niby,z punktu widzenia przeciętnego mieszczania, moje życie maluje mi wspaniałe perspektywy i możliwości a jednak w środku, w centrum mojej istoty czuje się kompletnym bankrutem. ponieważ straciłem wiarę, nie w ludzi, a w życie, ponieważ jest dla mnie ono ciągłym procesem rozkładu, wszystkie moje idee, pomysły, cele umierają codzennie ciągle na nowo i nic nie potrafi mi zrekompensować tego uczucia nietrwałości, oddaliłem sie od swiata i bardzo czesto tkwie w próżni. chyba dlatego moge nazwac siebie "bezdomnym" , kiedys wyjde z domu i wyrusze w swiat, od tak