Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dawidoff

Użytkownik
  • Postów

    47
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Dawidoff

  1. Nerwica sama w sobie jest czymś toksycznym. Nie podejmuj żadnych decyzji, które związek mogłyby zniweczyć. ROCD taki już jest. Za jakiś czas będziesz miał więcej przebłysków. Każdy tutaj przechodził przez coś takiego. Część osób już żyje szczęśliwie, grunt, to się po prostu nie poddawać i wierzyć w swoje.
  2. U mnie? Różnie i podłużnie. Wszystko skorelowane jest, w moim wypadku, ze stresem. Poza typowym ROCD, mam jeszcze myśli, że jakimś zachowaniem zdradzam swoją dziewczynę, boję się, że przy wykonywaniu określonych czynności (np. wychodzę z kumplami na piwo i w pobliżu są ładne dziewczyny, które obiektywnie należy uznać za takowe - sam fakt, że uważam je za ładne doprowadza mnie do szału, bo uważam, że jeżeli kogoś kocham, to powinienem takich ocen dokonywać tylko w stosunku do tej osoby itp.) ona może pomyśleć, że ją zdradzam. To są różne wariacje nt. tzw. "cheating thougths", co jest elementem, przyczyną lub następstwem ROCD (bo z różnych obserwacji, czy to na forach, czy to w książkach, wychodzi mi, że te zaburzenia potrafią się wzajemnie uzupełniać). Ostatnimi czasy często pojawiający się imperatywny rozkaz, że powinienem zdradzić swoją dziewczynę. Dodatkowo - typowa hipochondria, jak nie mam w danym momencie ROCD, to najczęściej wkręcam sobie raka żołądka (dziadek ostatnio zmarł właśnie na raka żołądka, co moje rozkminy w tym temacie właściwie spowodowało) i inne nowotwory. Poza tym, dosyć zaniżone poczucie własnej wartości - czuję się śmieciem, chociaż rzekomo nie powinienem - mam kochającą dziewczynę, dobrze płatną pracę zgodną ze swoim wykształceniem, niezłe perspektywy na doktorat, wraz z dobrą średnią na ostatnich latach studiów. Pomimo tego, porównuję się z każdym i chciałbym wykonywać to co on i żeby przynosiło to takie pieniądze jak jemu - zawsze widzę, że ktoś w czymś jest lepszym ode mnie. Do tego dochodzi stres związany z pracą, którą ma charakter taki, że wszystkie czynności w niej obarczone są terminami, od których częstokroć zależy czyjeś życie. Stres ów częstokroć generuje do tego kompulsywną masturbację. Moje problemy zaczęły się natomiast nie od ROCD, a od masakrycznej hipochondrii, potem przeszły w chorobliwą zazdrość o dziewczynę, a potem przeszły w ROCD i inne natręctwa. Choć, jak sobie teraz uświadamiam, od dziecka miałem mnóstwo natręctw, chociaż tak naprawdę z tego nie zdawałem sobie sprawy. Obecnie, jak zaznaczyłem na wstępie, moje myśli nasilają się wprost proporcjonalnie do czasu w którym jestem w zwiększonej ekspozycji na stres. Siłą rzeczy, życie moje jest tak skonstruowane, że jednocześnie studiuję ciężki kierunek i pracuję. Dodać do tego działalność stricte pozauczelnianą typu kształcenie w kierunku językowym oraz organizacja konferencji naukowych o różnym szczeblu - kabała gotowa. Z perspektywy czasu jednak, lepiej to znoszę, bo się sam obserwuję - staram się chillować i nie żyć swoimi natręctwami, chociaż to naprawdę bardzo trudne. Dużo pomaga świadomość, że spory udział w takim myśleniu ma po prostu permanentny stres.
  3. Zanadto się rozemocjonowałeś i przez to wpadasz w głębszy wir swoich natręctw. Proponuję odizolować się na jakiś czas od dziewczyny, wyeliminować stresotwórcze czynniki i skupić na własnych potrzebach (być może też na terapii). Na chłodno znacznie łatwiej będzie Tobie przeanalizować sytuację. A gdyby dziewczyna się wypięła, to swoje odchorować i przetłumaczyć sobie, że to nie była ,,ta jedyna". Tego kwiatu jest pół światu. Pewnie jeszcze nieraz się sparzysz. Po co izolować się od osoby, którą się kocha? Przecież to jest wewnętrznie sprzeczne. Ludzie, którzy się kochają, nie robią sobie przerw.
