Skocz do zawartości
Nerwica.com

cukiernik

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez cukiernik

  1. Dobry wieczór Odkąd pamiętam zmagam się z nerwicą... Chyba po prostu taką mam osobowość. Zauważyłem u siebie coś ciekawego odnośnie lęku przed chorobami zakaźnymi. Jeżeli jestem sam, na horyzoncie nie widać żadnej dziewczyny, która mogłaby zaistnieć w moim życiu to nie mam z tym żadnego problemu, w ogóle o tym nie myślę, nawet jeśli to nie wywołuje to we mnie większego lęku. Gdy tylko pojawia się jakaś dziewczyna to zawsze czuję natrętną potrzebę zrobienia badań na różne choroby zakaźne. Pech chciał, że kilka miesięcy temu dotknąłem ustami czegoś, co przypominało zaschniętą krew. Nie było tego dużo, ale jednak. Na początku się przejąłem, ale po jakimś dniu lub dwóch mi minęło. Teraz poznałem jedną dziewczynę i zbierałem się do tego, żeby ją pierwszy raz pocałować. Oczywiście taka sytuacja wywołała we mnie potrzebę zbadania się, żebym nie zaraził jej ewentualną chorobą, w tym wypadku HCV. W związku z tym udałem się na badanie. Już przed pobraniem krwi zauważyłem, że pani pielęgniarka miała mocno pokaleczony palec, co prawda zaklejony takim plastrem, z takiego materiału co nie przepuszcza wody. Podczas samego pobierania założyła tylko jedną rękawiczkę i do tego na tę zdrową rękę... Pokaleczona w żaden sposób nie była oddzielona. Co gorsza... Tą pokaleczoną ręką rozsmarowywała ten płyn dezynfekcyjny, co prawda nie tym rozciętym palcem, ale innymi, na których przecież mogły być jakieś resztki krwi. Nie wiem czy ta pani ma wirusa, czy nie. Dzisiaj odebrałem minusa... Jestem na siebie bardzo zły, że poszedłem zrobić te badanie, do tego zrobiłem je za wcześnie... No cóż, czasu nie cofnę. Teraz powiem Wam, że wcale nie boję się tego, że będę chory, bo to nie jest aż takie straszne schorzenie. Boję się czegoś innego... Strasznie obawiam się, że stracę tę dziewczynę. Wiem, że ludzie boją się takich chorób, w sumie bezpodstawnie. Przecież czytałem przypadki osób, które żyły nawet przez 30 lat w nieświadomości zakażenia i przez ten czas nie zarazili swoich rodzin. Teraz muszę czekać jeszcze 2 tygodnie na to, żebym mógł zrobić sobie badanie... Potem jeszcze 10 dni na to, żeby odebrać wyniki, czyli dopiero pod koniec stycznia będę wiedział czy jestem zdrowy czy nie. Ja już po kilku dniach wariuję, nie wiem co mam ze sobą zrobić, normalnie włosy z głowy bym sobie wyrywał. Proszę, dajcie jakieś porady na to, jak przyśpieszyć trochę ten czas... Najchętniej to bym zasnął i obudził się pod koniec stycznia. Z tą dziewczyną znamy się już trochę czasu, wydaję mi się, że zaczyna się trochę niecierpliwić. Boję się też tego, żeby mi "nie uciekła". Z drugiej strony nie chciałbym jej na razie wpędzać w jakieś stresy. Przecież nie postawie jej pytania, "czy jak będę chory to mimo to chciałabyś być ze mną"? Jak by się z czymś takim poczuła... Przypuszczam, że mało kto wie jakby zachował się w takiej sytuacji... To mało komfortowe pytanie. Co radzicie? Może jednak z nią porozmawiać? Przepraszam, że tak chaotycznie... Postawię więc jeszcze raz pytania: 1. Czy rozmawiać z tą dziewczyną o tym, czy chciałaby być ze mną? 2. Co doradzicie, żeby jakoś o tym nie myśleć, żeby mi szybciej zleciał ten miesiąc? 3. I jeszcze jedna refleksja przyszła mi do głowy... Czy w ogóle osoby chore na HCV mogą sobie znaleźć dziewczynę/chłopaka, nie są odtrącani? Pozdrawiam Was serdecznie. Cukiernik
  2. Cześć Mam poważny problem. Od kilku dni pojawiły się u mnie na twarzy takie charakterystyczne rany, najprawdopodobniej liszajec. Wywołują go gronkowce i paciorkowce. I tutaj jest problem, bo paciorkowce zagrażają ciąży. W związku z tym teraz boję się wyjść z domu, żebym przypadkiem kogoś nie zaraził... Podobno te bakterie roznoszą się nawet przez nieskaleczoną skórę . Jestem załamany. Nie wiem co mam ze sobą zrobić.
  3. No w sumie mogę, ale moja osobowość podpowiada mi: a co jeżeli akurat nikt nie będzie nic zamawiał?
  4. Cześć Słuchajcie. Od zawsze byłem typem, który o sporo rzeczy się martwił itd, zresztą nie będę tutaj się o tym rozpisywał. Ogólnie jeden z moich lęków dotyczy takich bardziej salonowych sytuacji społecznych. Jak się idzie, czy to do sklepu, czy to do jakiegoś baru szybkiej obsługi to wiadomo, że zasady savoir-vivre są bardziej przejrzyste. Podchodzi się, zamawia, płaci, odbiera jedzenie i tyle. Gorzej jak się idzie np. do kawiarni. Jak tam się w ogóle zachować? Przecież w jednej kawiarni się zamawia przy barze, w drugiej podchodzi kelner, w innym samemu wybiera miejsca, jeszcze w innej kelner wskazuje miejsce. Jest tyle możliwości i nie będę ukrywał, że napawa mnie to przerażeniem... Jak się w takim miejscu zachować? Macie jakieś porady? Ktoś może bywa od czasu do czasu w kawiarniach i może udzielić jakichś wskazówek? Jak byłem dzieckiem to chodziłem czasami z rodzicami po jakichś restauracjach, no ale wtedy nie zwracałem na to uwagi, jak się zachowuje zamawiający.
×