Skocz do zawartości
Nerwica.com

helvete

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia helvete

  1. Część się niby zgadza, ale większość artykułu (posta?) jest... nie o mnie. Staram się utrzymywać te granice, chociaż czasami mi nie wychodzi. Nie gniewam się, że spędza czas z rodziną, ale zazdrosna jestem o koleżanki, bo - cholera - co innego rozmowa, a co innego dziewczyny pchające mu się na kolana. O kolegów, bo mi go zabierają w konkretny, ważny dla mnie poniedziałek - w poniedziałek, który planowaliśmy od ponad tygodnia. Że pójdziemy do kawiarni, zjemy jabłecznik, wypijemy kawę i wszystko szlag, bo w poniedziałek go nie ma. Nie może to być inny dzień tygodnia, bo muszę ściśle przestrzegać diety, następny poniedziałek odpada, bo nie będzie mnie w kraju. Świetnie. Widzę swoje błędy. Osoby z borderline chyba ich nie dostrzegają. Staram się, mówiłam, staram się utrzymywać granice, nie wchodzę na jego konta bez pozwolenia. Nie krytykuję, chyba że mam za co, np. ostatnio zrzucił przypadkowo pudełko dość drogich kredek z wysokości, nazwałam go niezdarą i rozpłakałam się. Ogólnie cały czas go podziwiam, wiem, że nie jestem "łatwa w obsłudze", gratuluję mu jego sukcesów, wspieram. Tu http://koniectoksycznych.blogspot.com/2013/12/13-znakow-swiadczacych-o-tym-ze-twoja.html pasuje do nas tylko punkt 9, ale też nie całkiem, bo nie ma żadnych wymówek. Ostatnio sprawił mi przykrość. Bez zapowiedzi wyszedł z kolegami, przyszedł do mnie i zaczął opowiadać, jak fajnie było. Zrobiło mi się głupio, że mnie nie zabrał, wszyscy jego koledzy przyszli z dziewczynami. Świetnie. Przepraszam za chaos, ale to nie borderline. Jestem toksyczna inaczej.
  2. Od ponad roku jestem z chłopakiem. Mam za sobą jeden związek - czteroletni. W obecnym jest mi strasznie ciężko, bo po prostu nie daję żyć chłopakowi. Potrzebuję mieć go pod kontrolą. Rozumiem, że ludzie muszą spotykać się z innymi ludźmi, ale ja tych innych ludzi po prostu nienawidzę. Płaczę za każdym razem jak on się śmieje rozmawiając z kolegą. On się zwija ze śmiechu, łzy ciekną mu po policzkach, a ja myślę, którędy najszybciej dotrę na parapet, żeby tylko nikt nie mógł mnie zatrzymać. Zaczynam wyć, wrzeszczeć, kopię w drzwi i wychodzę. Zamykam się w innym pomieszczeniu, gryzę się po rękach, rozwalam usta zębami, drapię się do krwi. Tak bardzo boli mnie to, że na moje żarty reaguje tylko delikatnym uśmiechem. Nawet nie jestem pewna, czy nie udawanym. Mam silną potrzebę sprawdzania jego telefonu, facebooka, wszystkiego. Kiedyś dał mi hasła. Po próbie samobójczej. Z litości. Nie sprawdzałam jego kont od pół roku. Ostatnio zostawił telefon w pokoju jak szedł do łazienki. Chciałam w coś pograć, ale gra chodziła wolno, więc pomyślałam, że trzeba powyłączać uruchomione aplikacje. Wyłączałam, wyłączałam i natrafiłam na sms'y. Był otwarty sms do kolegi. Rozpłakałam się, rzuciłam telefonem na drugi koniec pokoju (na szczęście wylądował na miękkim) i uderzyłam głową w biurko. Zaczęłam rozdrapywać sobie brzuch. Chcę kontrolować gdzie wychodzi, z kim wychodzi, o której wróci. Najchętniej szłabym z nim wszędzie, nawet do toalety. O ile kontrola wyjść wydaje mi się w miarę ok, szczególnie, od kiedy przyszedł pobity ze spotkania z kolegami, to nie potrafię przeżyć, że inni ludzie bawią go bardziej niż ja. Czuję się jak przytulanka. Przytulanki nie rozśmieszają, chyba, że ktoś inny trzyma je w rękach i mówi o nich, lub za nie. No właśnie. Ostatnio jest ze mną bardzo źle. Wbijam w siebie igły, rozcinam brzuch, uda, wywołuję wymioty. Chcę trafić do szpitala. Bardzo chcę być w szpitalu. Leżeć tam z dwa tygodnie i mieć spokój. Nienawidzę ich. Nienawidzę jego kolegów.
  3. Ja mam w pokoju lampki sufitowe, wiecie, takie "płaskie", niewystające z sufitu. Bawię się tym w "połącz kropki". Macham paluchem w powietrzu, albo samymi oczami, zostawiając po sobie wyimaginowany ślad. Lampek jest 7. Wzór musi być zawsze symetryczny. Linie muszą się odpowiednio przecinać. Skomplikowane wzory. Jak się pomylę, to muszę "wyzerować", czyli robić ten wzór od tyłu, od danego momentu, do samego początku. I od nowa. Jest też takie coś, co moja głowa nazywa "teorią idealności" i chodzi w tym o to, że wszystkie przedmioty zostały stworzone tylko po to, żeby pasować do innych przedmiotów, wypełniać luki. Powiedzmy, że na biurku leżą jakieś rzeczy. Potrafię je ułożyć we wręcz idealny prostokąt, bez kładzenia jednej rzeczy na drugiej. TAK MUSI BYĆ I TYLE. Drzwi nie mogą być otwarte. Mama nadal nie potrafi zrozumieć, jak odnajduję się we własnym pokoju - wiem gdzie wszystko jest.
  4. helvete

