Cześć wszystkim,
czy też macie uczucie, że:
- wasza nerwica uzyskała własną osobowość - tj. macie nieodpartą chęć wyrzucenia jej fizycznie z waszego organizmu?
Ja często czuję, że mi coś stoi kołkiem (niemal fizycznie) i najchętniej bym to wyrwał jak chwasta.
- czy traktujecie swoją nerwicę jako integralną cześć siebie, czy traktujecie ją jak "ciało obce", które kiedy chcecie coś zrobić ściska wam żołądek, wywołuje senność, rozprasza Was - słowem ma własną niezależną od Was wolę?
Jeśli macie podobne objawy to napiszcie jakie i jak sobie z tą zołzą nerwicą radzicie na co dzień :| (chodzi mi o konkretne przykłady - typu "wypijam szklankę wody", a nie ogóły typu "leczę się u psychologa" czy "staram sobie jakoś radzić" - szukam bowiem jakichś technik)
PS. nie mam schizofrenii (stwierdzone przez psychiatrę - psychologa), mam cholerną nerwicę lękową, która nie pozwala mi "wystartować z bloków"