Skocz do zawartości
Nerwica.com

Suicide_silence

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Suicide_silence

  1. Cześć, od 4 dni odstawiam lorazepam(zaczęło się od sporadycznego brania, później pół roku 1mg dziennie, później sam zszedłem na 0,5mg dziennie i tak brałem przez rok ze świadomością ze jest mi to niepotrzebne), lekarz mówił ze to jest mała dawka i nie brana tak długo i ze spokojnie mogę zejść na 0,25 a później rozpuszczac to w strzykawce i co 2 dni odlewac 1mm. Wiem ze zejście o pół dawki to za dużo ale tak samo schodziłem z 1mg i wtedy obyło się bez większych problemów. Teraz jest trochę lipa bo mam wyraźne objawy odstawienne, kręci mi się w głowie i mam ataki paniki. Nie ma jakiejś wielkiej tragedii bo bywało gorzej ale trochę się boje z tego schodzić. Ma ktoś jakieś doświadczenia z odstawianiem lorazepamu? Szukam trochę wsparcia i porady, lekarza mam dopiero w październiku a obiecałem sobie ze odstawie to g*wno. Dodam że wzięcie ,,brakującej" dawki nie wchodzi w grę, chyba że już teraz zacznę rozpuszczac w strzykawce(lorafen strasznie źle dzielić). Proszę o kontakt tu albo w prywatnej wiadomości/mailu. Pozdrawiam
  2. Po paro byly efekty przez trochę ponad rok a potem jakby przestalo dzialac i zmienilismy na oriven, ktory sprawil ze przestałem sie juz martwić brzuchem. A teraz meczy mnie ciagla dusznosc i ataki paniki nawet w domu.. wzialem lorazepam i troche ucichlo. W terapiach nie widze sensu bo jedna pani psycholog zyla w innym świecie chyba, inna ciagle kazala cos wypełniać, a do jednej to chodzilem z 3 miesiace i ani sie z tego nic nie dowiedziałem, pani szukała jakichs powiązań z przodkami, no bez sensu dla mnie. Psychiatre mam swietnego, on mi zawsze cos doradzi, wytłumaczy jak te nerwy działają itp. A opowiadanie pani psycholog jak wspominam dziecinstwo itd jest strata czasu. Nigdy nie bylem za pójściem do psychologa, ale próbowałem, a teraz to juz sie kompletnie zrazilem. -- 19 mar 2014, 16:09 -- moze nie jestem znawca ale mysle ze moze. Szczególnie lęk przed spowiedzia. Co do reszty.. no to chyba raczej natrętne mysli ze cos mogloby sie stac. Ale sprawa wydaje się do opanowania, isc do spowiedzi do ksiedza ktory nie krzyczy ani nie bije, przestac sie masturbowac(znalezc chlopaka/dziewczynę) i powinno pomoc. Bog wybacza przy każdej spowiedzi, ale nie tylko, jesli wiesz ze zle zrobilas i Cie to dręczy to Bóg Ci wybaczy. Co do masturbacji to ok, to jest grzech ale w wieku dojrzewania kazdy poznaje swoja seksualnosc i chyba lepiej juz w ten sposob niz wpasc w gimnazjum czy liceum. Ok koniec mądrości^^ ;p
  3. yes & yes. Dokładniej to wszystko opisałem tutaj. Biorę Oriven 2x75mg od grudnia, wczesniej przez 1,5 roku brałem arketis 2x20mg. No i na noc miansec 30mg. Próbowałem terapii z trzema psychologami, ale nie widziałem sensu. -- 19 mar 2014, 10:43 -- btw. wyszłaś z tego jakoś ? :S da się w ogóle wyjść z tej cholernej nerwicy ? :< Co za beznadziejna choroba, jak sobie dam rade z jednym to zacznie sie co innego i tak w kółko.
