Skocz do zawartości
Nerwica.com

Demeterr

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Demeterr

  1. Witajcie Chciałabym poprosić o Wasze rady w związku z zachowaniem mojego brata. Nie wiem sama jak nazwać ten problem. Mam dwójkę rodzeństwa, siostra lat 26, brat 20 lat, ja jestem najstarsza lat 27. Ojciec nie brał udziału w naszym wychowaniu, pił robił awantury od jakiegoś czasu to przycichło ale powraca. Brata wychowywałyśmy we 3, z mamą i siostrą. Nie miał on w swoim życiu żadnego męskiego autorytetu. Jeżeli już ktoś mu imponował to nie był to zbyt dobry przykład. Już w okresie dorastania zaczęły się problemy z moim bratem, narkotyki a dokładnie marihuana, alkohol inne naroktyki pewnie sporadycznie też się zdarzają. Ja właściwie nawet nie wiem jak nazwać problemy, mój brat żyje bo żyje, nie ma żadnych potrzeb. Nic mu się nie chce, nie potrzebuje się ubrać, nie potrzebuje zjeść, nie potrzebuje pracować. Jak coś jest to ok, jak nie ma też ok. Niby pracuje dorywczo od 16 roku życia ale ostatnio ta praca mu się znudziła mimo, że była stała. Mieszkamy w małej miejscowości, alkoholizm jest tu na porządku dziennym, większość ludzi zajmuje się głównie piciem. Mój brat obecnie pracuje na czarno dorywczo, mimo że dostał fajną propozycję pracy w zakładzie stolarskim, moim zdaniem super fach ale woli kłaść elewacje z koleżkami bo tam się pośmieją, jest picie, palenie. Od czasu do czasu zdarzają się tak dziwne ale tak autodestrukcyjne sytuacje w jego wykonaniu że razem z mamą i siostrą długo musimy sie po nich zbierać. Albo pije na umór, dostaje wtedy jakieś fazy, nikogo nie poznaje, jest agresywny, nie wiadomo czego się po nim spodziewać, potrafi uciekać z domu przez okno. Kiedyś mój kolega przyszedł do mnie żebym poszła w dane miejsce bo mój brat jest tam i leży zakrwawiony i nikt nie wie co zrobić.Pojechaliśmy z moim chłopakiem pod wskazany adres faktycznie był cały zakrwawiony jakby kogoś zabił, zabraliśmy go do szpitala ale okazało się że rana była niewielka ale był pod tak dużym wpływem alkoholu że krwawienie było obfite. Był agresywny, nie dał się nawet zbadać. Zawsze mamy dla niego otwarte serce, dobre rady, zawsze wie, że kiedy potrzebuje pomocy może śmiało przyjść do mamy, do mnie, do drugiej siostry. Nie ma z nim żadnej rozmowy, dla niego nie istnieje żaden problem. Nie chce z nami w ogóle rozmawiać. My z siostrą nie mieszkamy już w domu, rzadko kiedy do nas dzwoni żeby zapytać co słychać, czy może nas odwiedzic. Do niczego nie dąży, niczego nie chce się uczyć, na niczym mu nie zależy. Wiem, że zawsze kiedy bierze wypłatę to jest "królem wioski" wtedy wódka się leje strumieniami, stawia wszystkim, wydaje zarobione pieniadze w 3 dni.na innych ludzi. Nie rozumiem tego. Być może niektórym z Was problem wyda się błahy, ale chcę jakoś zareagować. W tym roku nasza kuzynka popełniła samobójstwo. Ciocia też miała z nią podobne problemy wychowawcze. Od razu zaznaczę, że to nie ta sytuacja miała wpływ na jego zachowanie. To trwa znacznie dłużej. Jak mam z nim porozmawiać żeby nie usłyszeć "dobra idź stąd" itp. Wszystko go wyprowadza z równowagi, nikt nie ma na niego wpływu, nie kwapi się do żadnej pomocy naszej mamie, która jest już znerwicowana przez jego wybryki. Jest dorosły więc nikt mu niczego nie zakazuje, zawsze go tylko prosimy że nawet jak nie wraca do domu to ok, ale napisz chociaż smsa. Moja mama już nie śpi po nocach bo nie wiadomo czego się po nim spodziewać. Czuję się bezsilna bo nie wiem czy to problem czy jest po prostu rozpuszczony i jak sprawic by wreszczie coś go zaczęło intersować. Nie chcę żeby tak wegetował całe życie, on nie ma żadnych potrzen, zobaczenia czegoś nowego, pójscia do kina, na dyskotekę, itp. Proszę o Wasze opinie.
