Już kiedyś zakładałam tu temat, bodajże zimą. Dzisiaj wróciłam z mojej pierwszej psychoterapii i postanowiłam powitać się ponownie - kto wie, może na tym forum znajdę wsparcie? :)
Bezsenne noce, bóle żołądka, rozstroje, naprzemienne chudnięcie i rzucanie się na jedzenie, płaczliwość... to wszystko było przeze mnie ignorowane. Myślałam, e tam, nie jestem przemęczona - nawet, gdy zemdlałam na zajęciach na uczelni. Spychałam moje potrzeby na drugi plan. Ciągle było coś ważniejszego od moich potrzeb, aż w końcu egzaminy, głupie egzaminy! na uczelni doprowadziły mnie do myśli samobójczych, ataków paniki i lęku. Czuję się bezwartościowa, głupia, pusta, brzydka. Mam zaburzony obraz siebie i zaburzenia odżywiania.
Dzisiaj miałam rozpocząć praktyki, ale zadzwoniłam i powiedziałam, że rezygnuję, bo cały zeszły tydzień płakałam, że tam muszę iść. Dzisiaj rano zarzekałam się, że zrobię sobie krzywdę, jeżeli będę musiała tam iść.
Odbyłam o 14 moją pierwszą wizytę u psychoterapeutki. Skierowała mnie także do psychiatry. Jej diagnoza - zaburzenia nerwicowo-depresyjne i stany lękowe (czy coś w tym stylu). Jestem na dnie, ale wierzę, że z pomocą bliskich uda mi się od niego odbić. Martwię się, czy przetrwa mój związek, bo choć chłopak bardzo mnie kocha, to nie jest w stanie zrozumieć stanu, w którym jestem. Mówi to otwarcie - nie rozumiem, martwię się o Ciebie, o nasz związek. Ale mówi, że kocha, że wesprze. Razem będziemy walczyć.