  4. Chyba rozumiem, o co Ci chodzi. Też od jakiegoś czasu rozkminiam, że samo OCD opiera się na swoistym konflikcie poglądów duszy i poglądów umysłu. Jest pewien dualizm. Dusza, z natury swej jest czymś transcendentnym i pierwotnym, ale wg mnie (przynajmniej ja to tak odczuwam) czymś równie dobrym, co niepojętym. Umysł, to coś wtórnego, coś wyuczonego - to może być albo dobre, albo złe, jak to ludzie. Problem powstaje, kiedy dusza bierze za rogi umysł i zaczyna się ujawniać. Śmiem twierdzić, że dusza wraz z rozwojem człowieka, odchodzi jakoś na boczny tor, a to umysł bierze w człowieku górę i przede wszystkim moralność, jaką wytworzył. Owszem, każdy ma konflikty, przy czym osoba będąca nerwicowcem inaczej to odczuwa, sprawia jej to większy ból. Pomijam tutaj typowe natręctwa i kompulsje, jak mycie rąk, chodzi mi o głębsze stany, typu: dlaczego wierzący nerwicowiec bluźni myślami w kościele? Dlaczego przykładny i kochający swoją kobietę facet ma cheating thoughts i analizuje urodę swojej partnerki, zadaje pytania czy kocha? Dlaczego zadeklarowani heteroseksualiści wkręcają sobie homoseksualizm? Zasadza się to wszystko na relacji przeciwnej, dobra dusza i pewne nie do końca akceptowane przez tą duszę zachowanie, ale nabyte przez umysł. W moim wypadku, długo nie wiedziałem, że mam nn. Zaczęło się od stresu, przez hipochondrię, a teraz mocuję się "z kocham nie kocham". Jestem pewien w głębi duszy, że kocham swoją dziewczynę, zresztą walczę z ROCD ponad rok. Miałem potężną remisję, gdzie właściwie poczułem się zdrowy, ale przyszły znowu, te same pytania. Dusza mówi co innego niż umysł i jest przerażona pytaniami stawianymi przez umysł. Bo to, co umysł kwestionuje, przez duszę akceptowalne nie jest. Przykładowo więc, moja dusza mówi "kocham" - ale umysł mówi: nie kochasz, idź coś wyrwij, zerżnij, zdradź, bo taka jest rzeczywistość, tak robią faceci, tak robią wszyscy. Umysł, żyjąc w czasach wszechobecnej właściwie pogardy dla miłości, krótkich związków, rozwodów, rodzinnych patologii uczy się tego i wybiera to, co w jego mniemaniu lepsze dla swojego posiadacza. Lepsze, ale tylko zdaniem umysłu, bo dusza bierze górę. Stres, jako zjawisko biologiczne, stężenie tych hormnów których nie trzeba, też robi swoje. Również mam coś takiego, jak wspomniane drzwi - nauczyłem się już gardzić trochę swoimi myślami, ale mimo to nerwica broni się wtedy rozpaczliwie "a, nie reagujesz na te myśli, nie zależy Ci na niej". I wtedy strach, że może mieć rację. Również, mam ogromną odporność na cierpienie. Ja wybrałem ścieżkę, że z czasem to minie zupełnie, że te myśli odejdą, bo są bez znaczenia dla mojej dobrej duszy. I że to tylko myśli, które człowiek nabył, za bardzo obchodząc się złymi wzorcami, które umysł nabył w toku swojego życia.
  5. Dzisiaj złe myśli odeszły i jest to dobry dzień!
  6. Nie. No chyba po to, by wymienić dziewczynę na lepszy egzemplarz w razie potrzeby. Mam w głębi duszy szczerą wiarę, że tak nie jest.
