zdaje sie, ze to wszystko moze dalej ewoluować... nie leczona choroba pogłębia się coraz bardziej. nie wiem, ile macie lat, ale ja jestem jeszcze nastolatką, chodzę do liceum i wszystko u mnie zaczęło się przez szkołę. bałam się wszystkiego, zaciskałam mocno zęby i ryczałam nawet na lekcjach. zaczęłam wszystkim wmawiać, że mam zapalenie spojówek itd. byłam na wszystkich zła, wszystko doprowadzało mnie do furii i chciałam tylko jak najszybciej zniknąć. w końcu zwiałam ze szkoły nic nikomu nie mówiąc. szkoła jest daleko od domu i zauważylam, że im więcej ludzi było w kolejce, ktora jechalam do domu, tym gorzej się czułam. w domu było najlepiej, ale nie mogłam być sama, bo znów pojawiały się lęki itd. lekarz stwierdził u mnie nerwicę lękową, a raczej przypuścił i wysłał mnie do psychologa. chodzę od czasu do czasu, co prawda nie biorę już leków, czasem tylko mam łzy w oczach i zaciskam mocno zęby. ale wciąż czuję strach. wydaje mi się, że nie zostanę zaakceptowana przez otaczajacych mnie ludzi. mam podobny problem jak maniak, chcę być błyskotliwa, chcę jak najwięcej żartować, ale po prostu już nie potrafię. wcześniej było inaczej, w innej szkole, choć ani tam, ani tu nikt nie zna mnie takiej, jaka jestem naprawdę. wciąż gram. miałeś rację nazywając to teatrem. nie wiem już jak mam z tym walczyć. raz czuję, że będzie ok chociaż za chwilę dopada mnie straszliwy lęk. a najgorsze jest w tym wszystkim uczucie pustki, takiej beznadziejności... i nawet z psychologiem boję się o tym rozmawiać. mowi, ze jest lepiej ale ja jednak nie widze poprawy