Nie chcę się rozpisywać, bo w mojej historii nie ma niczego oryginalnego. Chcę tylko opisać, co się dzieje i zapytać: co to? Nie znam się na psychologii, nie wiem jak nazwać to, co czuję. I co z tym zrobić?
Od początku.
Mam 16 lat, wszystko zaczęło się gdzieś w lutym tego roku. W moim życiu nie stało się nic szczególnego. Żyję w normalnej rodzinie, w normalnym mieście, trafiłem do jednego z najlepszych liceów. I czuję sie źle.
Stopniowo zaczęło ogarniać mnie poczucie beznadziejności. Z przerwami - nawet przez tydzień-dwa mogłem czuć się dobrze (gdyby nie to, pewnie bym się już zabił). Tracę poczucie szczęścia, ogarnia mnie beznadziejność, nie odczuwam przyjemności, w szkole czuję się okropnie, w domu jeszcze gorzej. Więcej śpię, jestem stale zmęczony, nie potrafię się skupić jak kiedyś. Nie bardzo interesuje mnie nauka. Momenty, gdy o tym zapominam też są, na przykład gdy spędzam czas z przyjaciółmi. Wtedy wszystko jest prawie jak dawniej. Doszły oczywiście próby z narkotykami, co tydzień-dwa palę trawę, próbowałem amfetaminy i zejście to było kilka najgorszych dni w moim życiu (dlatego też mam wątpliwości co do obecnego stanu, bo zaznałem PRAWDZIWEJ psychozy, gdy chcialem sie zabic i nie wiem, czy to codzienne przybicie w ogóle nie jest normlane)
I nie wiem - czy to co czuję na codzień to coś w rodzaju depresji? Nie jest ona ciągła, na przykład teraz czuję się w miarę normalnie, ale wiem, że pewnie w najbliższym czasie znów przyjdzie czas doła. Często myślę o śmierci jako o spokoju od smutku, jednak nie planuję popełnić samobójstwa - aż tak źle nie jest i racjonalnie widzę, że chyba lepiej być niż nie być.
Czy to nadaje się do wizyty u jakiegoś psychologa?? Bo szczerze mówiąc mam trochę dość..
Pozdrawiam!