    Cześć wam.

    Jestem... Helvete, po prostu Helvete. Od dwóch lat leczę się psychiatrycznie. Od ponad pięciu katuję się i okaleczam się na milion różnych sposobów. Trochę to przerażające, bo mam tylko 16 lat. Stwierdzono u mnie depresję i nerwicę natręctw, a także bulimię, z której wyszłam rok temu. Pewnie z wszystkiego wyszłabym dawno dawno temu, gdyby tylko wcześniej podjęto jakieś kroki. Niestety moi rodzice nie słuchali próśb o pomoc, bo "taki wiek", "znowu wymyślasz", "czegoś się naczytałaś pewnie". Bardzo się staram nie mieć im za złe, ale mam, tego się, wiecie, nie wyłącza ot tak. Interesuje mnie grafika komputerowa. Poza tym kocham kury (szczególnie jedwabiste i inne ozdobne), gołębie (te zwykłe, miastowe) i skarpetki (byle mięciutkie). Czuję się strasznie... w sensie, jakby "cofnięta wgłąb siebie". Nienawidzę siebie za to, że szukam tu jakiejkolwiek pomocy, a jednak to robię. Nienawidzę siebie za to, że mam 16 lat i mam problemy. Czuję coś w rodzaju pouczającego staruszka wewnątrz mnie. "Dziecko, jakie ty możesz mieć problemy? Nie wiesz nic o dorosłym życiu, to są dopiero kłopoty!". No bo nie wiem. Jestem dzieckiem. Nie chodzę do szkoły. Tak źle ze mną było. To szkoła wysłała mnie do psychiatry, kiedy pół roku rozmów z psychologiem nie dało żadnych efektów. Szkoła wysunęła się z propozycją nauczania indywidualnego dla mnie, bo na lekcjach mnie prawie nie było. Przeszkadzałam. Każdy dzień w szkole wyglądał tak, że przychodziłam, płakałam, zaczynała się lekcja, wyłam, wzywano rodziców i tyle po mnie. Szłam do szkoły następnego dnia z nadzieją, że będzie lepiej, a nie było. I znów. Nienawidzę siebie za to, że przecież nikt mnie nie bije, mam dom, rodzinę, dobry telefon, komputer, wymarzony sprzęt, kredki, chłopaka, wszystko, czego może chcieć nastolatka, A ŚMIEM ROZPACZAĆ. Pomocy.
×