Witam.
Jestem po trzech rozmowach. Zrobiły na mnie wrażenie, szczególnie ostatnia, z psychologiem. To, co mi się przede wszystkim rzuca w oczy, a jest być może przez niektórych interpretowane jako oschłość czy surowość, to faktycznie nadprzeciętna powaga, które jednak moim zdaniem świadczy właśnie o głębokim zaangażowaniu w temat. Tzw "rozluźniacze atmosfery", które zapewne wielu sobie ceni właśnie za rozluźnianie atmosfery (), są swoistą zasłoną dymną, tak ze strony pacjenta, jak i lekarza. Tutaj były po prostu maksymalne konkrety i skupienie. Trochę może przestraszać, ale wyszedłem z założenia, że tak ma być i nie jest to nacisk w moją stronę, a jedynie ich dobra wola. Jeżeli pęknę i np się popłaczę, to będzie to tylko część procesu terapeutycznego. I od razu kamyczek do diagnozy.
Nawiasem mówiąc nie popłakałem się, nie umiem jeszcze płakać, natomiast miałem problemy z wyksztuszeniem słowa, zwłaszcza, kiedy trzeba było zacząć. Najsprawniej poszedł wywiad życiorysowy, bo dostałem papierową ankietę, na podstawie której mnie potem wypytywała jedna sympatyczna pani. Rozmowa wstępna przeszła migiem, aż byłem zdziwiony, i pamiętam tylko, że nie potrafiłem, właśnie, zacząć, aż kobieta zauważyła, że chyba jednak coś mi dolega, skoro się pofatygowałem kawał z Wrocka i mam zamiar spędzić tu pół roku. Natomiast najmocniej przeżyłem ostatnią rozmowę. Przede wszystkim pani psycholog powiedziała mi, żebym "przestał prowokować, bo nic tym nie ugram" - to było do mojego krzywego grymasu, imitującego uśmiech. Pojawia mi się zawsze w silnym stresie. Zmusiłem się więc, żeby go zdjąć, a w dodatku musiałem jeszcze znieść jej spojrzenie, które było, w miarę, jak udzielałem o sobie informacji, przerażająco wręcz udręczone. Powiedziałem jej o tym, odrzekła, że faktycznie jest jej strasznie smutno z powodu mojego stanu. Dało mi to sporo do myślenia, gdyż sam starałem się do tej pory raczej ukrywać go przed sobą, wmawiałem sobie, że to po to, żeby jakoś funkcjonować.
Ostatnia rozmowa 20-go. Tym razem planuję pojechać sam (do tej pory dowoził mnie ojciec, a mam ambicję się usamodzielnić, hue hue). Jak na razie zdiagnozowano u mnie nawracające stany depresyjno lękowe, ostatnio dopisano do diagnozy zaburzenia osobowości. No, zobaczymy, jak to będzie.
BTW czytam ten wątek od początku, ale nie doszedłem do końca, jestem na ok 50-tej stronie. Także będę się na bieżąco zapoznawać z osobami tu piszącymi.
Pozdrawiam