Skocz do zawartości
Nerwica.com

Komisarz B.

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Komisarz B.

  1. A co do czary mary. mam ten sam problem. Nie umiem się zająć jedną rzeczą na dłużej, więc szukam ciągle nowych zainteresowań. To też jakiś plus. I o ironio, dobrze jest jak jest źle uczuciowo, do daje power do pracy nad sobą i bycia lepszym. -- 19 gru 2013, 07:26 -- Też bym chciała, żeby to był mój cytat - Komisarz Bob
  2. Ja już daruję sobie sprawdzanie czystego towaru :) A co do psychotropów (czy tam łagodnego antydepresantu na receptę, jak kto woli), no trochę szkoda, że mi je podano, ale zrezygnowałam z nich jak najszybciej i nie chcę wracać. Wolę walczyć z nerwicami sama. W tamtej chwili nie widziałam dla siebie pomocy. Tonący brzytwy się chwyta. Co do czytania to też wolę się ograniczać, bo sobie wkręcam jak nie THC to problemy z abstynencja alkoholową. Stany lękowe wracją. jak sięgnę pamięcią wstecz, przed paleniem, piciem, zawsze je miewałam. No ale na pewno nie takie jak po zielsku. Chryste Panie.. Piję tak dużo kawy, może po prostu czas na uzupełnianie niedoborów magnezu. Tego się trzymam. No a co to imprez itp. Jestem dosyć popularnym człowiekiem i od jakiegoś czasu daję radę bez alko w wielu sytuacjach, których jeszcze niedawno myślałam, że bez jednego nie przejdzie. Ja swoje wypiłam w życiu. Ostatnio mam delikatne lęki i wiąże to z tym, że staram się nie pić, albo bardzo ograniczać, że abstynencja i ból z nią związany. Podejmuję kurację magnezową, bo mam nadzieję, że to pomoże. Bankowo wypłukałam sobie kompletnie. Co ma być to będzie, najważniejsze, żeby coś robić. Mimo to, zawsze coś fajnego się wydarza. Nie jest źle :) wóda się leje wkoło. Wszytko to zasłonięte zieloną chmurą dymną. A ja tego mocno nie unikam, nie uciekam od znajomych, tylko nie praktykuję już w takim stopniu. Trzeba uważać, my szczególnie. Wydaję mi się jednak, że we wszystkim znajdą się dobre strony: nasz organizm przynajmniej nas alarmuje co jest be i może z czasem będziemy mieć mniej problemów. Bo to są mocno walnięte czasy.
  3. Hej! Na początek WIELKI UŚMIECH! Zarejestrowałam się tu tylko i wyłącznie po to, żeby Was pocieszyć. :) Najprawdopodobniej dzisiaj, jutro, za pół roku, wpadnie na ten wątek człowieczek, który będzie sobie próbował pomóc na internetach ze stanami lękowymi przez THC. Tak jak i ja to robiłam, a tu same pytania i pytania, żadnej pomocy lub odpowiedzi. Chcę Wam dać trochę Słońca Mam 24 lata, kończę grafikę na asp. Pierwszego jointa zapaliłam w maturalnej klasie. Nie będę opowiadała jakoś swojej okropnej historii z MJ, bo nie to jest tu najważniejsze. Będzie krótko: Paliłam 3 razy w życiu. 1 Raz - było ok, zabawnie (dodam, że jestem jednym z niewielu ludzi z halucynacjami po THC) nakręciło do następnego jointa. 2 raz - tydzień później. Ten sam stuff. Po 5 minutach oczy w 5 zł. Atak paraliżu. Po tygodniu lęki niesłychane. Pierwszy miesiąc codziennie przez parę godzin, potem nawroty chwilowe przez rok. Po sześciu miesiącach atak podobny zaraz po tym jak zapaliłam. Czyli miałam jak większość z Was. Nikt mi nie wierzył. Obrzydziłam do siebie swojego ukochanego, mimo że mi pomógł. Panikowałam, że zostanę świrem do końca życia. Przeszło. Poszłam na studia. Czasem miewałam ataki, jednodniowe raz na pół roku. Oczywiście mówiłam nigdy więcej nie zapalę. Jednocześnie do głowy przychodziły też myśli: to był mocny skun, może jeszcze kiedyś zapale słabego. Za parę lat. Może. Rok temu niefortunnie potoczyło mi się życie uczuciowe. Wyżej wspominany ukochany zostawił mnie, drugie związek też się nie udał. Przeżywałam to tak mocno, że upijałam się w trupa, jednocześnie wmawiając sobie, że się świetnie bawię. Normalna obrona świadomości na porzucenie. Na jednej z imprez pękłam i radość zmieniła się w okropny żal. Totalnie narąbana, ale wciąż świadoma, sięgnęłam po jointa znajomych. zaciągnęłam się niby słabo. Zaczęłam mieć halucynacje. Stan podobny do pierwszego razu zapalenia. wszystko było fajne, ale wiedziałam, że TO może się stać. Zasnęłam z myślą, wóz albo przewóz, co ma być to będzie. W zasadzie nie wiem czemu zapaliłam, skoro wiedziałam co może mnie