Hej, jestem nowa chciałabym się dołączyć do forum.
Mam wielką potrzebe porozmawiania z kimś kto mnie rozumie, nigdy wcześniej nie spotkałam osob którę cierpią na tą przypadłość, całe życie byłam pewna, że jestem skończoną wariatką i moi bliscy/znajomi utwierdzali mnie w tym.
Przepraszam, jeżeli mój post będzie dość emocjonalny - własnie jestem w trakcie ataku i uznałam, że napisanie tego postu bedzię jakąkolwiek możliwością uspokojenia się troche (błagam) oto moja historia
Mam 21 lat, cierpie na ematofobie od dzieciństwa. Nie rozumiem dokładnie przyczyny. Miałam 8 lat, Zwymiotowałam w domku letniskowym po za dużej ilości czipsów, wszystko było okej, na drugi dzien czułam sie dobrze - nigdy nie bałam sie wymiotów. Jednak w nocy.. czułam to samo co wcześniejszego dnia - ale nie zwymiotowałam. I zaczeło sie, jedzenie tylko lekko strawnych posiłków, liczenie ile słodyczy zjadłam dziennie, kompletny brak fastfoodow, czipsów itp. najpierw było to takie nie winne od czasu do czasu stresowałam sie w nocy, trzęsąc sie i chodząc w kółko, coraz czeste branie kropli żołądkowych, pytanie (wymuszenie obietnicy) od mamy czy babci czy nie zwymiotuje dzisiaj (te pytanie dudni mi w uszach do dziś), modlitwy skierowane na ten jeden główny temat ''nie zwymiotowania''. Potem dołączyła ta cholerna nerwica natręctw - powtarzanie tych samych czynnosci które miałyby mnie uchronić od złego samopoczucia, pie*przone talizmany, guma do żucia, ta sama modlitwa przed snem, te same słowa skierowane do matki, obietnica. Kompletny odjazd, potem nieszczesliwie gdzies w wieku 12 lat zwymiotowałam.. i rozkręciło sie na dobre - mnostwo psychologów (nikt nie pomogł do dziś), leki uspakajające kilogramami, lęk przed jedzeniem, wstręt do zapachów, schudłam do 24 kilo . Trafiłam do szpitala, nic nie znalezli, ot malutki refluksik który zwalczylam w dwa lata. Gastroskopii nie dam sobie zrobic do końca moich dni. NAjbardziej przerzaza mnie moment w którym jestem gdzies ograniczona np klasa lekcyjna, korepetycje (zmora w klasie maturalnej dla emetofobików) , klub, obiad rodzinny itp miejscie z którego nie moge wstać pochodzic, pojsc do lazienki, czy wyjsc na dwor. Dlatego tez długi czas w podstawowce nie chodziłam do szkoły ze strachu. Ubzduralam sobie ze nie można zwymiotować na podwórku, tam jest moja bezpieczna baza. Jak mam strasznie silny atak ubieram sie nawet w zime i o 3 w nocy wychodze na dwór stać pod klatką i sie trząść. Byłam długi czas uzależniona od leków, uspakających, żołądkowych itp zwalczylam to teraz na szczescie. JEstem tlko uzalezniona od smaku mięty (cukierki, gumy do zucia). Cały swój dzien planuje pod swoja fobie - nie ma opcji jechania gdzies dłuzej samochodem czy autobusem po wiekszym jedzeniu. w szkole boje sie najsc za mocno, przed snem nie moge jesc pare godzin, na imprezy tez nie chodze po jedzeniu. Praktycznie w ogole nie pije alkoholu bo zaraz jestem pewna ze mi zaszkodził. Nie jem nic starego. Do emetofobii od 2 lat dołączyła depresja, czuje sie nieakceptowana przez innych mimo ze wiele osob nie wie o mojej fobii. Mam bardzo niską samoocene. Jak sie denerwuje to musze byc sama, nienawidze gdy ktos mnie wtedy przytula chce pomoc, jak juz jest ktos przy mnie (bo musi np w domu) to nie moze na mnie patrzec ani sie do mnie odzywac - bo to spotęguje moje zle samopoczucie i panike. Teraz przed chwila do mojego pokoju probowala wejsc moja wspolokatorka ale musialam udawac ze spie :< Ostatnio moje dolegliwosci sie nasiliy po zatruciu miesem mielonym (nie zwymiotowalam). Od 3 miesiecy nie moge juz zjesc w zadnym fastfoodzie, ani nic ciezkiego. Denerwuje sie 3-4 razy w tygodniu. Nie spie cala noc, ogladam filmy chodząc w kółko po pokoju do 5-6 rano lub gram neurotycznie w gry na telefonie. Jem cala noc gume mietowa i pije przeczyszczajaca cole. Dzis o 20 zjadlam dosc ciezka kolacje bo był to makaron z zołtym serem i teraz oczywiscie umieram, cala noc juz do dupy. A jutro mam na rano uczelnie. Nie potrafie juz normalnie funkcjonowac, wiele czynnosci nie moge wykonac jak normalni ludzie w moim wieku. Fobia ogranicza caly moj dzien. Czesto musz opuszczac zajecia na uczelni nie dlatego ze mi sie nie chce tylko po prostu nie jestem w stanie isc bo cala noc sie trzeslam i przezywalam katusze (zwykle po takich atakach caly nastepny dzien jestem wyczerpana i chodze jak zombie) Nikt tego nie rozumie, kazdy sie smieje ze moich lekow, nikt nie traktuje mnie powaznie. Kiedys Mama w dziecinstwie karała mnie za to ze sie denerwuje, krzyczala na mnie ze mam isc spac, wyrywała leki, uciekała ode mnie gdy jeszcze kiedys chcialam sie wtedy przytulić. Przez swoja fobie nabawiłam sie choroby serca ktore zapewne nie wytrzymywało ciaglego napiecia, dwa lata temu mialam operacje. Użalam sie nad sobą bo nie wiem co mam robic innego rzaden lekarz ani leki mi nie pomagają. Boje sie dalszego zycia, gdy bede musiala urodzic dziecko, zajmowac sie niem gdy bedzie wymiotowac czy pracowac i nie moc sie zwolnic z pracy z powodu ataku paniki. Studiuje Prawo i chce zostać Prawnikiem, nie wyobrażam sobie, że np zjem większe sniadanie i potem bede musiala pare godzin stać przed ludzmi i coś mowić przez pare godzin na sali rozpraw - to dopiero bedzie ograniczenie. Boje sie zyc, jestem uwieziona w swoim strachu, czasem mysle ze wole wszystko niż zwymiotować. Pomocy