Skocz do zawartości
Nerwica.com

Łabądek

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Łabądek

  1. Witam, piszę bo już nie mogę sobie dać rady. Historia jest długa i zawiła, ale postaram się przedstawić wszystko jak najprościej. Problem dotyczy mojego chłopaka. Jesteśmy razem już prawie 4 lata. Poznaliśmy się przez internet - ja z Północy on z południa. Przez 3 lata byliśmy na odległość, jednak widzieliśmy się co miesiąc na tydzień więc stosunkowo często. Gdy go poznałam miał poważną depresję, ze względu na presję rodziców (w rezultacie nie zdał I klasy liceum), alkoholizm i bicie przez jego ojca (teraz na szczęście jest już dobrze - dostał wylewu i mu się poukładało w głowie) i inne rzeczy. Ma też moim zdaniem zaawansowaną nerwicę od dziecka (z powodu rodziców i ich ogromnych oczekiwań) Wielokrotnie się samookaleczał oraz miał próbę samobójczą (tabletki) 3 dni spał po tym ale nic poważniejszego się nie stało. Później poszedl do psychiatry dostał leki ale sprawiały tylko to, że mial nienaturalnie dobry humor i tzw. śmiechawę. Zrezygnował z ich brania. POtem zaczęliśmy być razem. Myślę że wtedy mu pomoglam, jakoś to wszystko było, oczywiście dołki związane z rozstaniami itp. Jednak to że się kochamy pozwoliło nam przetrwać, choć i tak od czasu do czasu zdarzały się różne akcje typu, że życie jest bez sensu, zabijmy się razem, że on nie widzi sensu w tym wszystkim. Później przechodziło.Potem kolejne doły związane z nową szkołą, że sobie nie poradzi, że jest glupi itp (niska samoocena) I zero wsparcia ze strony rodziców, tylko same wymagania. Oczywiście w rezultacie doskonale sobie poradził, zdał bardzo dobrze maturę, choć kosztowała go mnóstwo zdrowia, mnie przy okazji też. Od 2 miesięcy mieszkamy razem, miało być cudownie, w końcu tyle czasu na to czekaliśmy. on dostał się na studia do mojego miasta (prawo dzienne na państwówce) ale po prostu nie wyrabia. Zawsze idealnie przygotowany, teraz nie daje sobie rady, zarywa noce, czasm nie sypia po 2 doby bo sięuczy. Na ten kierunek poszedł ze względu na rodziców, inaczej nie byloby mowy żeby studiował tutaj. Wykańcza się spychicznie i fizycznie. Znów mówi o samobójstwie, proponuje mi żebym to z nim zrobiła, że to jest jedyne wyjście, że nie widzi innej opcji. Że gdybym go kochala to bym to zrobiła, albo chociaż pozwoliła mu odejść. Brak w nim chęci do życia, w niczym nie widzi pozytywów. Boję się też o jego zdrowie, boli go serce, żołądek to właściwie non stop, ostatnio też prawa strona klatki piersiowej. Nie wiem co robić, ja też mam ograniczoną wytrzymałość, sama staram się trzymać. Jak jemu zdarzy się dobry humor to jestem cała szczęśliwa i wszystkie problemy znikają. Chce mu pomóc od tylu lat a nie wiem już jak. Nie zostawię go bo go kocham, ale czasem po prostu mam ochotę gdzieś uciec... Nie mam żadnych argumentów na jego gadanie o śmierci. Nie wiem, po prostu nie wiem co robić ;(
×