  2. Ja umiem się bawić ale nigdy nie daje mi to poczucia wyluzowania się, odpłynięcia, radości. Zawsze jestem spięta, wydaje mi się, że mało spontaniczna, wszystko muszę mieć zaplanowane, denerwuje się gdy ktoś nagle zaproponuje jakieś wyjście, wypad, strasznie mnie to stresuje. Nie lubię miejsc gdzie jest dużo ludzi, irytują mnie. Mam problemy z nawiązywaniem znajomości i z ich utrzymywaniem. Zdarzało mi się że miałam w życiu osoby, przyjaciół, dla których kiedyś skoczyłabym w ogień a później po kilku latach nie chciało mi się nawet z nimi gadać i męczyła mnie ich nachalność. Jestem zamknięta w sobie, w środku krzyczę a z zewnątrz nic, zero emocji.
  3. Sprawa rozwiązała się, że tak powiem sama i jakby nawet nie miałam nic do powiedzenia. Był u psychiatry, ma zdiagnozowaną głęboką depresję, dostał leki, ma się wyciszyć i nie denerwować. Nie podejmować teraz żadnych decyzji. Powiedział żebym dała mu się wyleczyć, może jeszcze kiedyś będę chciała z nim być. Nie zapytał o nic, czy mam pieniądze, czy mam gdzie mieszkać, co ja na to , jak się z tym czuje. Powiedział, że jego życie nie jest normalne. Jestem rozbita, ale jednocześnie pierwszy raz od dłuższego czasu spokojna. Nie mam zamiaru go na siłę uszczęśliwiać. Chcę iść na terapię żeby zamknąć ten rozdział i nie układać sobie życia pod to ze on może kiedyś wróci. Nie chcę żyć nadzieją. Mam świetną i pełną wyzwań pracę, której zamierzam poświęcić więcej czasu. Na odpowiedź alicja_31, tak jestem DDD (praktycznie to samo co DDA) ale nie wiem czemu to moje życie się tak paprze, moja siostra zawsze była słabsza psychicznie, a na niej to tak nie ciąży, jest szczęśliwą mężatką.
  4. Nie rozumiem skąd u mnie takie uparte brnięcie w bagno, bo ja mam świadomość w co wdepnęłam. Natomiast mam mylne przeświadczenie że dzięki mnie, mojej dobroci, empatii i wszystkiemu co robię potrafię zmienić wszystko. Nawet w najgorszych sytuacjach w moim życiu zawsze mam nadzieję, że stanie się cud. Ale to jest destrukcyjne dla mnie, wiem o tym.
  5. Wyprowadziłam się po kolejnej zarwanej nocy, bo nie wrócił. Był odreagować ze znajomymi, nie wiem gdzie, z kim. Wyszedł w piątek, w sobotę wieczorem jeszcze go nie było. Jak się wyprowadzałam kazał mi tylko zostawić klucze. Potem dzwonił jak glupi,pisał żeby wróciła, ale nie wsiadł w samochód i nie przyjechał, jak zdarzało mu się to kiedyś. Jak się pokłóciliśmy wracał zawsze skruszony, przepraszał, a teraz twierdzi tylko, że on nie chce już tak robić, żebym wróciła i żebyśmy żyli jak normalni ludzie. Za chwile pisze, że jednak chyba nic z tego nie będzie potem znów, ze mnie kocha i to się nie może tak skończyć. Że pójdzie na terapię i kiedyś jeszcze będziemy szczęśliwi. Nie widzę u niego żadnej skruchy,pokory. Znowu poświęcił moje zaufanie dla ludzi których zna może 3 tygodnie, którzy nic dla niego nie znaczą i nic nie wnoszą do jego życia. Ja nie miałabym nic przeciwko gdyby mi normalnie powiedział "słuchaj idę ze znajomymi na piwo, zostanę u kolegi żeby Cię nie budzić w nocy, przyda nam się wieczór spędzony osobno". Dzień wcześniej pytałam czy spędzi ten wieczór ze mną, powiedział że raczej wróci prosto po pracy do domu, coś ugotujemy i pogadamy, a potem oznajmił że nie wraca, - i siedziałam sama jak pipa. Dodam że przez 24 h nie dał znaku życia a martwiłam się czy mu się po prostu nic nie stało, jeden sms "żyje.bez odbioru" tyle się dowiedziałam.