czekać. I STAŁO SIĘ OCZYWIŚCIE, A JAK! Pierwszy dzień ogłupienie. Drugi dzień - lęki, płacz, rwanie włosów i palpitacje sercowe! HEJKA STARE ZNAJOME! Wiedziałam, że nie mogę TAK ŻYĆ PRZEZ ROK CZY DWA JAK POPRZEDNIO! Tym bardziej, że nie układało mi się życie wtedy. I wiecie co, nikt by mi nie pomógł, nie miałam przy sobie nikogo kto by wytrzymał ze mną 24 na ha. Musiałam pomóc sobie tym razem sama. Po dwóch dniach ataków poszłam do MONARu, bo żaden psycholog na "pogotowie" nie był dostępny. Było mi dziwnie idąc tam. Czułam się okropnie. Ale wiedziałam, że muszę zrobić wszystko aby tylko się z TYM uporać. Co się okazało, Panie przyjęły mnie bardzo sympatycznie. Porozmawiały ze mną. Uśmiechnęły się do mnie. Powiedziały, że przy takim jednorazowym paleniu, owszem zdarzają się tak silne ataki, ale powiedziały mi, żebym się nie martwiła. Pochwaliły za reakcję, ze zwróciłam się do nich. Poczekałam na monarowego lekarza. Po opowiedzeniu zdarzeń, Pani konował była lekko zaskoczona, że to był tylko raz po trzech latach, czyli trzeci w życiu. Zdiagnozowała zatrucie THC. Przepisała mi (nie będę podawać nazwy, żeby nie przyszło Wam do głowy leczenie się samemu, nazwijmy go umownie "LEK X"), antydepresant. Wzięłam tego samego dnia. Postanowiłam przejść się jeszcze do psychologa. Z tym jednak mam mieszane uczucia. Babeczka kazała mi brać LEK X aż go skończę i przyjść jeszcze raz, bo trzeba będzie się leczyć, ale lepszymi lekami nowej generacji. Diagnoza - nerwica, oczywiście. Co ma być to będzie pomyślałam, najwyżej faktycznie skieruję się na leczenie. Po dwóch dniach LEK X zaczął działać. Najpierw mnie rozweselał, potem po prostu postawił mnie na nogi. Otumaniał lekko oczywiście, ale nie jakoś uciążliwie. Najważniejsze jest to, że nie miałam lęku i palpitacji. ŻADNEGO LĘKU ODKĄD WZIĘŁAM PIERWSZĄ TABLETKĘ. zaliczyłam sesję na studiach. PO MIESIĄCU ODSTAWIŁAM LEK X KONTAKTUJĄC SIĘ Z MONAREM. Stwierdziłam, że czuję sie normalnie i może warto spróbować przestać brać antydepresant. LĘKI NIE POWRÓCIŁY, A Z DOŚWIADCZENIA WIEM ILE TRZYMAJĄ. Wiecie czemu? Bo podczas kuracji, wtedy jak były najsilniejsze, nie przejmowałam się nimi, nie weszły mi w codzienność. Oczywiście miałam otępienie lekkie po odstawieniu, ale trwało kilka dni. Nic groźnego, po prostu spałam jak suseł. Wiem, że nikomu się nie widzi karmienie antydepresantami ani innym ścierwem. Jednakowoż moja rada: nie męczcie się z tym sami. Na mnie te, które próbowałam zwalczyć sama wyrządziły zbyt wiele szkody. Zbyt wiele zmarnowanych dni. Za dużo negatywnych emocji. Aż trudno mi było uwierzyć, że specjaliści jacy na pewno są w MONARze, tak szybko uporali się z uciążliwym problemem. Są nie tylko po to, by ratować ostatnie wraki heroinistów. Są też dla nas, dla "miękkich faj które łamie jeden buch". Może i Wam pomogą błyskawicznie :) Myślałam, żeby zająć się leczeniem nerwicy skoro ją mam, jak powiedziała mi PRYWATNA pani psycholog. Tylko po co to robić jeśli znów funkcjonuję jako normalny człowiek. Nie będę się szprycować skoro nie muszę. Przynajmniej w danej chwili. Przestrzegam przed tymi co wpierają w Was choroby, czychają na Wasze pieniądze. Po prostu nie palcie, a nie wyjdzie żadne gówno. Znowu. Nie piszę tego też po to, żebyście widzieli w tym jakieś zabezpieczenie do następnych razów na buszka. Nie traktujcie mojej rady jak "antykoncepcji 72 PO". NIE. Mieliście atak raz, będziecie mieć już zawsze po ziole. Piszę to po to, żebyście jak najszybciej się tego pozbyli i nigdy do tego nie wracali. Wszelkie przygody z MJ zmieniają trochę nastawienie, miewam gorsze dni, wtedy porównuję to do stanów lękowych, myślę wtedy, że to już zawsze będzie wracać. Nieprawda, po prostu porównuję to do najgorszych wspomnień. TO już nie wraca! Ja wróciłam do normalności. Mało tego, czuję się lepsza po tym i wiem czego unikać. Jestem znów złośliwa, zabawna, uśmiechnięta i pracowita. BARDZIEJ ZDETERMINOWANA BY DZIAŁAĆ! Nie martwcie się Kochani, bo wiem co czujecie. Nawet jak będziecie się uwalniać dłużej niż ja, uwierzcie mi, że będzie ok. :) PEACE! PS. Ten post napisałam sama, z własnej nieprzymuszonej woli, żaden MONAR mi tego nie zlecił. :)
×