Skocz do zawartości
Nerwica.com

maris

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia maris

  1. dziękuję... przeglądam właśnie forum... tyle objawów podobnych do moich... mój Boże...
  2. witam... nie wiem... czuję się pusta... byłam 3 miesiące w Irlandii, sama... codziennie siedziałam w domu po 12 godzin z dzieckiem (byłam au pair), ani gdzie wyjść (bo dziecko miało być w domu, ewentualnie w ogrodzie), ani z kim pogadać po polsku – żadnych ludzi nie mogłam zapraszać (zresztą kogo?), limit na telefon, brak internetu... przy dziecku nie umiałam się nie uśmiechać, ale w środku czułam się pusta... w weekendy czułam się totalnie wykończona psychicznie... nie miałam ochoty nawet przebierać się z pidżamy, a tym bardziej gdziekolwiek wychodzić... i sufitowałam... zero motywacji... wytrzymałam 3 miesiące, mimo, że miałam zostać 6... kolejny nieudany krok, kolejna porażka... wróciłam do domu w sierpniu... do domu?... od progu zamiast powitania usłyszałam stek wymówek, że “po co wróciłam”, że “mam wracać za granicę”, że “kiedy się wyniosę znowu? i oby na dłużej, a najlepiej na zawsze”... mija trzeci miesiąc a ja nie wiem... czuję się pusta, czuję, że przestaję myśleć... zapisałam się do studium informatycznego, aby pobudzić swoje szare komórki do intensywnego myślenia... i nie umiem się zmotywować, aby zacząć się uczyć... pracuję jako serwisant w jedyny z duuuużych sklepów w mieście – serwisant: 4 godziny dziennie, wracam do domu o 11 i dzień mógłby się wówczas skończyć... w moim życiu nic się nie dzieje – nie widzę sensu ani życia, ani sensu czegokolwiek... chodzę do tej roboty bo chodzę, żeby się matka nie czepiała (choć i tak się czepia, że pracuję na pół etatu)... przyjaciele?... zawsze byłam sama, trzech znajomych mam na krzyż, którym i tak do szczęścia nie jestem potrzebna (dwie kumpele właśnie założyły rodziny, jedna z nich lada dzień urodzi potomka, trzecia lawiruje między pracą a studiami – nie ma tam miejsca dla mnie - wielkiej samotnicy...)... siedzę całymi dniami w domu – z kim miałabym iść?... gdzie miałabym pójść?... jak było ciepło chodziłam jeszcze na jakieś spacery, ale teraz?... całymi dniami siedzę przed komputerem, zabijam czas grając w jakieś bzdetne gry... nie mam ochoty sięgać po książki ani szukać w internecie rzeczy, które przydałyby mi się na tę informatykę... nie robię żadnych planów – kiedyś robiłam, wyliczałam, rozważałam – żaden nigdy nie wypalił – mimo wysiłku, jaki wkładałam w ich realizacje, mimo starań... błąd za błędem... po co mi kolejna porażka?... kolejny stres?... kolejne łzy?... kolejne docinki ze strony rodziców?... nie chcę więcej!... nie zniosę więcej!... ostatnio zaczęłam gadać sama do siebie... jakieś bzdury... głównie, że chcę stąd odejść... z tego świata... nie, samobójstwa też nie planuję – i tak taki plan pewnie skończyłby się tak samo jak wszystkie inne... chciałabym po prostu sobie umrzeć i mieć święty spokój... ból głowy, zmęczenie, apatia i ta pustka we mnie... to teraz właśnie czuję... nieudacznik... nawet jak coś mówię, to nikt nie słyszy mojego głosu, nie reaguje na niego... czuję się stłamszona... od kiedy pamiętam... wiem dokładnie kiedy to się zaczęło... miałam wtedy 11 lat... matka stwierdziła wtedy, że jestem stuknięta, bo zamiast spędzać czas z rówieśnikami, wolałam zaszyć się w swoim pokoju z książką...wszystko, co robiłam, robiłam źle – i ona nie omieszkała mi zawsze o tym powiedzieć... nie wiem, dlaczego wciąż z nią mieszkam... może dlatego, że jestem nieudacznikiem... a może zaczęło się to już wcześniej?... jak miałam 8 lat napisałam swoje pierwsze opowiadanie – chciałam przeczytać je matce i babci, stwierdziły, że posłuchają – stanęłam na środku pokoju z otwartym zeszytem i zaczęłam czytać... po chwili zauważyłam, że one zamiast słuchać, zaczęły rozmawiać między sobą... nie były zainteresowane... bardzo to wtedy przeżyłam... nie wiem, po co to tutaj piszę... chyba dlatego, że chciałam to komuś opowiedzieć... wiem, jestem chora... i powinnam iść do psychiatry... do kogo mam mówić? - do siebie samej już mówię... jestem za ścianą, skulona w kącie i nie chcę żyć... nienawidzę siebie, swojej przeszłości, teraźniejszość, przyszłości, która mnie znowu rozczaruje... czuję się pusta... zawsze sama sobie byłam przyjaciółką, psychologiem, księdzem, prawdziwą kochającą matką siebie samej... a teraz jestem sama – te wszystkie “wcielenia” mnie zniknęły... i jestem nikim... jak zwykle... i ta pustka we mnie...
×