Skocz do zawartości
Nerwica.com

niezapominajkaania

Użytkownik
  • Postów

    24
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez niezapominajkaania

  1. Tak, wydawać mi się zaczynało, ze on powoli zabiera się za taką subtelną i cichą tresurę. To się zaczęło ujawniać na jakieś 3 dni przed rozstaniem, ale nie zdążyłam z nim wtedy o tym pogadać, choć miałam ochotę i planowałam to w najbliższym czasie, ale zwiał, drań! -- 23 sty 2014, 17:13 -- Dziekuję wszystkim za rady i pomoc. Dowiedziałam się wreszcie, co jest grane, ale nie od niego. Postanowił walczyć o swoją żonę, prosić ją o drugą szansę. Nigdy nie życzyłam nikomu źle, ale zrobię ten wyjątek tym razem i życzę mu, zeby się nie udało- właśnie za to tchórzostwo względem mnie!
  2. a może w ten sposób chce zyskać szacunek, akceptację, ciepłe uczucia innych, zasłużyć sobie na nie.. Wydaje mi się, ze w związku z nim tak właśnie robiłam- wcześniej nie. A pomogłam mu po prostu, bo widziałam, że facet ma problemy, że go coś boli, ze zaczyna pić. Zaczął mi się zwierzać, nie chciałam uciekać i go tak zostawiać, a później wszystko potoczyło się samo. On był w domu ze strony żony przyzwyczajony do systemu kar i nagród- ona tak go traktowała, ja przy nim zaczęłam się zachowywać podobnie! Nie wiem, czy on tego mechanizmu we mnie nie wyzwolił ciągłymi oczekiwaniami, pouczeniami, gdy zrobiłam coś nie tak, jak on chce w kwestii ukrywania naszego związku. Gdy postępowałam wedle jego myśli stawał się czulszy w stosunku do mnie. Nigdy wcześniej takie coś mnie nie spotkało w relacjach z nikim. Później on sam zapowiedział, ze będzie inicjował nasze spotkania, bo ja postępuję zbyt nieodpowiedzialnie, że on weźmie wszystko na siebie (tak się stało na kilka dni przed rozstaniem). -- 18 sty 2014, 19:24 -- W sumie, to on wystąpił o rozwód, ona go ponoć prosiła i mówił, że wtedy po raz pierwszy czuł przewagę nad nią, gdy widział strach w jej oczach. Z tego, co wiem- odnośnie kobiet, to pod koniec małżeństwa ukarał żonę... zdradą z jej bliską koleżanką! Za to, ze żona miała bliskiego kolegę (nie kochanka). Mówił także, że tak nigdy jej nie zdradził, ale owszem, były kobiety, ale on jej wcześniej z nimi nie zdradzał. Po rozwodzie natomiast już nie próżnował, wciąż miał jakieś romanse, gdy w delegację wyjeżdzał i kilka prób związków, które kończył- z winy tych kobiet- jak mówił, że nie warte były miłosci, ze kłamały, że w ogóle złe były. Teraz widzę co innego, że to nie on był ofiarą złych kobiet, a to raczej on jest typem faceta bawiącego się uczuciamiu, choć zawsze podkreślał, ze brzydzi się takim typem mężczyzn! Pewnie zaprzecza sam sobie...
  3. Facet byl zdecydowanie dziwny...tak jakby nie docieralo do niego ze juz nie jest jej mezem. Rozumiem pierwszy szok ale mijaja lata a on jest caly czas w tym samym miejscu. No i zastanawiam sie skad u Ciebie tak syndrom matki teresy? Po prostu zawsze miałam dobre serce i zawsze wszystkim pomagałam. Widziałam, w jakim był stanie, gdy go bliżej poznałam, nie chciałam go więc zostawiać w jego stanach smutku i samotności, widziałam, ze przy mnie stał się szczęsliwy i nawet sam o tym wspominał, ze tak szczęśliwy nie był już od lat, co mnie utwierdzało w przekonaniu, że dobrze zrobiłam pomagając mu. Tak się rozwinęło uczucie, do związku dążył on, on zrobił pierwszy krok ku temu, twierdząc, ze również chciałby dać mi szczęscie.