  4. Cześć wszystkim. jakiś czas temu opisywałem gdzieś na forum swoją historię( LINK ) ale post przepadł a i ja o nim zapomniałem. Teraz zdecydowałem się tutaj napisać bo znów bardzo dokuczają mi nerwy :S Dawniej nerwy dotyczyły najczęściej dolegliwości z brzuchem(mam zespół jelita drażliwego, wszystko jest dokładniej opisane w tamtym poście), a teraz od pewnego czasu te dolegliwości prawie ustąpiły, troche przez leki, troche przez bardzo bardzo ścisłą diete. No i oczywiście jak to bywa z nerwami, ustąpiło tamto a pojawiło się co innego. Codziennie mam trwające ponad pół godziny ataki paniki(typowe, duszności, kluska w gardle, bicie gorąca, pocenie się, nogi z waty itp). Już nie moge tego znieść. Przyjeżdżam na uczelnie i przez pierwszą godzine zajęć modle sie zeby to już przeszło. Codziennie. Ale już nie mam siły, dziś już nie pojechałem bo już w domu mnie ściska w gardle i wiem, że jak tylko pojadę to znowu sie zacznie :< :< Nie mogę już, mam dość, tak sie nie da żyć miewałem już wczesniej ataki paniki(lecze sie juz na te nerwice ok. 2 lata, a mam pewnie dłużej bo zawsze byłem nerwowy), ale te ataki były może raz na miesiąc, może 2, no i przede wszystkim krótsze. A teraz takie długie i straszne, że już nie mogę. Nie umiem sobie z tym poradzić, próbowałem iść na przekór, ale to nie mija, codziennie jest to samo. A jak już sie uspokoi to jestem wykończony jakbym dopiero co ukończył maraton. Jak żyć, jak studiować :S Nawet nie marzę o jakichś rozrywkach, o cieszeniu się życiem, bo nic mnie nie bawi, nie mam ochoty nigdzie wychodzić, postawiłem sobie cel, żeby ukończyć te studia, bo zawsze o tym marzyłem, ale jest cholernie ciężko(nie z zajęciami. z życiem.). pozdrawiam ^^
  5. Dzięki za odpowiedzi. No więc dobrze, postaram się przedstawić swoją sytuację, ale uprzedzam: będzie długo Jeszcze zanim zacznę właściwy wywód, to chciałbym zaznaczyć, że przeważnie nigdy nie rozmawiam z nikim(poza lekarzami, ale o tym później...) o swoich problemach, po pierwsze dlatego, że się zwyczajnie wstydze, a po drugie, że od zawsze uczono mnie, że mężczyźnie nie wypada okazywać uczuć, a już na pewno nie uczuć typu lęk czy coś w tym stylu. Innymi słowy: okazywanie jakichkolwiek uczuć oznacza słabość. No i coś chyba nie wypaliło, bo zamiast stać się "zimnym skur****nem", stałem się zlepkiem nerwów. Ale do rzeczy: Zacznę jeszcze od czasów przed chorobą bo wiem, że to ma jakieś tam znaczenie. olan wspomniała o przeżyciach z dzieciństwa, psychologowie również często wypytywali mnie o dzieciństwo. Problem(lub nie) w tym, że swoje dzieciństwo wspominam bardzo dobrze. Żadnych traumatycznych wspomnień. Rodzice zawsze dużo ode mnie wymagali jeśli chodzi o szkołę, ale nauka przychodziła mi łatwo, więc to nie stanowiło problemu. Całe popołudnia spędzałem przeważnie z kolegami grając w piłkę(byłem nawet nienajgorszy, do momentu zachorowania grałem w klubie), albo jeżdżąc na rowerze. Jedyne potencjalnie niemiłe wspomnienie to to, kiedy w pierwszej klasie podstawówki wykryto u mnie astmę oskrzelową. Napisałem "potencjalnie", bo tak na prawdę niczego to nie zmieniło, przez jakiś czas brałem leki(może z 2 lata) i już nigdy więcej nie miałem z tym problemów, chociaż nawet teraz, zawsze mam gdzieś w pobliżu inhalator(używam go zazwyczaj jak mam duszności podczas ataku paniki). Zawsze byłem raczej lubiany przez rówieśników, dodam nawet, że zawsze wybierali mnie na przewodniczącego klasy, a później też i szkoły : ) Z gimnazjum mam w zasadzie tylko jedno niemiłe wspomnienie, a mianowicie