Piszecie, że dajecie lekom te 12 tygodni. Czy zdarzyło się wam, że lek zaskoczył dopiero w okolicach 10 tygodnia? Biorę już 9 tygodni, po 4 tygodniu zdarzały się dni kiedy było trochę lepiej ale przez ten cały okres jest znacząca przewaga gorszych dni (gorszych niż przed braniem leku). Zdarzają się też pojedyncze dni (np. dziś) kiedy wyłażą wszystkie uboki zupełnie jak w pierwszych dniach, czego zupełnie nie rozumiem - tak jakby wszystko sie resetowało i lek wchodził pewnego dnia od początku, tak to czuję.
Czy jeśli ogółem nie ma jakiejś znaczącej poprawy po 9 tygodniach, to mordować się jeszcze?