
Nastka_
Użytkownik-
Postów
21 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Osiągnięcia Nastka_
-
, to nie tak, że siedzę i użalam się nad własną egzystencją. Raczej w toku dnia nachodzą mnie po prostu myśli o bezcelowości różnych działań, których w związku z tym ostatecznie nie podejmuję, choć mogłyby wiele pozytywnego wnieść do mojego życia. Nie wiążą się z tym jakieś specjalne obawy, ale raczej świadomość bezsensu życia, która sama w sobie nie wywołuje we mnie żadnych uczuć. Jestem pusta. , myślałam, że może mam tak z powodów leków, ale muszę przyznać, że moje ciało świetnie na nie reaguje (a to wielki sukces, bo wszystko inne, czym mnie faszerowali kompletnie mnie wykańczało). Poza tym, od trzech lat nie było ze mną tak "dobrze". I obawiam się, że zmieniając lek mogłoby mi się pogorszyć. Boję się, że może to jest to, kim jestem - człowiek niezdolny do wyższych uczuć i namiętności. Chyba właśnie dlatego czasem tak bardzo chcę ze sobą skończyć. Nie pamiętam już, kim byłam przed depresją. Z chorobą można walczyć, ale jeśli zdrowa byłam tak jałowa, jaką czuję się teraz, to nie wiem, czy jest sens dalej to ciągnąć...
-
Na psychoterapię chodziłam, ale puste frazesy zaczęły mnie męczyć. Zresztą odpycha mnie "pomoc za pieniądze" Mam wsparcie przyjaciół rodziny, chłopaka. Życie wkoło się układa, ale ja jestem popsuta. Nic mnie tak naprawdę nie "grzeje". Kończy się dzień, a wtedy siadam na łóżku i wpatruję się w nicość. Zupełnie "bez powodu" robię sobie krzywdę. A przy tym nie doświadczam żadnych uczuć. Nie czuję własnej obecności
-
Jak radzicie sobie z wszechogarniającą pustką? Nie wiem, czy to ze mną jest, coś nie tak, może roję sobie wszystko, ale chciałabym się Was poradzić. Jak pewnie wielu dotkniętych depresją, żyję jakiś czas na antydepresantach i mogę powiedzieć, że (patrząc wstecz)wyszłam na prostą. Jednak, choć emocjonalnie "bardziej logiczna", żyję w takim dziwnym stanie otępienia, połączonym z niepokojem i napadami lęku. Śmieję się, wychodzę do ludzi, mam wiele spraw na głowie, ale kompletnie nie widzę w niczym sensu. Wszystko ponad te podstawowe obowiązki jest dla mnie zupełnie bezsensu. Bardzo chciałabym coś zrobić ze swoim życiem, ale każda idea, która zaszczepia się w mojej głowie, zostaje zmiażdżona przez brutalny pesymizm. Czuję się osaczona i zniewolona przez życie, którym tak naprawdę nie żyję. Nic nie ma sensu w tak wielkim stopniu, że mam czasem ochotę ze sobą skończyć. Bywa, że się okaleczam nic przy tym nie czując. A przecież nie powinnam tego robić, jeśli nawet nie jest mi smutno... Miał ktoś podobnie? Będę bardzo wdzięczna za Wasz odzew i poważne odpowiedzi w tym surrealistycznym czasie.
-
Wiesz, nie jest tak źle - ludzie mają większe problemy... Właśnie dziś odwiedziłam terapeutę, do którego kiedyś chodziłam - jedna wizyta, a niczym dramat starogrecki miało moc katharsis W każdym razie, chciałam Ci napisać, że jeśli masz możliwość, to lepiej żebyś pogadała z jakimś specjalistą. Doświadczenie mnie nauczyło, że z psychiką nie ma żartów, jeśli zbagatelizujesz złe samopoczucie, to ono będzie narastać. Nawet jak nie masz ochoty rozpoczynać znajomości z psychiatrami, to może pogadaj z jakimś psychologiem, terapeutą. Takich rzeczy nie wolno bagatelizować.
-
Przeczytałam Twój post i muszę przyznać, że też tak czasem miewałam Generalnie od kilku lat jawnie zmagam się z depresją i jej podobnymi. Tak to mniej więcej wygląda: http://www.nerwica.com/dosi-gam-szale-stwa-pomocy-t49772.html
-
No tak, choć mam nadzieję, że nie będzie to konieczne Jaki problem Cię tu ściąga?