  4. Na to wygląda! On przez 9 lat się przed nią płaszczył, prosił o powrót, a ona go własnie tak zlewała, jak on teraz mnie! On wszystko usprawiedliwiał, wiem, jak przez to cierpiał, bo przed związkiem się przyjaźniliśmy, więc pomagałam mu się z tym uporać. Wiem, jak bolało go jej milczenie, jej brak życzeń na święta, podczas, gdy on sam zawsze jej wysyłał. Tłumaczył ją, ze ona ma honor, że to dobra cecha, choć tak przez to cierpi, mnie natomiast zarzucał brak honoru, bo nigdy ani obrażalska nie byłam i zawsze prosiłam o rozmowę, gdy coś było nie tak, no i teraz, poczatkowo prosiłam go, by nie odchodził, bo go kocham i nie chcę stracić. Dla niego takie zachowanie u kobiety zawsze było piętnowane, ja niestety nie wyobrażałm sobie inaczej, tylko po prostu pokazać, że kocham i chcę walczyć, naprawić to. Mój błąd, ze pokazałam słabość, bo on tego nigdy nie lubił, on sam zawsze mnie pouczał, ze trzeba pokazywać, jakim jest się silnym, twardym, ze trzeba pokazać, ze człowiek zawsze i w każdej sytuacji sobie sam poradzi. Ja byłam trochę inna, okazywałam inaczej uczucia i pokazywałam, że mi zalezy, ze jeżeli chce się z kimś coś zbudować, to przeciwności się pokona, bo przeciwności w życiu są zawsze. Ale on (nawet kiedyś wspomniał troszkę po pijanemu na urodzinach),że choćby był przeszczęsliwy, a jego rodzina np. nie akceptowała jego wyboru, to byłby nawet w stanie związać się z kobietą, która by gogorzej traktowała, ale przy której miałby spokó (bo rodzina by zaakceptowała)!!! Myślałam wtedy, ze wypił i głupoty plecie, ale chyba tak jednak myślał... To okropne, jak mi namieszał po tym wszystkim w głowie. Sama nie wiem, na czym stoję, jaka być powinnam, co zrobiłam nie tak. Czuję się jak zabawka, którą wyrzucił w kąt, gdy się dowartosciował, gdy pokazał, jaki to on silny jest, jaki nieomylny, jaki kochający (byłą żonę)
  5. hej, nie szukaj winy w sobie, bo się zadręczysz dziewczyno. nie ma nic złego w tym, że się w nim zakochałaś i pokazywałaś mu to na każdym kroku. każdy jest inny, każdy ma inną ekspresję emocjonalną i to jest w porządku. mi czerwona lampka zapaliłaby się w momencie, jak on mówił, że za bardzo się zaangażowałaś, że on się czuje nieswojo, jak widzi jak bardzo go kochasz. włączając do tego te teksty o żonie.. zwiewałabym czym prędzej. i teraz nie myśl, dlaczego się nie odzywa, co zrobiłaś źle, co on pomyślał, co zrobił, czemu taka zmiana- tylko zaakceptuj ten fakt i przejdź nad nim do porządku dziennego. skoro tak zrobił- jego wybór- Twoje życie toczy się dalej, taki typ nie jest Ci do niczego w nim potrzebny. po co wkładać sobie na głowę, martwić się, tracić nerwy.. nie ma to sensu, skórka nie warta wyprawki. swoją drogą- gdy emocje już opadną, poczytaj sobie może w internetach o uzależnieniu od miłości etc. może to coś Ci rozjaśni :) ściskam kciuki mocno, trzymaj się Chciałam zwiewać, ale nieustannie robił mi nadzieje, udawał takiego kochającego. Ja po wielu zyciowych przejsciach potrzebowałam (jak mi się wydawało) kogos takiego i on sam wspominał, że mi pomoże, ze naprawi moją nieufność w stosunku do mężczyzn, ze strworzymy coś wartościowego razem. Jeżeli chodzi o zonę, lampka się włączała, ale myślałam sobie, ze to minie, ze jest po przejściach i musze to zrozumieć -- 18 sty 2014, 14:09 -- powaznie? po co cierpisz publicznie? Te posty, w których pokazuję udostępniam tylko dla niego, tylko on je widzi, inni znajomi nie. Po prostu, chciałam człowiekowi pokazać, co zrobił, wywołać jakieś wyrzuty sumienia, ale chyba bezskutecznie, bo on sam pisze np: że uważa się za bardzo dobrego człowieka (zawsze miał wysokie mniemanie o sobie), no i wciąż dowcipy i posty o imprezach, dziś jakieś wspomnienie miłe o chwili z żoną- dawno temu. Nie poznaję człowieka, bo on nigdy ani imprezowiczem nie był, ani też nie zachowywał się tak bezdusznie, więc nie wiem, czy to jego maska obojętności, zeby się do prawdziwych uczuć nie przyznać, czy po prostu taki podły jest, ale udawał kogoś innego przede mną.