  6. Jego psychika to jest daleko od "w porządku", ma już wizytę u specjalisty umówioną, i prawdopodobnie będzie to wymagało leczenia farmakologicznego. Ehh ja też jestem uparta i próbuję do samego końca aż mi zabraknie sił, ale też nie będę z nim za wszelką cenę. Nie kosztem mojego zdrowia. -- 15 lis 2013, 21:24 -- Ja nie uważam siebie za niewinną bo również zaluję wielu sytuacji i wypowiedzianych słów pod wpływem emocji, nie twierdzę, ze on jest zły a ja ttaka idealna, biedna i pokrzywdzona. Mam dystans do siebie i potrafię przyznać się do błędu. Ja sama nie bardzo wiem jak to wygląda z jego strony bo nie chce rozmawiać. Po prostu ściana,walę głową w mur.
  7. Zamieszkaliśmy szybko razem bo tego chcieliśmy oboje, ale on to zaproponował. Tak samo ja zaproponował niedawno żebyśm kupili mieszkanie, byliśmy, oglądaliśmy i był szczęśliwy jak dzieciak, planował już remont itd. On chyba sam nie wie czego chce bo kilka razy snuł jakieś plany, że dobrze byłoby gdybym do 30 urodziła pierwsze dziecko (teraz mam 27), żebyśmy już mieli swoje gniazdko, gdzieś tam w głębi marzy mu się chyba takie zycie ale mam wrażenie że nie jest na to gotowy. On jest po prostu zbiorem sprzeczności jednego dnia mi się prawie oświadcza, a drugiego mówi że jestem suką. Jak ja mu proponuje normalne spokojne życie, bez kłótni i się staram to on chodzi, szuka czepia się, robi mi na złośc,robi przykrości aż mnie sprowokuje że wybuchnę i wtedy mówi "no i zobacz jaka jesteś, taka miałaś być spokojna". Nie wiem, czy zyję złudzeniami, ja zawsze wierzyłam w ludzi, w dobre intencje, w to że ludzie się zmieniają, niektórzy nazywają to naiwnością. Zawsze daję drugą szansę, jemu znajomym, obcym bo uważam że nie ma ludzi idealnych.
  8. W obecnej chwili seks i czułości są tylko wtedy kiedy on tego potrzebuje, jak ja mówię że brakuje mi bliskości i czułości on mówi, że on teraz nie potrzebuje. Pytam co z moimi potrzebami, on na to "nie wiem". Nie chce rozmawiać bo jest zmęczony, zły, zdenerwowany, nie ma ochoty, nie chce mu się, nie teraz, póxniej i problemy się piętrzą. Sam chciałby prowadzić normalne życie, wychodzić i nie mówić gdzie jak i z kim. Ale jak ja wychodzę z domu jest panika,on czuje się niepewnie bo podobam się innym facetom. Problem jest też taki że on czuje, że nic nie musi robić, tak naprawdę nawet nigdy nie widział mnie w obecności innego faceta, nie widział jak inni faceci się mną interesują. Czasem jak dopadnie go szczerość mówi, że on nie rozumie czemu nie docenia jak piękną i mądrą kobietą jestem. Mam wrażenie, że zaczął się też buntować jak zaczęłam pytać jak widzi naszą przyszłość, czy to co jest między nami odpowiada mu, jak widzi nasz związek za kilka lat, ale on oczywiście na każde pytanie ma jedną odpowiedź "nie wiem". Generalnie problem jest też u niego w domu, on jest DDD, ma zaborczą matkę, jest niedowartościowany, nie radzi sobie w życiu, pracy ze stresem, napięciem. Dopóki nie dowiedziałam się o zdradzie wszystko trzymałam w garści, nasze "życie emocjonalne", podtrzymywałam go na duchu, budowałam na nowo jego poczucie własnej wartości, ale po wszystkim powiedziałam, ze teraz nie będę już tak silna i musi mi pomóc ale jego to przerasta. Wiecie ja widzę jeszcze nadzieję bo poszarpiemy się nie raz, pokłócimy, a mimo to potrafimy się do siebie uśmiechnąć. Moim zdaniem nasze problemy to kwestia komunikacji, musimy się nauczyć ze sobą rozmawiać ale jego tak ciężko do czegokolwiek przekonać...