tzw. pierwszą miłość, którą teraz mógłbym opisać jednym słowem, powszechnie uważanym za wulgarne. Jestem natomiast daleki od stwierdzenia, że ma to jakikolwiek wpływ na mój obecny stan, no bo przecież chyba każdy to kiedyś przeżył i wie o co chodzi. Przed pierwszym dniem w nowej szkole(technikum informatyczne), byłem trochę zestresowany, nigdy nie lubiłem zmian otoczenia, a tam przecież byli nowi koledzy, nowi nauczyciele, bałem się czy dam rade utrzymać poziom, którego się zawsze trzymałem(świadectwo z czerwonym paskiem). Poszło z górki, dałem radę, przynajmniej przez pierwsze 2,5 roku. I w tym momencie następuje punkt przełomowy całej historii. Była to bodajże wiosna w 3 klasie technikum. Zaczęło się niewinnie. Myślałem, że złapałem jakąś grypę żołądkową, czy coś w tym stylu, po prostu non-stop ból brzucha, po każdym posiłku biegunka. Po tygodniu męczarni sytuacja nie poprawiała się i doszedłem do wniosku, że czas iść do lekarza. Lekarz oczywiście wysłał mnie na badania, do gastrologa, gastrolog wysłał mnie na kolejne badania, w każdym bądź razie po miesiącu badań(i nieobecności w szkole) lekarze powiedzieli mi, że z mój układ pokarmowy wygląda okej, wszystkie badania wyszły dobrze, zatem to musi być zespół jelita drażliwego. Przez swój stan nie byłem w stanie wyjść nawet do sklepu, czy do kościoła w niedzielę, ale nie z powodu jakiegoś lęku(to przyszło później), tylko z powodu, że się po prostu beznadziejnie czułem. Mama nie była zachwycona z faktu, że już drugi miesiąc siedziałem w domu i pomimo iż rozmawiała z lekarzami, to dochodziło do sytuacji, że np. wyrzucała wszystkie moje rzeczy przez balkon stwierdzając żebym "wypieprzał, bo ona nie będzie trzymać w domu darmozjada". Po jakimś czasie brania jakichś tabletek od gastrologa, sytuacja zaczęła się nieco poprawiać, jeśli chodzi o brzuch. Wtedy pojawił się lęk. Nie wiem skąd. Mimo iż teoretycznie nieźle się czułem, to nie dałem rady wyjść z domu, bo prześladowała mnie myśl "o co jeśli nagle się źle poczujesz, co wtedy zrobisz" itp. Dalej wszystko potoczyło się jak lawina. Lęki stawały się coraz gorsze, wystąpiły pierwsze napady paniki, sytuacja zaczęła mnie przytłaczać. To wszystko doprowadziło do tego, że życie straciło sens, czyli do depresji. Byłem wtedy praktycznie odcięty od świata, całe dnie spędzałem leżąc w łóżku. Z pomocą przyszła mi pewna ciocia, która jest byłą pielęgniarką i widząc co się święci, dała mi kontakt do pewnego znajomego psychiatry. Leki wziąłem pierwszy raz po ok. 2 miesiącach od pierwszych objawów. Był to arketis, początkowo jedna tabletki, po ok. miesiącu bez większych rezultatów, poza bezsennością, zacząłem brać 2 tabletki + tabletki nasenne + ścisła dieta na dolegliwości jelitowe. W międzyczasie udało mi się skończyć 3 klasę technikum, ale chyba tylko dlatego, że nauczyciele wiedzieli na co mnie stać i nie robili mi żadnych problemów o nieobecności. Celem na wakacje było doprowadzenie mnie do takiego stanu, żebym mógł skończyć czwartą klasę i zdać maturę. Był też problem z dojazdem, bo do szkoły miałem ok. 30km, a panicznie bałem się jazdy autobusem, ogólnie panicznie bałem(i chyba nadal to mam) się większych skupisk ludzi. Nigdy nie byłem za bardzo rozrywkowy, ale gdzieś od tamtego momentu, moje życie towarzyskie praktycznie przestało istnieć(trwa to do dziś). Zacząłem też pracować z psychologiem, jednak po ok. 3 miesiącach zrezygnowałem bo jakoś nie widziałem w tym sensu, pani psycholog szukała dziury w całym(może zły psycholog ?). Niemniej jednak z mniejszymi lub większymi