  6. W dodatku widzi, co piszę na fb, gdzie ma mnie w znajomych, widzi jak cierpię, nie rusza go to nic, nawet słowem się nie odezwie, nawet przepraszam nie powie, a ja siedzę i wylewam za nim łzy w nadziei, ze on ma jeszcze jakieś serce, że zrozumie, co mi zrobił i w jakiej formie to zrobił, bo wciąż o tym przypominam- o tym milczeniu.Ja piszę na fb jak cierpię, a on w tym czasie publikuje jakieś dowcipy, jakieś smieszne rzeczy, tak, jakby zupełnie tego nie widział. Nie poznaję tego człowieka, był taki czuły, delikatny, wrażliwy na ludzką krzywdę, a teraz taki zimny, jakbym mu niewiadomo co zrobiła. Naprawdę czasem się zastanawiam, w czym zawiniłam, skoro on tak na mnie reaguje. Zawsze wiedziałam, ze tak reaguje tylko na ludzi, którzy mu coś poważnego wyrządzili, ze wtedy potrafi milczeć, być zimnym i obojętnym :-(
  7. Nie, z racji wykonywanego zawodu ma regularne badania psychologiczne i psychiatryczne, więc choroba raczej odpada...
  8. Własnie, też myslałam początkowo, ze to zwykła obraza, ze może ktoś plotkę jakąś mu powtórzył, ale to dojrzały człowiek i wydaje mi się, że raczej by najpierw spytał mnie. Zawsze o wszystkim rozmawialiśmy, zawsze mówił, ze jak bedzie mi miał coś do zarzucenia, to powie prosto w oczy, a tu nagle takie zachowanie. Dzien wczesniej jedynie wspominał, że za bardzo mu uczucia okazuje, że mu to przeszkadza, ale żeby przez takie coś zerwać lub tak się zachowywać względem mnie... -- 17 sty 2014, 23:34 -- Własnie, też myslałam początkowo, ze to zwykła obraza, ze może ktoś plotkę jakąś mu powtórzył, ale to dojrzały człowiek i wydaje mi się, że raczej by najpierw spytał mnie. Zawsze o wszystkim rozmawialiśmy, zawsze mówił, ze jak bedzie mi miał coś do zarzucenia, to powie prosto w oczy, a tu nagle takie zachowanie. Dzien wczesniej jedynie wspominał, że za bardzo mu uczucia okazuje, że mu to przeszkadza, ale żeby przez takie coś zerwać lub tak się zachowywać względem mnie... (Odpisałam na wiadomość)
  9. Widując go na ulicy nie możesz podejść i spytać? Bez histerii, bez awantur, spokojnie, sensownie, zapytać. Przecież nie ucieknie machając rękami, a Ty masz prawo podejść i zadać proste pytanie. Pytałam, odpowiedział, że nie ma o czym rozmawiać i po prostu odszedł, stwarzając wrażenie obrazonego na mnie. Prosiłam o ktrótka rozmowę, nic nie dociera- traktuje mnie jak powietrze :-(
  10. Akurat to wszystko, co jest powyżej napisane on wiedział! Ale... odnosił to do mojej osoby!!! Że ja przez kilka lat bałam się związku z kimkolwiek, ze nikomu przez ten czas szansy nie dałam, a nie dałam, bo nikt nie wzbudził we mnie zaufania. Ze właśnie żyłam w piekle samotnosci z własnej winy, bo on chociaż próbował się wiązać. Tylko po co próbował, skoro kilka kobiet porzucił, gdy chciały czegos więcej! Ja sama gdy miałam problemy z wejściem w związek nie mydliłam innym oczu wiedząc, ze jeszcze nie jestem w stanie czegos zbudować, że mam jakąś barierę psychiczną. On natomiast miał nieustanne pretensje do mnie o to, jakby szukał po prostu kogoś, na kogo może te własne frustracje i lęki przelać, bo one go niby nie dotyczyły, on się wypierał, gdy mu prosto w oczy mówiłam, ze się po prostu boi emocjonalnego zaangażowania. Raz nawet przyznał się, ze okropnie się przed tym broni, ale po chwili oczywiście odwołał swoje stanowisko, upatrujac problemów w mojej przeszłości, w moim kilkuletnim byciu osobą samotną. -- 17 sty 2014, 22:09 -- Też się martwiłam, że coś się stało przez kilka pierwszych godzin milczenia. Ale go widuję na ulicy, jest też obecny na gg i fb, więc wiem, ze zyje. Ale nie odzywam się. Prosiłam, błagałam o rozmowe- nie zareagował, więc i ja traktuję go teraz jak powietrze, nie chcąc się narzucać i płaszczyć przed nim.
