Witam wszystkich.
To mój pierwszy post na forum więc proszę o wyrozumiałość .
Od kilku lat zmagam się z nerwicą lękową, nawracająca (lęk o własne zdrowie), każdy nowy pieprzyk, zmiana czy dziwna dolegliwość była przeze mnie od razu identyfikowana jako choroba, po czym od razu siadałem przed laptopem i Google dopełniały dzieła, strasząc mnie wszelkimi chorobami.
Robiłem wszelkie badania i wszystko było git.
Pochodzę z rodziny hipochondryków, całe życie miałem do czynienia z matką która głównie martwiła się o zdrowie własne i wiecznie panikowała. W końcu starzy zaczęli drzeć koty, dochodziło między nimi do rękoczynów itd. Ja wiecznie wkurzony, znerwicowany pracą i faktem, że lada dzień się wyprowadzam, pewnego dnia nagle zemdlałem. Wstałem po czym jeszcze raz. Byłem hospitalizowany prawie rok temu. Miałem podejrzenie krwawienia z przewodu pokarmowego, zrobiono mi mnóstwo badań, stwierdzono tylko lekką niedokrwistość i po paru dniach byłem w domu. Przyjmowałem preparaty z żelazem, po 2 tygodniach badanie kontrolne i już wszystko było ok.
Raptem kilka dni później przeprowadziłem się i od razu odżyłem, ale moje obawy i napady lęku (przez pobyt w szpitalu) powtarzały się coraz częściej.
Dwa tygodnie temu lekko gorączkowałem, coś wirusowego + katar, ale się wyleczyłem. Mierzyłem temperaturę kilkadziesiąt razy dziennie nawet i po chorobie, wmawiając sobie, że mam podwyższoną. Od prawie 2 lat mam tak, że w sytuacji stresowej piecze mnie miejscowo skóra w różnych miejscach na skórze (ręka noga, plecy, brzuch), tak jakby była poparzona, nadwrażliwa, ale przechodzi. Nie mam żadnych innych objawów, czuję się dobrze, mam apetyt, sprawy żołądkowo-jelitowe też ok, nie jestem osłabiony. Przez ostatnie parę dni, nie mogę już ze sobą wytrzymać, przez stres związany z pracą, wyjazdem na szkolenie. Ciągle się denerwuje, że coś mi jest, nie potrafię się zrelaksować, nie potrafię przestać o tym myśleć. Bywam agresywny, wybuchowy. Dziś np, piecze mnie skóra pod kolanem na ramieniu i stopie. Noszenie spodni staje się upierdliwe, a w pracy wciąż o tym myślę, bo przez 8 godzin jestem na nogach. To mi mija, przechodzi, a potem pojawia się ponownie, w różnych miejscach. Pojawia się częściej niż zwykle, w paru miejscach naraz i trwa do kilku dni. Nie mam żadnej wysypki, nikt u mnie nie chorował na SM, boreliozę też wykluczyłem. Ciężko z tym funkcjonować, czuje się jak niewolnik własnego ciała, bo generalnie czuję się świetnie, dokucza mi jedynie to pieczenie skóry (+nadwrażliwość) w różnych miejscach i właśnie przez to się nakręcam... Takie błędne koło...
Dodam tylko, że po chorobie, ostatnio wkręciłem sobie, że pewnie będę osłabiony i po tym miałem miękkie nogi z rana i w pracy przez parę dni, jak tylko o tym pomyślałem. Obłęd...
Teraz jedyne co mi dokucza to piekąca skóra, stałe koncentrowanie się na tym sprawia, że pojawia się w różnych miejscach. Ciekawostką jest fakt, że w miejscach, które nie drażnie reką ubranie, pieczenie i nadwrażliwość mija bardzo szybko.
Staram się nie angażować osób z najbliższego otoczenia i nie przytłaczać swoimi problemami, które mogliby uznać za błahe. Swoją drogą, sam zaczynam tak uważać... To forum to pierwsze miejsce, w którym wyrzuciłem wszystko co mi leży na wątrobie.
Biorę Deprim i niedługo wybieram się na wizytę do psychologa, chciałbym zacząć normalnie żyć, przestać się bać i cieszyć życiem.
Macie jakieś rady? :)
Pozdrawiam wszystkich serdecznie.