Skocz do zawartości
Nerwica.com

Odpoczątkudokońca

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Odpoczątkudokońca

  1. Witam serdecznie. Mieszkam w UK, mam 22 lata, wszystko w okół jest w porządku. Tylko ze mną coś nie tak. Zawsze się usprawiedliwiam, że coś mi przeszkadza, że może źle mi w pracy, że może to ta pogoda, że nic się nie dzieje w moim życiu, że mam za mało czasu. I trzymałam się tej ostatniej wersji bardzo mocno, aż przyszło wolne: 9dni. A ja co? Siedzę w domu, nic mi się nie chce. Ani zrobić coś dla siebie, ani posprzątać, ani nawet wykąpać. Zwyczajnie nic mi się nie chce i nie chce mi się nic chcieć. Ale źle mi z tym. Nie mogę doczekać się aż pójdę do pracy, która jest strasznie nudna. A jak chodzę do pracy? Też nic, czekam na wolne, by coś zrobić. Najchętniej poszłabym spać o 20, co często robię, i czekam na następny dzień, jakby jutro miało samo coś się zmienić. Nie mam żadnych pasji. Mam jakieś zainteresowanie, artystyczne: malowanie, rysowanie, pisanie, tworzenie itp. Ale bardzo rzadko robię coś w tym kierunku, bo zawsze coś. Nie jestem dobra w żadnym z tych rzeczy, ale to tylko kwestia braku praktyki, wiem, że mogłabym być bardzo dobra, ale jakoś nie umiem się zmotywować do czegokolwiek. Moje życie jest bardzo nudne - tylko praca. Znajomych tu nie mam i wątpię, bym spotkała kogoś, z kim naprawdę będę chciała się zaprzyjaźnić. Ludzie mi tu nie odpowiadają. Nigdzie nie wychodzę, to bo małe miasteczko i nie ma gdzie wyjść. Nawet już nie chce mi się nigdzie wychodzić. Jakiś miesiąc temu co dwa dni płakałam bez powodu. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, bo nawet to, że zapomniałam kupić smietany sprawiało, że płakałam wieczorem leżąc na łóżku. Myślałam, że może mam jakiś stan depresyjny. Poszłam do lekarza, dostałam antydepresant Lustral, który zaczyna działać po ok. 1 miesiącu. I co? Od pierwszej tabletki przestałam płakać i jakby mi się polepszyło. O co tu chodzi? O co mi chodzi? Nie mam już na siebie siły. Całe życie wszystko na coś zwalam. A nieważne co się dzieje wokół mnie, zawsze coś mi dalej nie pasuje. Chciałabym pójsć do psychologa, bardzo. Ale w tym miasteczku nie ma polskiego psychologa, a mój angielski na głębsze zwierzenia w tym języku raczej nie pozwala. I nie wiem, co robić. W Polsce mój psychiatra stwierdził, że mam borderline. I wtedy może coś w tym było, ale teraz raczej to minęło. Może przeszło w formę stanów depresyjnych? Ale mi tak bardzo chce się żyć, kocham życie! Ale chyba nie umiem żyć, nie jestem szczęśliwa, ale nie można też powiedzieć, ze jestem nieszczęśliwa. Mam cudownego chłopaka, chciałabym umieć cieszyć się z nim życiem. Ale jestem w jakiejś próżni. Czasami mam momenty, kiedy coś zrobię i jestem bardzo zadowolona z siebie z życia - zaczynam wierzyć, że się ogarnęłam, że w końcu wezmę się za siebie. Ale za chwilę znowu coś mi staje na drodze. Np. praca - czasem wracam po pracy bardzo zła, bo denerwują mnie ludzie (że są głupi, męczy mnie słuchanie ich podejścia do życia, męczą mnie te płytkie rozmowy, że nic, tylko plotkują, są zawistni) i to już sprawia, ze mi się odechciewa czegokolwiek, bo zaczynam rozmyslać o nich i o tym, co sprawia, że są tacy. Jestem bardzo wrażliwa, naiwna i nie mogę pogodzić się ze złem, które jest na tym świecie. I tym, że ludziom z tym dobrze i że sami są źli świadomie. Sama o sobie myślę 'ciepła klucha' - bardzo