  11. Własnie, on mnie odtrącił tym milczeniem, czyli obok być nie mogę. Nie powiem, sama chetnie bym mu pomogła, bo i pomagałam mu na poczatku przed naszym związkiem, widząc, ze jest nieszczęsliwy i zamknięty w sobie. Ale teraz, gdy on absolutnie nie chce żadnego kontaktu, gdy nie odpisuje na wiadomości, nie odbiera telefonów, a na ulicy odwraca głowę w drugą stronę i udaje obrażonego, wiem, że on po prostu już mnie nie potrzebuje, nie potrzebuje mojej pomocy. Najwyraźniej stał się silniejszy przy mnie, nawet do dostrzegałam, bo z człowieka zdołowanego zmienił się w pełnego wigoru faceta. Szkoda tylko, ze odtrącił mnie w taki sposób, gdy już przestałam mu być potrzebna, gdy stałam się emocjonalnym zagrożeniem dla niego...
  12. Mnie też! Właśnie to uderza mnie najbardziej! Tym bardziej, ze zawsze wyrażał się źle o facetach, którzy odchodza bez słowa! Mówił jeszcze kilka dni wcześniej, ze to dla niego nie do przyjęcia, by tak odejść, że to brak szacunku do kobiety, ze taki facet to tchórz. Po kilku dniach zrobił to samo!!! A na moje błagania, by wyjaśnił mi, dlaczego milczy, z jakiego powodu odszedł w ogóle nie zareagował. Prosiłam tylko go o szczera rozmowę, ale bez odezwu z jego strony... Jakby się obraził, choć nie był typem obrażalskiego i nie miał powodu do obrazy, bo dzień wczesniej rozstalismy się w pokoju i umówili na kolejny dzień, ale już zamilkł.
  13. to po cholere zawraca Ci glowe jak ma zone? Najwyrazniej wciaz czul sie mezem Codzienie dawal Ci sygnaly zebys nie liczyla na cos wiecej bo poki co jest on , jego zona i Ty na doczepke. Co z Toba? Jakby mi facet gadal no stop o swojej bylej to bym go wykopala za drzwi Ja się jak głupia dałam wplątać w te jego gierki. Poczatkowo po prostu był moim przyjacielem, któremu pomagałam, wyciagałam go z depresji po tym wszystkim, stawiałam do pionu. Nawet nie zauważyłam, kiedy dałam się omotać, kiedy się zbytnio zaangażowałam i straciłam czujność. Też go pytałam, dlaczego, skoro niby w świetle prawa koscielnego to jest nadal jego zona, on zawraca mi głowę. No to odparł, ze chciał mi coś dobrego w zyciu dać, uszczęśliwić mnie (bo sama miałam trudne życie, mase problemów rodzinnych) Niby kierował się moim dobrem!!! Ale im dalej to brnęło, tym więcej rzeczy wychodziło na jaw, więcej jego uczuć względem byłej żony, niepewnosci. Byłam już zaangazowana uczuciowo, przez co traciłam czujność, starając się także go usprawiedliwiać! To był mój błąd, niestety!
  14. Tak, ja to dopiero teraz zaczynam wszystko dostrzegać!Jego zachowanie, na które przystałam, ciągły sentyment po tylu latach od rozwodu, brak deklaracji o uczuciu, porównywania mnie do niej. On juz kilkakrotnie próbował stworzyć związek z innymi kobietami, ale zawsze uciekał, zawsze miał jakieś "ale" a to mieszka w innym mieście, a to go raz z czymś okłamała. A to chyba były tylko głupie preteksty ze strachu przed związkami. Kiedys miałam mu ochotę powiedzieć, ze przejrzy na oczy dopiero, gdy schorowanych rodziców straci i zostanie wtedy zupełnie sam, choć miał szansę na normalne życie, z których nie skorzystał!
