Witam wszytkich.
Piszę z prośbą o pomoc, wsparcie, nakierowanie. Moja przygoda z depresją (mam nadzieje ze to tylko przygoda) zaczela sie jakies 5-6 lat temu, dokladnie nie wiem, gdyż docieralo do mnie, że to może byc właśnie to. Powili mnie podgryzała. Stwierdzilem, że trzeba chyba iść do lekarza i poszedlem 2 rok temu jak zaczeło mi sie psuć w pracy i rodzinie. Naj[pierw do internisty, który stwierdził, że moża tarczyca, tarczyca jest OK, potem do psychiatry. Jednak po wyjsciu z gabinetu nie bylem pewien kto powinien sie leczyć i odpuścilem sobie. Rok temu poszedlem drugi raz, lekarz przepisal mi w kolejnosci: cital, aurex, lexapro. Ale może po kolei, czy co mi jest. Ogólnie to nic mi sie nie chce, ale to totalnie nic. Nic mnie nie interesuje, nie cieszy, wszystko odkladam na nastepny dzień. Jak sie nazbiera zaleglych spraw to sters, nerwy i tak na okrąglo. Prace zawaliłem, związek mi sie rozpadł, studia nie dokończone i wszystko przez to ze mi sie nie chce chcieć, wszystko mam gdzieś, na niczym mi nie zależy, nie chce spotykac sie ze znajomymi. Jak znajde sobie zajecie które mnie pochlanialo kiedys, to zaraz to zostawiam bo mnie nie cieszy. Pamietam chwile sprzed pary lat, kiedy rwalem sie do dzialnia, nie moglem w domu usiedzieć, a teraz tylko bym siedzial. Dodatkowo ciągle mysli, dlaczego mi sie nie chce, dlaczego tak jest, dlaczego ciagle pod gore. Bezustanne poczycie że plyne pod prąd. Po przepisanych lekach jedynie mniej sie przejmowalem a nawet wcale, ale checi zero. Obecnie jestem na etapie zmiany lekarza, gdyż "mój" zmarł i nie wiem jak z nim rozmawiać, żeby mi wreszcie pomogło.
Dzieki za pomoc.