  7. Postacie historyczne się liczę? Bo zawsze chciałem być podobny do kilku delikwentów znanych z kart historii. Generalnie jednak, porównuję się do przyjaciół i wrogów, chcę być zawsze od nich lepszy, we wszystkim. Jak nie jestem, to mam mega doła (np. słabsza ocena na studiach, niż inni). Doszło nawet do tego, że rywalizowałem ze swoją dziewczyną i byłem wściekły, jak miała lepsze oceny na studiach niż ja. Porównuję też swoją urodę do innych, urodę swojej dziewczyny do dziewczyn innych znajomych. W sumie debilne, bo po ki ch... to robić...
  8. Cóż mogę powiedzieć... Szkoda, że nie wytrzymałeś i dałeś za wygraną. Moja historia mocno podobna, ale wciąż trwa - i w chwilach prześwitów, mocno mnie to cieszy :). Ja jestem ze swoją już ponad 2,5 roku. Pierwsze natręctwa miałem takie, że się o nią bałem, wyobrażałem sobie że nie wiadomo jakie ją wypadki spotkają, że ktoś ją zgwałci, zabije, że muszę ją ciągle chronić, potem doszła chorobliwa zazdrość. Dodam, ze jakoś przed związkiem miałem niesamowite ataki hipochondrii, wciskałem sobie przez parę miesięcy raka mózgu, zawały itd. Potem jakiś czas było wspaniale, a jakoś po 11 miesiącach związku, uderzyło mnie to, co Ciebie. Zadawanie pytania, czy kocham, czy nie kocham, czy jest mnie warta, czy nie podobają mi się inne, potem doszło jeszcze neurotycznie napędzany rozkaz nerwicy, że powinienem ją zdradzić. Jak ogarniasz angielski, poszperaj sobie o ROCD (relationship obsessive-compulsive disorder), u nas ten temat jest mocno w powijakach. Także cheatings thoughts, też bardzo ciekawe hasło w kontekście ROCD. Potem wizyty u psychiatry (a właściwie u dwóch, by mieć pewność, że to to), stwierdzony ZOK, przepisany asertin, psychoterapia, która mnie troszkę irytowała i jej zaprzestałem - od stycznia było w miarę normalnie jakoś do połowy lipca. Asertin mocno mi pomógł, wyciszył, tych prześwitów i radosnych chwil było bardzo dużo. Przestałem go zażywać, naiwnie myśląc, że jestem w stanie to pokonać sam, jakoś z końcem kwietnia. No i nn wróciła po raz kolejny w połowie lipca. Ale się nie poddaję, to bez sensu, tylko bardziej się w tym utwierdzam. Z jednej strony, serio, mega współczucie, bo strata bliskiej osoby jest straszna, a z drugiej - Twoje nieszczęście bardzo mi pomaga, bo wiem, że zerwanie tak naprawdę nic nie da - trzeba trwać, bo rozstanie nie jest rozwiązaniem. Na anglojęzycznych czy francuskojęzycznych forach takich osób jak Ty jest, niestety, na pęczki. Niektórzy tracili partnerów bezpowrotnie, innym udało się wrócić, częstokroć, takie chwilowe rozstania ich uzdrawiały. Spróbuj to wyleczyć i następnym razem, po prostu, nie poddawać się :).
  9. Don Kamillo , czyli generalnie rzecz biorąc, Twoja ex była złą osobą? Pozytywnych cech było mniej, niż tych złych? Rikuhod, ale z drugiej strony, taka walka z nerwicą przynosi na początku bardzo złe skutki. Wiem to po sobie. Walczenie na siłę, przekrzykiwanie nerwicy, to często kamień na młyn dla niej. Zawsze będzie odpowiedź, jak echo, że jest na odwrót i wpadasz w błędne koło. Po półtora roku walki - fakt, w takie rzeczy mogę się bawić. Zgodzę się również, że mają niesamowitą siłę, jednakże, rozumiem naturę tej choroby, a zrozumienie jej to ABSOLUTNY KLUCZ do lepszego życia... Kiedyś tam. Nieraz radziłeś ludziom, żeby te myśli po prostu płynęły i dla dziewczyny to chyba najlepsze, co teraz może mieć. Niech te myśli płyną, nie walcz z nimi, po prostu je lekceważ. Na początku to jest chyba najlepsze.
  10. Ehh... Wczoraj przyszpiliło mocno i tak trzyma, choć preludium jest już około od tygodnia. Paskudny dramat. A co tam u Was?