  15. Super, dzięki, napewno przeczytam, żeby się chociaż troszkę uleczyć z tego chorego uczucia -- 17 sty 2014, 20:45 -- Przez kilkanaście lat był pod pantoflem zony, sprzatał, gotował, robił zakupy. Nigdy nie był doceniany, nigdy mu dziękuję nie powiedział. Pod koniec jak tupnął nogą, zaczynał się awanturować, to się go po prostu pozbyła. A co do odpowiedzialności, to własnie tak postępował- obarczał mnie słabościami, wygadywał mi słabosci, zbyt mocne zaangażowanie. Tylko, ze ja wiedziałam, czego chcę, wiedziałam, co chcę i po co budować, a on na samo wspomnienie słów "nasza przyszłość" miał strach w oczach i mówił, ze mnie prosi, bym jeszcze nie planowała, bo jego sytuacja jest taka trudna. Wciąż przegladał portale społecznosciowe swojej zony, by wiedzieć, co publikuje i potem w tym wszystkim doszukiwał się zamiaru chęci naprawy przez nią związku, analizował, przybiegał do mnie ze strachem, ze on nie chce, ze co zrobi, gdy ona naprawdę o tym pomysli. A czasem były to rzeczy, w których ja sama nie widziałam niczego, co miałoby zwiastować jej chęc powrotu, ale wywoływało to we mnie okropne stany depresyjne, cierpiałam przez to, przez ten jego lęk, a z kolei moje cierpienie sprawiało, ze on się złościł, ze zbyt emocjonalnie reaguję, ze powinnam spokojnie do tego podchodzić, a nie się zaraz dołować, ale to on sam dawał mi powody, wciąż wspominajac o niej.
  16. Właśnie jego zachowania czasem zdradzały, ze mu zależy. Wielokrotnie płakał przy mnie mówiąc, ze on sam nie wie, gdzie jest jego miejsce w zyciu, że zony juz nie kocha, ale to była jego pierwsza kobieta, dzieci mu urodziła, tam był jego dom. Płakał też, ze tak go krzywdziła przez lata, że był popychadłem dla niej, wciąż płaszczył się przed nią. Ja wiem, ze tak było, że on się nieustannie przed nią poniżał, bo moi rodzice mi o tym mówili, pamiętajac ich związek (on mieszka w sąsiedztwie). Dlatego było mi go żal, przez te reakcje jego, widziałam też i widziałam, ze się z tym męczy... Nie chciał tez sexu, twierdząc, ze za bardzo mnie szanuje i gdyby nie wypaliło, cierpiałby jeszcze bardziej. To chyba jakiś masochista! Bo analizując to wszystko wyłania się obraz człowieka, który chce cierpieć na własne życzenie i z góry zakłada cierpienie oraz niepowodzenia.
  17. Staram się jakoś żyć z tym, nie załamywać się, ale to cholernie cięzkie! Po swoim narzeczeństwie, które również się rozpadło (przez zdradę jmężczyzny pod wpływem alkoholu) miałam w ogóle problem, by komukolwiek zaufać. Zaufałam dopiero jemu po kilku latach samotności. Znał moje wszystkie słabości, problemy i sprawy. Nazywał siebie również moim najlepszym przyjacielem, twierdząc, ze zawsze by mi pomógł, nigdy z kłopotem nie zostawił. Żałuję, że tak zaufałam, ze tak się zwierzyłam i to ze spraw, o których nikomu nawet wcześniej nie mówiłam. Pragnęłam miłosci, bliskosci po tej samotności, która wcześniej przeszłam. Teraz wiem, ze popełniłam błąd ufając bezgranicznie, dając się omamić.
