Witam. Chciałbym opowiedzieć moją historię.
Dziś mam 24 lata. Jednak trochę powrócę do lat wcześniejszych. W 2006 roku podjąłem naukę w technikum o specjalizacji górnika pod ziemią. Technikum to gwarantowało zatrudnienie w jednej z 3 śłąskich kopalń. Ukończyłem je z bardzo dobrymi wynikami (szczególnie z egzaminu na technika). Oczywiście tak jak resztę klasy przyjęto mine do pracy jako pracownik fizyczny w jednej z kopalni Kompanii Węglowej. W międzyczasie podjąłem studia zaoczne na Politechnice Śląskiej w Gliwicach w kierunku górniczym. Moim celem i ambicjami było skończenie studiów i awans na stanowisko dozoru górniczego. Jednak w miarę postępu prac w kopalni obserwowałem zachowanie sztygarów (osób dozoru górniczego). Byli oni strasznie znerwicowani. Można powiedzieć, że trzepali się ze strachu. Tu zaświeciła mi się pierwsza lampka - że to raczej nie jest tak łatwo być w dozorze. Jako że jestem bardzo podatny na krytykę (jak to skorpion) - pamiętam wszystkich ludzi i sytuacje które urągały mojemu ego - pomyślałem, że byłoby samobójstwem podjęcie pracy tak stresującej jak dozór górniczy... Wraz z postępem czasu zacząłem rezygnować ze studiów. Zafundowałem sobie rok przerwy, który był najspokojniejszym i najszczęśliwszym okresem w życiu - całe zarobki (2500 zł na rękę - jeśli ktoś daje się omamić mediom że górnik zarabia 9tys. zł to życzę powodzenia - tyle zarabia dyrektor) szły na mnie i dziewczynę. Ale mi to wystarcza przecież. Mam stałą pracę - myślałem że to się liczy najbardziej. Jeździliśmy na wycieczki, inwestowałem w samochód. Jednak cały czas warunkiem było zdobycie przeze mnie tytułu inżyniera. Ale myślę - po co? Gdy oznajmiłem że nie chcę już studiować na tym kierunku u mojej rodziny i rodziny dziewczyny nastąpiła tylko histeria i płacz jaki to ja jestem zły, że nie chcę dbać o przyszłość swoją i rodziny. Boże... w przyszłym roku mam żenić się z dotychczasową narzeczoną. Kiedyś mi powiedziała że chce się żenić tylko z inżynierem. Niestety próby przekonania rodziny co do zasadności studiowania kończą się histerią. Mama moja jest nauczycielką, więc nic dziwnego że chce żeby syn był wykształcony. Ale mnie fizyka, mechanika, hydrotermomechanika, elektrotechnika guzik interesują. Nie potrafię się tego nauczyć. Największy błąd który popełniłem - dałem się namówić (mimo moich protestów) na reaktywację studiów. Zrobiłem to chyba tylko dla świętego spokoju. Mistyfikuję wyjścia na uczelnię, w tym czasie udaję się na zwiedzanie galerii handlowych itp. Najgorsze, że zaczyna się sesja i w końcu wyjdzie na jaw, że nie zdam tego semestru... Codziennie pogłębia to mój zły stan. Codziennie analizuję decyzje które wybrałem. Co robić? Oczywiście historia jest bardziej rozległa, ale ile można napisać w internecie? Boję się iść do psychologa, mam obawy że rodzina to wykryje.... Ważną rzeczą jest że używam alkoholu. Czasem więcej, czasem mniej. Dawno chciałem napisać tego posta, ale teraz, pod wplywem niewielkich ilości alkoholu mam wenę i odwagę. Boję się, że ktoś mnie zidentyfikuje...