trudnościami udało się skończyć 4. klasę i to z niezła średnią(ponad 5). Wyglądało to tak, że na 7 dni w tygodniu 1-3 dni się źle czułem i mnie nie było, a w pozostałe byłem, więc czasem byłem cały tydzień, czasem tylko dzień czy dwa. Cały czas jechałem na arketisie 20mg, 2 tabletki + początkowo leki nasenne, a po jakimś czasie 2 tabletki Miansec na sen(stosuję do dziś, bez tego nie zasnę). Myślałem, że jak zdam matury i egzamin zawodowy to da mi to kopa i może z tego wszystkiego wyjdę. Udało się połowicznie, tzn. zdałem matury i egzamin(z całkiem bardzo dobrymi wynikami), ale dolegliwości pozostały. Udało się dostać na wymarzony kierunek na studiach, ale na tym dobre rzeczy się skończyły. Wraz z rozpoczęciem roku akademickiego, sytuacja zaczęła się pogarszać coraz bardziej i bardziej. Na 7 dni w tygodniu, może 1-2 czuję się dobrze, reszta - beznadziejnie. To nie koniec. Nawet jeśli już czuję się dobrze, to zdarzyło mi się kilka razy, że pojechałem na zajęcia(jeżdżę swoim autem, autobusem sobie nawet nie wyobrażam ), ale nie wyszedłem z samochodu bo dopadał mnie atak paniki(potworne mdłości, potworne "przelewania" w brzuchu, miękkie nogi, bicie gorąca, duszności, zawroty głowy). Lekarz kazał mi zmienić lek na Oriven 150mg(biorę od ok. 3 tygodni) i póki co niestety nie widzę poprawy(wiem, że te leki nie działają od zaraz..). Nie mam już sił, na dodatek mama zaczyna mnie dobijać swoim szyderczym uśmiechem i docinkami żebym "szedł do roboty" i że "na moje miejsce na pewno by sie znalazł ktoś, kto moze sie tak dobrze nie uczy, ale przynajmniej by chodził". Na prawde nie mam już sił. Nie mam sił żyć, a tu muszę jeszcze dbać o "zapierdziel" na uczelni, póki co nie idzie źle(Dziekan zaoferował pomoc przy nieobecnościach), ale to jest męczarnia.. Na dodatek zacząłem strasznie chudnąć i przy 178cm wzrostu w miesiąc spadłem z 73kg do 65(wiem, że jeszcze tragedii nie ma, ale dłuuuugie lata grałem w piłkę i mam dość mocno umięśnione nogi). Próbowałem już wielu metod, sportu, ziółek itp, ale wszystko na nic.. Chciałem się tu wypowiedzieć, bo czuję, że nikt mnie nie rozumie, zresztą nie chwalę się swoją chorobą, wręcz unikam rozmów o niej, a w towarzystwie gram dawnego siebie: uśmiechniętego i pewnego swego. Mam dość. Uff, trochę tego wyszło, jeśli ktoś przeczytał całe to mogę powiedzieć tylko jedno: DZIĘKUJĘ! -- 11 gru 2013, 15:00 -- podbijam bo gdzies przepadł ten mój post a ja no yyy troche szukam pomocy :S
  6. Witam wszystkich, na początek pewnie pasowałoby się przedstawić, jednak wolę pominąć ten krok. Mam 20 lat, jestem studentem informatyki. Trafiłem na to forum, bo od pewnego czasu(prawie 2 lata) zmagam się z depresją, zaburzeniami lękowymi i czymś co przez jednych nazywane jest zespołem jelita drażliwego, a przez innych nerwicą żołądka. Wstydzę się swoich dolegliwości. Mam już ich dość, nie wiem co ze sobą zrobić. Pomyślałem jednak, że może poszukam jakiegoś forum o tej tematyce, bo zauważyłem, że ani rodzice, ani znajomi, nikt nie jest w stanie mnie zrozumieć. I dlatego tu jestem. Chciałbym gdzieś opowiedzieć dokładniej swoją historię(powinienem to zrobić tutaj, czy gdzieś indziej?) i przeczytać, że jest ktoś kto to rozumie, ktoś kto potrafi dodać otuchy. Aaa i uprzedzając pytania: tak, leczę się i u psychiatry i u psychologa od dłuższego czasu(w zasadzie prawie od samego początku występowania dolegliwości). Byłbym bardzo wdzięczny, gdyby ktoś doradził mi w jakim wątku mógłbym przedstawić swoją historię i czy to w ogóle ma jakiś sens... Pozdrawiam !
×