  18. Związek był ukrywany na jego prośbę, ja byłam gotowa powiedzieć swojej i jego rodzinie, ze jesteśmy szczęsliwi, będziemy razem! Jego rodzice są fizycznie niepełnosprawni, brat jest za granicą, on jest jedynym opiekunem tych rodziców, zajmuje się domem i nimi. Oczywiscie, gdyby chciał, to mógłby coś wspólnie ze mną wynająć, bo do rodziców by sobie dojeżdżał codziennie. Jak mówił zawsze, ze on bardzo liczy sie z ich zdaniem, ze nie chciałby kontaktu z rodziną pogorszyć. Nawet nie mogliśmy spacerować jak ludzie po ulicy, bo wciąż bał się, ze ktoś znajomy go zauważy, alebo ktoś z dalszej rodziny- tak, jakby się wstydził mnie, ze przecież wszyscy wiedzą, ze on jest po rozwodzie i jak to wygląda, ze idzie z inną- młodszą kobietą, ze ludzie tego nie zrozumieją, są nietolerancyjnu itp. Ja mam 32 lata on 50, więc to dorosły męzczyzna, azachowywał się czasem jak podlotek! Szkoda tylko, ze od poczatku przystałam na takie warunki. Zmyliło mnie to, ze on zawsze potrzebował czasu, ze wspominał, ze jest po przejściach, a ja z tego całego swojego uczucia po prostu pozwoliłam mu na takie zachowanie, by nie robić już problemów, by go nie zrazić do siebie...
  19. Bardzo możliwe, ze był jakimś kłamcą. Czasem miałam wrażenie, że to zwykły kobieciarz- zdradzał takie cechy wcześniej, ale gdy weszliśmy w związek przestał wspominać o jakichkolwiek kobietach (prócz byłej żony). Co najgorsze, kilka dni wcześniej rozmawialiśmy o o sposobach odejścia i bardzo krytykował sposób, w jaki odszedł mój narzeczony kilka lat wcześniej (zdradził)- a zerwał zaręczyny również milczeniem! Po czym po pół roku dopiero przepraszam usłyszałam. Marek (ten obecny) bardzo to skrytykował twierdząc, ze porzucenie kogoś bez słowa jest czymś, czego on się wręcz brzydzi i to dla niego nie facet, który tak postępuje z kobietą. I co? Za kilka dni zrobił to samo i tak samo!
  20. Bedac z Toba od kilku miesiecy, caly czas wspominal z nostalgia byla? Po 9 latach od rozwodu??? ... Proste... Wrocil do niej, ale jest zbyt wielkim tchorzem, zeby sie spotkac i powiedziec Ci to wprost. Frajerzy tak maja Tak, wspominał i za każdym razem wyprowadzałam go z tego stanu, pocieszałam. Starałam się zrozumieć, bo był facetem po przejściach. Właśnie, nie wrócił do niej! Mieszka nadal u rodziców. Ale ze mną urwał całkowicie kontakt i nawet błagania o podanie powodu odejścia nie pomogły- nie wiem, dlaczego tak ze mną postąpił :-(
  21. Tak, dokładnie! Ja wielokrotnie mu mówiłam, ze on musi się zdecydować, czego chce, bo przyznawał, ze sam czasem nie wie. Często też obwiniał mnie, ze za bardzo go pokochałam, ze boi się, co by było, gdyby nam się nie powiodło, czyli on już z góry to chyba przewidział, ze musi się nie udać! W dodatku widział mój ból i lęk, gdy kazdego dni wypisywałam do niego pierwsza wiadomości i wielokrotnie podkreślałam, ze się po prostu boję, bo nie wiem, na czym stoję w relacji z nim, a jestem bardzo zaangażowana uczuciowo. Co najgorsze, ja sama byłam oporna przed jego zainteresowaniem na poczatkach, ale latał za mną, zapraszał na pizzę, do kina- czyli jakby sam zabiegał o tę relację, a później przyznał się, ze się czasem boi tego, co się dzieje, bo ja za mocno go kocham i chciałabym całe zycie już podporzadkować pod nasz związek. Miał przede mną dwie partnerki już po rozwodzie i również zakończył te relacje, gdy zaczynało się robić poważnie, ale przynajmniej z nimi rozmawiał, a do mnie z godziny na godzinę po prostu przestał się odzywać! Dzień wcześniej mieliśmy rozmowę na temat tego, ze mu bardzo te uczucia okazuje, ze za mocno go kocham, ze nie można tak kochać, bo w życiu różnie to bywa. Tłumaczyłam mu nie jeden raz, że nie może żyć tym, co było lata temu, że skoro jest szczesliwy, niech buduje to szczęscie, a nie myśli o wchodzeniu znów w bagno kłótni i nieporozumień, tylko dlatego, ze kiedyś coś komuś w kościele przysięgał. Twierdził jeszcze, ze to jest też z mojej strony brak szacunku do siebie, ze zawsze potrafię go poprosić o coś, że jestem też bardzo uległa. Że jego zona zawsze była honorowa i dumna, potrafiła się przez lata nie odzywać, była silną kobietą, a ja jestem słabsza i takie tam i ze to jest moja poważna wada... Stąd te moje wyrzuty sumienia, ze to przeze mnie, że nie dałam rady tego udźwignąć, pomóc mu i okazywałam słabości, przez co może uciekł. Takie myśli mam w głowie...
