Witam :) Postanowiłam napisać posta, by dać nadzieję tym, którzy myślą, że nie poradzą sobie z nn i nigdy z niej nie wyjdą.
Na wstępie napisze, że również tak myślałam, i ciągnęło się to od mojego dzieciństwa. A jednak- dałam rade BEZ LEKÓW (co jest dla mnie bardzo ważne), bez terapii itp itd. A jednak, da się? Da się
W dzieciństwie miałam mnóstwo natręctw, głównie czynnościowych. To przesuwanie jakiś przedmiotów na "odpowiednie miejsce", to sprawdzanie, czy aby na pewno klatka chomika jest zamknięta i z niej nie wyjdzie (po kilka razy w trakcie zasypiania). Do tego natręctwa myślowe- czy aby na pewno jestem bezpieczna , kochana itp. Trwało to całą podstawówkę, gimnazjum, główne nasilenia były zimą, gdzie całymi dniami potrafiłam przesiedzieć w ciągłym strachu i paranoi. Po pewnym czasie natręctwa czynnościowe przeszły, uff. A jednak, było jeszcze gorzej- myślowe zaczęły nadchodzić ze zdwojoną siłą. Miałam problem by komuś zaufać, myślałam, że grozi mi coś ze strony najbliższych (bezpodstawnie). Ciągłe analizowanie, skupianie się tylko na tym. Im więcej analizowania, tym popadałam w gorsze bagno. Spotkałam cudownego chłopaka, dzięki któremu w pewnej części udało mi się z tego wyjść. Jednakże nasze sprawy zaczęły się komplikować przez moją nerwicę natręctw, On tego nie rozumiał, chociaż bardzo chciał, ja również. Dopiero po 2 zerwaniach pewnego lata stwierdziłam, że ze mną faktycznie jest coś nie tak. Ciągłe myśli, że jestem zła, dlaczego miałam taką myśl, że nie powinnam tak pomyśleć, że mogę zrobić komuś coś złego. Wróciliśmy do siebie, i dzięki Niemu jestem teraz w takiej sytuacji, w jakiej jestem. Rozmawialiśmy o pójściu do psyhologa- sam zadzwonił, zarejestrował mnie. Ja dalej byłam w rozsypce, ale już mniejszej. W tym okresie codziennie towarzyszyły mi natręctwa, i wieczna myśl o tym, że MUSZĘ to analizować, bo jeśli tego nie zrobię, to... sama nie wiem co, czułam straszny lęk. Myślałam, że po przeanalizowaniu on przejdzie, a tu guzik. Było jeszcze gorzej! Co chwilę spędzałam kilka minut na to, by rozłożyć coś na części pierwsze, gdy już myślałam, że problem zniknął, za chwilę wracał z jeszcze gorszym rezultatem. I znów analizowanko, bo przecież "jak ja mogłam tak pomyśleć, muszę to rozbroić tak, żeby znaleźć jakieś drugie dno!". No, ale udałam się do psyhologa. Bardzo mi ta wizyta pomogła- uświadomiłam sobie, że mam właśnie to zaburzenie. I że jest to tylko zaburzenie, z którego mogę wyjść. Więcej razy u żadnego specjalisty nie byłam. Niby wzięłam sobie do serca wszystkie rady, starałam się je wcielić w życie. Ale nie było tak łatwo- niby wiedziałam, co robić, ale i tak robiłam po swojemu- częste analizy itp. Dopiero we wrześniu ubiegłego roku powiedziałam sobie dość. Żadnego analizowania. Przestałam się aż tak przejmować natrętnymi myślami, gdy nachodzi mnie fala lęku staram się nie zwracać na nią uwagi, po chwile mija i świat wraca do rzeczywistości. W tej chwili czuję, że z nn wyleczyłam się SAMA w jakiś 90%. Po prostu, gdy nachodzą cię te myśli, których nie chcesz, olej je. Potraktuj je jak inne myśli. Nie analizuj- im więcej analizujesz, tym częściej będą się pojawiać, bo mózg je wychwytuje jako ważne rzeczy, o których trzeba pamiętać. Czytałam dość dużo na ten temat, i wiem, że sama robiłam sobie krzywdę tym całym analizowaniem.
Było mi strasznie ciężko! Naprawdę, nie chciało mi się żyć. Nie mogłam się na niczym skupić, najważniejsze były te durne myśli. Kreowały moją rzeczywistość, ale teraz jest już ok. Naprawdę, czuje się o wiele lepiej. Moim zdaniem praca nad sobą to podstawa- żadne leki Ci tego nie zapewnią.
W ciężkich chwilach często czytałam fora na ten temat. Teraz nadszedł ten czas, bym to ja pomogła chociaż komukolwiek. Chcę, żebyście wiedzieli, że to jest do przejścia. Nigdy o tym nie zapomnisz, ale gdy zaczniesz sobie z tym radzić i normalnie żyć, będziesz z siebie dumny/dumna! Tak jak ja. Nigdy nie jest idealnie, ale świadomość, że nad tym panuje jest tym, czego szukałam praktycznie większość mojego życia.
Jeśli macie jakieś pytania to chętnie na każde odpowiem :)