-
psychidae leczę tarczycę od kilku miesięcy, depresja wówczas wracała, mijała, znów się mnie uczepiła. Co do guza, to nadal nie wiedzą czy coś wydziela, czy nie, ale skłaniają się ku temu, że nie wydziela. Mimo wszystko dostałam bromergon na podwyższoną (lekko) prolaktynę, jednak uważają, że jest to spowodowane raczej depresją, bo gdyby guz rzeczywiście ją wydzielał, to byłaby o wiele wyższa. Teraz czekam na rezonans i muszę odwiedzić w końcu psychiatrę
-
Prawdopodobnie jest i tak lepiej, niż przewidujemy :)
-
Witaj, maturzystka wita maturzystkę Mam nadzieję, że Tobie egzaminy idą lepiej niż mi
-
Witaj. Wiem, że Ci nie pomogę - tylko Ty sam możesz to zrobić, ale może pocieszy Cię fakt, że rozumiem, co czujesz. Rozumiem, bo sama przez to przechodziłam. Boisz się niezrozumienia ze strony rodziny? - doświadczyłam go i napiszę tak: to potrafi dać w kość, ale przez wszystko da się przejść. Nie możesz się poddawać, wręcz przeciwnie - musisz odważyć się i poprosić o pomoc specjalistę. Może teraz nie widzisz w tym sensu, cierpisz, jest Ci źle - każdy tak ma. Każdy dotknięty chorobą tak ma. Ale to minie. Wszystko mija, więc i to, co teraz czujesz minie. I wierz mi, choć ewidentnie tego nie dostrzegasz, to na pewno jest ktoś, komu na Tobie zależy. Po prostu rozejrzyj się wkoło. Życie potrafi być ch***, ale nie możesz pozwolić żeby Cię pokonało. Nie poddawaj się jeszcze!
-
Dziękuję za odpowiedzi. Sama już nie wiem, czy to moja psychika działa destrukcyjnie na ciało, czy ciało na psychikę... kartezjański dualizm ciała i duszy mnie wykańcza. A może sama to robię? Prawdopodobnie za dużo myślę i to zupełnie irracjonalnie. Kopię sobie mały nagrobek z toksycznych iluzji...
-
Dzięki za radę, z pewnością wypróbuję te ćwiczenia To chyba nie do końca tak, że siebie nienawidzę. Mam jeszcze chyba to szczęście, że potrafię racjonalnie określić swoje mocne i słabe strony. Tylko w którymś momencie straciłam do siebie szacunek. Nie ma gorszego uczucia niż brak zaufania do siebie jako istoty ludzkiej. Bo jeśli nie ufasz sobie, to jak zaufać innym? Dopiero niedawno zdałam sobie z tego sprawę. Mam świadomość tego, że choć dziś czuję się naprawdę "rzeczywista", to jutro mogę się obudzić znów w tym okropnym stanie zawieszenia (nie potrafię tego określić; to jak połączenie lęku, wypływającej z niego histerii i martwego otępienia). Jestem pełna podziwu dla Ciebie Wypływa z Ciebie tyle pozytywnej energii i optymizmu. Ogromnie to szanuje
-
LoveHope Życie się stało, jak myślę Trzy lata temu coś we mnie pękło i zaczęłam krzywdzić siebie. Było źle. Byłam destrukcyjna dla siebie i innych. Stwierdzono u mnie poważny epizod depresji, przyjmowałam leki, chodziłam na terapie (wciąż wierząc, że tak naprawdę nic mi nie jest i ubzdurałam sobie całą tą depresję). W każdym razie wyszłam z tego do pewnego stopnia, ale wciąż wzgardzałam życiem. Opisywanie tego wszystkiego myślę, że nie ma sensu. To, co istotne to fakt, że od tego momentu straciłam do siebie zaufanie. Od lat nie wiem, co czuje. Nie jestem pewna swoich myśli. Odpycham ludzi bo przeraża mnie odrzucenie. Z depresji podniosłam się sama, gdy chciano mnie zamknąć w szpitalu. To było dla mnie jak zimny prysznic. Z próżności zdecydowałam się walczyć, bo nie mogłam znieść myśli o konsekwencjach zostania dziewczyną z takiego miejsca. Brzydzę się tym swoim myśleniem... Zmierzając do końca (to wszystko to tylko moje wybiórcze przemyślenia), ostatnio podupadłam na zdrowiu. Jestem słaba fizycznie (i tak, tym też się brzydzę). Gdy przyjęto mnie do szpitala w celu diagnozy, zrządzeniem losu, zdecydowano się również skonsultować mnie z psychiatrą i tak o to ponownie usłyszałam, że mam nawracające zaburzenia depresyjne - dla mnie - gwóźdź do trumny. Kończąc, mam dość użalania się nad sobą, uciekania od odpowiedzialności, zasłaniania własnego ego głupimi wymówkami. Jest mi cholernie (przepraszam za sformułowanie) ciężko. Jestem płaczliwa, rozhisteryzowana, zestresowana, ale najbardziej boję się tego, że jestem szalona. Zdrowie psychiczne to dla mnie największa wartość. Powinnam być oparciem dla bliskich, a nie kłodą pod nogami. W poniedziałek matura, a ja się zwyczajnie boję. Boje się znów przestać być realną... -- 02 maja 2014, 18:42 -- A tak nawiasem mówiąc, nie sądziłam, że spotkam tu tyle ciepłych duszyczek :)
-
Dzięki to takie dziwne w pewnym sensie... mam nadzieje, że dzięki temu forum może uda mi się w jakiś sposób pogodzić z faktem istnienia tych depresyjnych zaburzeń. Trzy lata życia w zaprzeczeniu to chyba za długo. Kamiru, Twoja odpowiedź mile mnie zaskoczyła W poniedziałek piszę maturę, jestem przerażona tym, że w ogóle mnie ona nie obchodzi. Skrzywiona psychika jednak robi swoje
-
Dziękuję za miłe powitanie, mam nadzieję, że uda mi się między Wami odnaleźć