  22. Tak, wziął rozwód- papiery widziałam, ale to tylko rozwód cywilny. W jego mniemaniu żona zawsze żoną pozostanie, bo ślub kościelny jest nierozerwalną przysięgą. Z żoną kontaktów nie utrzymuje, ale wielokrotnie o niej wspominał- praktycznie każdego dnia, włąsnie z taką niepewnością: Co by zrobił, gdyby ona nagle zdecydowała się do niego wrócić, bo przecież to zawsze będzie jego żona. Ale po chwili, gdy widział moją reakcję, mój strach wycofywał się mówiąc, że to tylko jakieś nic nie znaczace myśli. Ale nigdy też nie powiedział, ze mnie kocha- bezpośrednio, bo jak twierdził boi się takich wyznań i zrobi wszystko, bym to poczuła, ale nie może mi tego powiedzieć. Byłam wyrozumiała, wiedziałam, ze jest po nieudanym kilkunastoletnim małżeństwie, ze być może potrzebuje czasu, potrzebuje mojej troski. Wszystko było między nami dobrze, wiele rozmawialiśmy, on zapewniał, że jestem jedyna i takie tam... Ale pewnego dnia po prostu zerwał kontakt bez wyjasnienia i na nic zdały się moje prośby, by chociaż podał mi powód. Od tamtej pory trwam w jakimś zawieszeniu, czuję się z tym fatalnie, doszukuję się w sobie winy za to jego milczenie. Jego rodzina pomimo tego rozwodu wciąż przy kazdej okazji powtarzał mu, by spróbował jeszcze raz, by starał się żonę odzyskać, ze rozwód nic nie znaczy, ze mają dzieci- co prawda dorosłe, ale dzieci. We wigilię bardzo myślał o rodzinie- rozmawialiśmy, powiedział, że od lat kazdego roku bardzo za nimi tęskni, za swoim domem, który zostawił. Wtedy go pocieszałam, że powiniemn zacząć myśleć o ułożeniu sobie życia, a nie tkwieniu w przeszłości, tym bardziej, że sam z domu odszedł i wystąpił o ten rozwód po wieloletnich kłótniach i nieporozumieniach. To on z kolei zaczynał wtedy snuć wizję tego, ze może zona się już zmieniła, że może teraz żyliby już inaczej. Ale po chwili tych jego przemyśleń wszystko wracało do normy- jakby się budził, mając nadzieję na przyszłośc, mówił, ze ze mną jest bardzo szczęsliwy, ze pragnie, by nasz związek się rozwijał. Na wiosnę mieliśmy oficjalnie powiedzieć o tym naszym rodzinom, ale niestety... Zamilkł... A od czasu rozwodu minęło już 9 lat- czyli to nie jest świeża sprawa.