  11. Z ciekawości... Też macie problemy z nauką? Trudniej Wam wszystko wchodzi łba, szybko zapominacie itd.?
  12. U mnie od miesiąca super - a to dziwne, bo zszedłem w ostatnim czasie na 50 mg Asertinu. Oby jak najdłużej się to utrzymywało. Na psychoterapie nie uczęszczam od dawna, pochodziłem raptem z 3 miesiące - choć nie powiem, sporo mi one dały. Dziwnie się czuję to pisząc, bo jeszcze 13 miesięcy temu mój mózg kwiczał i kwilił na tym forum... Z dziewczyną układa mi się naprawdę super :). Jest super, ale inaczej. Moja nerwica miała chyba związek z wchodzeniem w nowy etap związku - mój mózg z początku nie rozumiał i nie mógł się przestawić. Naprawdę sporo daje pewna redefinicja celów życiowych. A także zastanowienie się, czym jest związek. Jak chcemy, żeby wyglądał. Mi np. bardzo pomogło znalezienie pracy zgodnie z kierunkiem studiów. Baaaardzo mi to pomogło. Obowiązków jakby więcej - a mimo to, jakiś taki szczęśliwszy jestem. Generalnie - im mniej się o tym myśli (tzn. o swoim OCD czy też precyzyjniej - ROCD), im bardziej angażuje w jakieś działanie, tym mniej jest mózg zajęty rozkminianiem pierdół i mieleniem wciąż tego samego gówna. Dodatkowo, ważne są rozmowy z partnerem/partnerką. Może to banał, ale to jest naprawdę cholernie ważne. Nie duście swych lęków, pragnień, rozkmin, tylko mówcie, rozmawiajcie. Nawet, jeśli nie czujecie jakiejś wewnętrznej potrzeby, bo w nn może tak być, że tego czuć nie będziecie. Powodzenia i nie pozostaje mi życzyć Wam (i sobie też), by remisje trwały dłużej, i dłużej, i dłużej, aż do całkowitego wyleczenia !
  13. Powiedzcie mi, czy ktoś miał problemy z wątrobą/żołądkiem po dłuższym zażywaniu Asertinu czy czegokolwiek związanego z sertraliną? Czy te leki po dłuższym ich zażywaniu przyczyniają się do niszczenia układu trawiennego?
  14. Skoro się walczy, to jednak coś ta druga osoba dla nas znaczy, prawda? Ja walczę już 10 miesięcy i nie zamierzam się poddać, bo wiem, że mam super dziewczynę i chcę z nią się zestarzeć.
  15. Raz lepiej, raz gorzej, ale coraz więcej tego "lepiej" :). Sporo pozytywnych uczuć, a natręctwa już nie trwają całe dni i remisje są dłuższe. Nabrało to swoistej cykliczności, przez wakacje uderzało równiuśko co miesiąc, teraz uderza tak co trzy tygodnie, czasem później. Zawsze jeden dzień jest mocniejszy, taki, że nawet facetowi chce się ryczeć. Ostatnio mam głównie natręctwa, że pożądam innych dziewczyn i jest mi z tym źle (choć z tego co wiem, to normalne, że czasem na drodze się człowiek oglądnie, a szczególnie u facetów - przynajmniej u moich kumpli, a część z nich ma spory staż), pomimo że moja dziewczyna jest naprawdę śliczna i nasze relacje są naprawdę super. W sferze seksualnej też nie mam powodów do narzekania. Ostatnio mam też często natręctwo, kiedy rozmawiam przez telefon ze swoją dziewczyną, że nie chcę z nią rozmawiać, że rozmowa trwa za długo. A w sumie nie wiem, czy godzina telefonicznej rozmowy dziennie (nie licząc esemesy i fejsbuków w ciągu dnia) to długo, zważywszy, że wprowadziliśmy sobie taki rytuał, jak jesteśmy w rozłące. Na początku związku potrafiłem rozmawiać nawet 2h, teraz też czasami, ale po jakimś czasie, kołoczą się myśli typu: "a nie powinieneś już skończyć", "czy chce ci się rozmawiać" itd. Strasznie to irytujące i czasem mnie to przeraża.
×