a one hamowały moje zachowanie, impulsywność, więc to wszystko znów wróciło, przez co nawet miałam taki plan żeby usiąść terapeucie na kolanach znienacka :oops: , ale tego na szczęście już nie zrealizuję. To wszystko wynika z tego, że brakuje mi bliskości, jakiegoś faceta, ale mam lęk przed mężczyznami (za wyjątkiem terapeutów i lekarzy)- błędne koło. Tak, jeszcze dużo do przepracowania:)

     

    Bardzo przykro mi się czyta coś takiego...

    Czasem jak czytam niektóre wypowiedzi to mam wrażenie, że niektórym się wydaje, że terapeuta/tka to taki worek treningowy, taka puszka, która pochłonie wszystko bez żadnego problemu. Mam wrażenie, że niektórzy zapominają o tym, że po drugiej stronie jest również człowiek ze swoimi emocjami, przeżyciami, wartościami, chociaż chcący za wszelką cenę nam pomóc. I nie piszę tego dlatego, że nie potrafię zrozumieć potrzeb i problemów pacjenta/klienta, który po taką pomoc się zgłasza bo sama zostałam wywalona z terapii praktycznie z sesji na sesję bez możliwości domknięcia niektórych spraw, bez szansy etc. I chociaż do tej pory czuję w sobie złość i frustrację z tego powodu to jednak jakaś część mnie jest w stanie to zrozumieć.

     

    caramel rose napisałaś: "gdzieś tam w głębi wiem, że źle robiłam" i tego się trzymaj za wszelką cenę bo inaczej każda następna Twoja terapia zakończy się dla Ciebie źle. Proponowanie terapeucie seksu jest czymś złym i to nie podlega żadnej dyskusji. Byłoby to wytłumaczalne, gdyby to było jeden raz, dwa, ale nie notorycznie, a takie mam wrażenie, czytając Twoje posty. Co innego jest dać komunikat terapeucie - mam ochotę znowu panu zaproponować seks, nie mogę się przed tym powstrzymać [to otwiera możliwość rozmowy, zastanowienia się nad tym, przeanalizowania tego], a co innego za każdym razem prowokować i testować granice terapeuty. Uważam, ze fakt, iż terapeuta Cię komplementował wcale nie świadczy o tym, że Cię nakręcał. Być może chciał tym zwiększyć Twoje poczucie własnej wartości, otworzyć na możliwy kontakt z innymi mężczyznami. Tłumaczenie sobie tego w taki sposób, że to "jego wina" nie jest dobrym dla Ciebie sposobem na rozwiązanie tego problemu.

    Zaskakuje mnie również fakt, że jesteś świadoma tego, że tak robisz, że takie Twoje zachowanie dotyczy tylko terapeutów i lekarzy, a mam takie wrażenie, czytając Ciebie, że pomimo tej świadomości, nie korzystasz z niej, ale dalej w to brniesz.

     

    Chciałabym również podkreślić, że czasem bywa tak, że terapeuta/tka kończy terapię z sesji na sesję bo zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że terapia szkodzi pacjentowi/klientowi zamiast mu pomagać. Krótko mówiąc nakręca negatywne reakcje i schematy, a pacjent/klient zamiast poprawy "pogrąża" się coraz bardziej w swoich mechanizmach. Każdy mądry terapeuta mając to na względzie zakończy taką terapię.

     

    Chciałabym również dodać, że osoby z borderline nie należą do "przyjemnych" i "łatwych" przypadków. Bardzo obciążają terapeutę/tkę swoimi zachowaniami i ciągłym testowaniem granic. Terapeuta/tka do pewnego stopnia mogą je próbować znosić, cierpliwie czekać na jakąkolwiek refleksję ze strony pacjenta/klienta, ale jeśli ona nie następuje to taka terapia po prostu nie ma sensu bo przecież nie polega ona na tym, aby ciągle kogoś testować i to w ten sam sposób.

     

    Pragnę również dodać, że to rozróżnienie, które napisała abstrakcyjna jest bardzo ważne. Nie bez podstaw napisała ona zamiast "pacjent" - "klient". Wynika to z prostego założenia, że pacjent to ktoś kto potrzebuje leczenia, jest w pozycji osoby podporządkowanej. Jak u lekarza. Pacjent przychodzi do lekarza, a w lekarza rękach jest postawienie diagnozy i przepisanie odpowiednich leków. Ewentualnie czasem lekarz informuje pacjenta wprost o tym jak ma o siebie zadbać, tłumaczy mu diagnozę, wspomina o czym powinien pamiętać. Po jego stronie, po stronie lekarza jest pełna odpowiedzialność za pacjenta i jego zdrowie. W przypadku terapii często używa się słowa "klient", ponieważ to świadczy o tym, że osoba po drugiej stronie jest współodpowiedzialna za proces leczenia. To po jej stronie jest pragnienie zmiany swoich nawyków, zmiana schematów. Terapeuta jest jak przewodnik, który w ciemnym lesie ma w dłoniach lampkę, ale to od klienta zależy, którą drogą podąży i co zrobi, a czego nie. Terapeuta tutaj podąża za klientem, próbując mu oświetlić ten fragment drogi, którą on pragnie iść. Stara się raczej nie wskazywać [chyba, że to dotyczy wyjątkowych sytuacji], współgrać, współodczuwać. Można powiedzieć, że "bierze na klatę" emocje klienta, a potem mu "oddaje" w sposób łatwiejszy do przetworzenia, do poradzenia sobie z nimi. Ale to w gestii klienta jest to co on później z tym zrobi.

     

    To tyle... miałam nic się nie wtrącać, ale nie mogłam się powstrzymać... :hide:

     

    -- 27 sty 2015, 18:02 --

     

    Gdzie takie cuda, że 2 razy w tygodniu? :)

    Kraków... Mam wrażenie, że moja terapeutka od razu "wyłapała", że coś ze mną nie tak... :shock:

×