  23. Witam, jestem tu nowa. Mam 32 lata i pewien problem od dłuzszego czasu, którego sama nie jestem w stanie zrozumieć i własciwie zinterpretować. Mianowicie, od kilku miesięcy byłam (jestem?) w związku ze swoim sąsiadem. On od kilku lat jest rozwiedziony, dzieci ma dorosłe. Od rozwodu mieszka u swoich rodziców w mieszkaniu pietro niżej (blok). Nasz związek od samego poczatku napotykał na trudności, ale nie ze względu na nas samych, bo my zawsze doskonale rozumieliśmy się, rozmawialiśmy o wszystkim i byliśmy bardzo zgodni- żadnych nawet najmniejszych sprzeczek i niedomówień między nami nie było. Związek niestety musiał być ukrywany, ponieważ ani jego rodzina, ani moi rodzice, z którymi mieszkam nie akceptowali naszego związku, ze względu na kilkunastoletnią róznicę wieku. W dodatku partner będąc ze mną, odczuwał jeszcze coś względem byłej żony (o czym mi wspominał). Ponoć nie była to miłość, a szacunek do instytucji małżeństwa, która była dla niego świętością, przez co często wahał się, co by zrobił, gdyby była zona po tych 9 latach od rozwodu poprosiła go o powrót. To były jedyne problemy, jakie mieliśmy- nieakceptacja oraz wizja chęci powrotu byłej zony (żona nie utrzymywała z nim kontaktu, nie dawała nadziei). Dla mnie mężczyzną był bardzo dobrym: czuły, troskliwy, poukładany, szczery, czułam się więc przy nim bardzo kochana, ale!!! Nigdy nie powiedział mi, ze mnie kocha, tylko mówił, ze będzie okazywał to jak najbardziej, byle bym tę jego miłośc poczuła. Bał się deklaracji miłości- jak wspominał. Ja zaliczam się niestety do osób, które bardzo uczucia okazują, wręcz na kazdym kroku, więc on sam mówił, ze nigdy nie czuł się bardziej kochany i gdyby nasze rodziny zostawiły nas w spokoju, utworzylibyśmy już w pełni udany związek bez poczucia strachu, ze rodziny zrobią nam awanturę. Jesteśmy ludźmi dorosłymi, jednak bardzo nie chcięliśmy takich sytuacji w naszych rodzinach, nie chcięliśmy awantur, a żadnych spokojnych rozmów z naszymi bliskimi nie dało się przeprowadzić, więc spotykalismy się potajemnie- dla świętego spokoju. Dwa tygodnie temu widzieliśmy się po raz ostatni, oczywiscie wszystko było wspaniale, poczym umówilliśmy się na wieczorne pogawędki na GG., gdzie również nic nie zapowiadało niczego złego. POżegnalismy się, on obiecał, ze odezwie się na drugi dzień wieczorem, gdy wróci z pracy. Nie odezwał się, ja sama napisałam do niego sms-a, ale równiez nie odpisał, telefonów nie odbierał. Napisałam również, gdy był obecny n GG, ale nie odpisał nawet słowem, choć wręcz błagałam go, by mi wyjaśnił powód swojego milczenia, przeprosiłam nawet, jeżeli czyms nieświadomie go uraziłam, ale też nic! Po prostu nagle zerwał kontakt, a mnie boli głównie najbardziej to, ze nie chce mi wyjasnić z jakiego powodu. Czuję się, jakbym była winna, gdyż on zachował się jak ktoś obrażony, milczący. Kiedyś rozmawialismy na temat zrywania relacji i on sam berdzo potępiał takie metody odejscia i stwierdził, ze nigdy tak związków nie kończył, ani nie zakończyłby, więc tym bardziej dziwi mnie jego zachowanie! Widujemy się codziennie na portalu społecznościowym, pisałam przez kilka dni do niego z prośbą o wyjasnienie milczenia, ale po braku reakcji stwierdziłam, ze nie ma sensu dalej pytać. Nie mogę iśc do niego do domu, gdyż nasza relacja nie była akceptowana i to wywołało by niepotrzebne zatargi z jego rodzicami (starsi, schorowani ludzie). Więc teraz pozostałam z taką niewyjąśniona sytuacją i nie wiem, czy czekać, ze moze kiedyś się odezwie i wyjasni mi, dlaczego odszedł? Bo chyba odszedł, skoro milczy i nie zaprotestował, gdy się go pytałam właśnie o powód odejścia, czy po prostu powoli zaczac o nim zapominać, co będzie trudne, bo nie wiem dlaczego, ale jego zachowanie wywołało we mnie ogromne poczucie winy i wciąż doszukuję się, co zrobiłam nie tak i to mnie wykańcza plus jeszcze sposób, w jaki zostałam pozostawiona- jak rzecz. Sama nie wiem, co nim mogło kierować i dlaczego postąpił w sposób, jaki zawsze krytykował. Nigdy się tez nie obrażał, mówiąc, że zeby się obraził, ktos musiałby mu wyrzadzić straszną krzywdę. Cały czas mam te słowa w głowie, czy może ja mu coś wyrzadziłam? I w jaki sposób, czym? Strasznie się z tym męczę :nervus Może ktoś był w podobnej sytuacji lub pomógłby mi to jakoś inaczej zrozumieć, gdyż ja sama nie jestem w stanie chyba w ogóle rozgryźć tej sytuacji
  24. Witam, Jestem Anka, mam 32 lata i niezrozumiały dla mnie problem, który nie pozwala mi normalnie funkcjonować...
×