Cześć.
Mam 25 lat.
Zarejestrowałem się chyba tylko po to, żeby móc dowiedzieć się, że są ludzie, którzy rozumieją. Mógłbym napisać 10 stron elaboratu, ale na dzień dobry nie chcę Was zabić czytaniem kolejnej zapewne długiej i beznadziejnej historii.
Schrzaniło mi się życie już dawno zresztą, kiedyś tam zdiagnozowano CHAD, ale w sumie to było lekko chyba naciągnięte, od wielu lat nie miałem ani jednego stanu maniakalnego. Za to mam pogłębiające się i cholernie trudne stany depresji. Odstępy między nimi są króciutkie, a każdy kolejny powoduje coraz gorsze myśli i coraz większą niemoc.
Popadłem w gigantyczne długi w ostatnich latach, duże miasto zamieniłem na małą wieś, dom rodzinny z okropnymi warunkami życia, muszę być tutaj.
Zawsze byłem raczej wyobcowany, dawniej miałem silną osobowość indywidualisty, to wszystko się rozeszło gdzieś w tym ostatnim czasie. Praktycznie nie zostało ze mnie i we mnie nic wartościowego. Duże miasto zamieniłem na wieś (dom rodzinny – muszę tu być), w ciągu ostatnich 5 lat dorobiłem się niebotycznych długów, które nie pozwalają mi spać, długi te bezpośrednio zniszczyły mój ostatni związek. Poprzedni wieloletni związek zniszczyłem chyba ja. Później to już tylko odbijanie się od ludzi jak od ściany. Do tego własną działalność gospodarczą zamieniłem na zasiłek dla bezrobotnych, który właśnie wczoraj bodajże straciłem. Przegapiłem termin.
W ostatnich 4 miesiącach rozmawiałem z 2 osobami, wyłącznie telefonicznie. W dodatku tylko kilka razy - jakieś szczątki dawnych znajomych i dawnego świata. Do tego tzw internetowe znajomości, w których również odbijam się jak od ściany, pomimo tego, że jestem wartościowym człowiekiem.
W skrócie kompletna samotność, brak pieniędzy (w tym miesiącu już windykacja prawdopodobnie nastąpi), brak znajomych, brak jakiegokolwiek oparcia. Ostatni miesiąc pochłonęła mnie choroba nowotworowa mojej Mamy. Jak na ironię z tym również zostałem sam pomimo, że „dzieciaków” jest kilkoro. Moje poczucie własnej wartości gnije z dnia na dzień, a dodatkowo czuję, że nie jestem w stanie dać już wsparcia mojej mamie w walce z chorobą.
Cholernie sobie nie radzę z tym że żadna sfera życia mi nie wychodzi, a od słuchania rad i mądrości w stylu "weź się w garść" "masz długi, to spłać" itd przewraca mi się w żołądku.
Z góry Wam dziękuję choćby za jakieś zwyczajne "Rozumiem" :)