moja walka wyglądała (i wygląda) bardzo podobnie. próbuję racjonalizacji moich lęków, jaka jest ich przyczyna, nawet w czasie ataku próbuję myśleć spokojnie i nie dać się "wciągnąć" w błędne koło. zdaję sobie sprawę z tego, że jestem zdrowa fizycznie, problem leży w mojej głowie więc jak mogę inaczej to wyleczyć niż przez zmianę myślenia? bywało naprawdę źle, bałam się wyjść do szkoły, a wysiedzenie na lekcji było naprawdę straszne.. jednal zawsze wysiedziałam, nic się nie stało, nie padłam, nie umarłam, nie zemdlałam. i tłumaczę sobie, że za każdym razem moje obawy są bzdurne. wiadomo, czasem zdarzają się lepsze i gorsze dni, ale ciągle sobie tłumaczę, że to tylko moja psychika i ciało samo tak reaguje. z moimi lękami zaczęłam wychodzić ze znajomymi, na imprezy, do kina (dojechałam sama 40min zatłoczonym autobusem!), brałam udział w publicznych wystąpieniach chociaż trzęsłam się jak galareta.. i nic się nie stało! :) grunt to myślenie. nie chodzę na terapię, nie biorę leków, sama nad sobą pracuję, a lęki mam od 6 miesięcy. walczę codziennie, czasem toczę wojnę, a czasem małe bitewki, ale staram się nigdy nie poddawać