Tak, mówiła, że mnie kocha. Mieszka praktycznie na drugim końcu Polski. Mieliśmy się spotkać jakoś po roku, ale się bała, że jej chłopak się dowie, jakieś inne ściemy. Strasznie się wtedy pokłóciliśmy, ale no w końcu znowu rozmawialiśmy. Z czasem sobie zdałem sprawę, że moje uczucie do niej jest zupełnie inne, niż jej do mnie. No, ale byliśmy już na takim etapie, że nie potrafiłem sobie wmówić, żeby dać spokój. Spotkaliśmy się, była okazja. Na 3 dni. Na "neutralnym" terenie fajnie było, ale uświadomiłem sobie, że i tak nigdy nie będziemy w związku, a jak mam ją spotykać raz na pół roku albo i dłużej to to jest bez sensu. Za długo do tej decyzji dojrzewałem, zdecydowanie za długo tak jak pisałem wcześniej, trudno mi było ją zostawić, bo mimo, że wśród facetów jest taka obrotna, to jednak jest bardzo samotna, a ja byłem jedyną osobą której mogła wszystko powiedzieć. Nie chciałem zostawiać przyjaciela, ale postąpiłem samolubnie, za co mam wyrzuty sumienia. Z drugiej strony... stałem w miejscu, wegetowałem, czekałem na jakiś cud. Wydaje mi się, że z biegiem czasu to sobie wybaczę i okaże się to słusznie podjętą decyzją.