  9. Uważasz, ze nie miałam prawa wiedzieć czemu to zrobił? Moim celem nie było wypominanie tylko chciałam znać powód, żeby mi to wytłumaczył, czy to ja popełniłam gdzieś błąd. Poza tym on oczekiwał ode mnie że zapomnę od razu, następnego dnia. Ja potrzebowałam tylko czasu żeby dojść do siebie, przeboleć to przecierpieć, a on mi go nie dawał. Ciągle chciał żebym była już w tej chwili wesoła i radosna jak kiedyś. On się starał ale szybko przestał się wywiązywać z obietnic, miała być terapia ale jak tylko poczuł, że zostanę powiedział, ze nie potrzebujemy terapii, że sami sobie z tym poradzimy.
  10. Jestem w związku od 1,5 roku. Zamieszkaliśmy razem po 3 miesiącach. Było fajnie, pojawiały się kłótnie ale wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć. Miałam go za rozsądnego faceta z zasadami, któremu oszukiwanie mnie nawet nie przyszłoby do głowy. Owszem zdarzały się drobne kłamstwa i późne powroty z firmowych imprez, ale nigdy o to nie pytałam, nie uważałam, że to cos strasznego. Zdarzało się, że po kłótni wychodził z domu na 2-3 godziny, pojeździć autem żeby się uspokoić. Postanowiliśmy kupić mieszkanie, bardzo nalegał, snuł plany,i wtedy dowiedziałam się że mnie zdradził. Było mi bardzo ciężko, do tej pory nie mogę sobie z tym poradzić ale jest już lepiej. Chciałam odejść ale zostałam, obiecał zmianę, stał się cudowny, starał się. Ale mnie to zmieniło, bywało, że wracałam do tego,pytałam czemu to zrobił, bo nadal twierdzi, że nie wie. Tak jak kiedyś mu ufałam i nie wnikałam co robi, gdzie wychodzi z kim pisze, teraz pytałam. i chyba dobrze bo po jakimś miesiącu od zdrady przyłapałam go na pisaniu z inną dziewczyną, dokładnie to pomylił się i zamiast do niej napisał do mnie. Oczywiście znów moja rozpacz i cierpienie, dopytywanie,dociekanie i jego prośby o to żebym została, że pojdziemy na terapię.Oczekiwałam od niego skruchy i poświęcenia przynajmniej przez jakiś czas, żeby mi udowodnił że to ja jestem ważna, chciałam żeby czasem zrezygnował z imprezy firmowej czy innego wyjścia, tak żebym wiedziała, że jego skrucha jest prawdziwa. A on wręcz przeciwnie, nie czuł się winny, zrobił co zrobił ale ja nie powinnam do tego wracacć (owszem ale on mi nie ułatwiał), twierdził że go inwigiluje, że ma dosyć, że nie będzie mi się tłumaczył. Ze to ja wszystko psuje. a wydaje mi się ze ja zachowywałam się jak kazda zdradzona i oszukana osoba. Nie można wszystkiego zapomnieć tak od razu, tymbardziej że nie wiem czemu to się stało.Zawsze twierdzil,ze jestem idealna. Od dwóch miesięcy jy jest badzo ciężko,ciagle chodzi zly,praiwe ze mna nie rozmawia. w międzyczasie stracil dwie bliskie osoby. Kilka dni temu stwierdził ze to koniec,odchodzi że go zniszczyłam,spakował się i wyszedł.Wrócił następnego dnia, raz mowi ze chce się rozstać jak cywilizowani ludzie, za chwile kaze mi oddawc pieniądze. Powiedziałam ze skoro chce się rozstać to poszukam sobie mieszkania, on na to ze szybko się z tym pogodizłam.Nadal mieszkamy razem bo on jednak nie wie co zrobić,wierdzi,ze nie wybaczy mi tego ze go znisczylam. Wraca po pracy albo siedzi i pije,robi awantury, dochodzi nawet do rekoczynow,szarpiemy się, mowi ze o niego nie dbam, a ja po prostu nie mam już sily . Albo wychodzi i wraca w nocy.. Proszę zebysmy cos postanowili, ze wytrzymam to bo wiem ze ma teraz trudny okres bo zmarły mu dwie bliskie osoby ale nie może się wyzywac na mnie bo to nie moja wina. Jestem ciagle zestresowana, spięta, zawalam pracę, nie potrafię normalnie funkcjonować w tej sytauacji ale sama nie umiem odejść, kocham go. Doradzcie coś proszę.
×