do przytulania, bardzo empatyczna, wrażliwa. Ale do przesady. Chciałabym być silna, pewna siebie. Chciałabym zostać zabieganą kobietą, która się realizuje. Ale jak, kiedy mi się nie chce? Czy ja jestem leniwa? Poza tym, moje nastroje są bardzo niestabilne. Nawet kiedy jestem dosyć stabilna, to co chwilę myślę coś innego. Za kilka dni może pomyślę, że to co tutaj napisałam, to jest zupełnie nie o mnie... I to jest najgorsze, że ja siebie w ogóle nie znam. Nie wiem, czego się po sobie spodziewać. Nie ufam sobie. Tyle razy coś sobie obiecywałam, czułam całą sobą, że tym razem się uda. Ale nic z tego nie wychodziło. Nie wierzę już, że cokolwiek umie mnie zmotywować. Czemu ja jestem dla siebie taka niedobra? Czemu zdaję sobie sprawę z tego, że ja właściwie nie żyję i nic nie umiem z tym zrobić? Uwaga, teraz najciekawsze: Jak spędzam swój wolny czas? Oglądam Ukrytą Prawdę i czytam Pudelka!! To przecież najniższa rozrywka, którą uważam, za idiotyczną! A jednak tym się zajmuję. Uważam się za osobę inteligentną, ale idiotycznie głupią. Głupią w sposób śmieszny. Uważam, że jestem super osobą, ludzie mnie lubią, ja siebie też. Chociaż nikomu tego bym nie powiedziała, ale tu jestem anonimowa, więc jestem szczera, tak jak sama ze sobą. Czasem zachwycam się sobą, a czasem się po prostu nie znoszę. Chciałabym w ogóle wiedzieć, czy coś jest nie tak z moją psychiką, czy na coś cierpię, czy ja po prostu taka jestem i TO WSZYSTKO jest normalne. Chciałabym być chora, bo to nadzieja, że coś mi pomoże. Bo gdybym była po prostu naturalnie taka, jak opisałam, to by znaczyło, że tylko ja sobie umiem pomóc, a w to nie wierzę. Najchętniej, to bym chciała być tak chora, by to wszyscy widzieli i ulitowali się nade mną. Współczuli mi, że ojej co za bidulka, jak cierpi. I by ktoś wziął mnie do szpitala psychiatrycznego i zrobił coś bym wyszła szczęśliwa, stabilna, zmotywowana, inna. Raz jak byłam młodsza poszłam do szpitala i poprosiłam o przyjęcie, płakałam na dowód tego, że jest mi źle. Pokazałam ślady po przypaleniach papierosem. Ale nie przyjęto mnie, kobieta, która ze mną rozmawiała była na mnie zła i krzyczała, że marnuję jej czas, bo mam borderline i tu jest miejsce na cięższe przypadki. Wyszlam wtedy trochę zapłakana, a trochę pocieszona, że już wiem co mi jest - borderline. Ale teraz wątpię w to. Nie wiem nawet, czy ja czasem sama nie wmówiłam sobie pewnych objawów i nie zaczęłam się tak zachowywać, bo coś tam poczytałam w internecie. Nie ufam sobie. Ciężko mi o tym myśleć. W ogóle, co za długi tekst napisałam? Nie mogę w to uwierzyć, że stać mnie na coś takiego. Tak jeszcze chciałam dodać, że czuję się jak psychopata, który znęca się nad sobą i to na wyszukane sposoby. Znęca się psychicznie i to tak, że nie zdaje sobie z tego sprawy. - To jest pierwszy raz, kiedy to sobie uświadomiłam. Już mi nieco pomogło pisanie tego tekstu. Całe życie powoli czegoś się o sobie dowiaduje, coś sobie uzmysławiam, co mi pomaga w 'leczeniu', ale to dzieje się za wolno. Piszę ten tekst po to, by ktoś rzucił być może nowe światło na to wszystko, bo ja utknęłam w martwym punkcie. Wiele już sama się dowiedziałam o sobie, naprawdę wiele mądrych wniosków wysnułam. Ale nie wiem co dalej. Nic mi to właściwie nie dało. Wybaczcie, że dałam Wam tyle do czytania, ale skoro to jęczarnia, to jęczeć będę. Lepiej tutaj niż mojemu biednemu ze mną chłopakowi.
×