Witam, kilka lat temu byłam jedną z Was, pisałam tutaj pod innym nickiem ,ale nie mogę się na niego zalogować. Na szczęście SAMA poradziłam sobie z moimi lękami i odeszły w cholerę.Oczywiście bywają sytuacje kiedy się denerwuję przed czymś istotnym, ale nie mam już paniki która pojawiała się niezależnie od tego gdzie jestem i co robię. Uporałam się z nimi w ten sposób że miałam już dość takiego życia, nerwica wycisnęła ze mnie wszystkie soki i chęć do życia więc kiedy pojawił się kolejny atak stwierdziłam że jak umrę to będzie to dla mnie wybawieniem i wreszcie przestanę się męczyć. Położyłam się na łóżku i czkałam na śmierć, zaczęły się jak zwykle dreszcze, zimne poty, tętno 150,duszności i lęk-aja leżałam sobie i myślę Boże weź mnie już do siebie jestem gotowa. Lęk osłabł i ku mojemu zaskoczeniu minął a ja żyłam nadal, wcale się z tego faktu już nie ciesząc. Następny lęk pojawił się po kilku dniach i znowu zrobiłam to samo, przywitałam go radośnie jako mojego wybawiciela i czekałam aż umrę- lęk był dużo słabszy i też minął. Nie pamiętam czy trzeci raz też się pojawił ale lęki zniknęły.Nieświadomie przechytrzyłam je, pokazałam że się ich JUŻ nie boję, że mam je w nosie,że tyle mi już życia zabrały więc niech mnie wezmą ze sobą na tamten świat. Nie chciały mnie i uciekły bo je sama przepędziłam.Wniosek-trzeba pokazać im że się nie boimy-wtedy przestają mieć nad nami władzę.
Teraz z kolei mam problem z moją 17-letnią córką która co prawda nie ma lęków typu panika, ale ma fobie społeczną która powoduje że przed wyjściem do szkoły boli ją żołądek, jest jej nie dobrze i czuje w środku podenerwowanie. Ten stan mija dopiero na 2-3 lekcji, po czym wraca do domu jest drażliwa, zmęczona i wieczorem znowu ją boli żołądek przed następnym dniem. Jest bardzo dobrą uczennicą, nauka przychodzi jej łatwo ale fakt że ma na środku odpowiadać i hamuje ją do tego stopnia że w połowie zdania potrafi zapomnieć słowa, zatnie się i koniec. Każde wyjście do ludzi powoduje u niej stres, wycofała się więc z życia towarzyskiego i najbezpieczniej czuje się w domu. Rano wypija tylko herbatę i bez jedzenia funkcjonuje przez pierwsze 3-4 godziny, później na silę zje jakąś drożdżówkę i dopiero w domu obiad.Jest bardzo nerwowa, drażliwa, płaczliwa i niezależnie od tego o której położy się spać rano ma straszne problemy ze wstawaniem. W weekendy budzi się o 13-14.
Cały tamten rok szkolny chodziła na terapie ,później zrobiła sobie przerwę w wakacje i od listopada znowu zaczęła. Mam pytanie do Was -bo wiem że macie duuuuuuuuże doświadczenie:
czy powinnam z nią udać się do psychiatry czy czekać aż psychoterapia pomoże? Czy w wieku lat 17 podaje się młodzieży antydepresanty? Na razie staram się sama ją kurować, w kryzysowych sytuacjach podaję jej hydroksyzynę 10 mg, zamiast zwykłej herbaty od miesiąca pije melisę z cytryną i 2 x dziennie nalewkę z dziurawca. Wydaje mi się że nie jest już taka wybuchowa i płaczliwa,jednak nadal odczuwa problemy gastryczne i strach przed wyjściem z domu. W internecie wyczytałam że bardzo dobre funkcje antydepresantów spełnia ARKTYCZNY KORZEŃ (różeniec górski) który działa jak SSI, kupiłam ten lek ale obawiam się czy mogę jej podać w połączeniu z dziurawcem,boję się aby nie wywołać zespołu serotoninowego.
Proszę o radę czy powinnam odczekać kilka dni i zrobić przerwę od dziurawca? Jeśli tak jak długo?