
gosc1245
Użytkownik-
Postów
16 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez gosc1245
-
Uwazasz, ze zyjemy w Matrixie? Dla mnie rzeczywistosc jest czyms realnym. Czytalam badania naukowe na temat snu (nie przytocze dokladnie jakie, poniewaz nie mam ich przed soba, niestety), w ktorych wyraznie pisalo, ze w snach pojawiaja sie przypadkowe sytuacje lub ludzie (itd) z poprzednich dni. Taki sen nie ma zadnego znaczenia, poza byciem "zbiorem wrazen", o ktorym juz pisalam. W te "wrazenia" wchodza rowniez emocje, np. strach, ktory czulo sie za dnia, mozna odczuc ponownie we snie. Pisalo tam takze, ze to, iz sni nam sie, iz np. mordujemy pieska, nie oznacza, ze mamy ukryte sklonnosci sadystyczne, a np. to, ze w telewizji uslyszelismy informacje na temat zabitego psiaka i tak bardzo sie tym przejelismy, ze nam sie to snilo. Poza tym, co wypisalam - jakie znaczenie maja wg. Ciebie sny? Jak moga pomagac w leczeniu? Miales na mysli zapis fal mozgowych podczas snu - to on moze pomagac w leczeniu? Czy cos innego?
-
Tak! To ciekawe. Czytalam, ze sny bywaja zupelnie przypadkowe i doszukiwanie sie w nich sensu jest bledne. Mi osobiscie wydaje sie, ze sny moga byc zarowno odzwierciedleniem podswiadomosci, jak i czyms kompletnie pozbawionym sensu, chaotycznym zbiorem wszelkiego rodzaju "wrazen" z ubieglego dnia.
-
Potrafisz panowac nad swoimi snami? Tzn. jesli chcesz, by snilo Ci sie jablko, to Ci sie potem sni? Na powazne pytam. Gdzies czytalam, ze ludzie moga sobie "planowac" sny i nimi kierowac, ale nie zaglebialam sie w ten temat. Owszem, jest to możliwe. Dzięki kreowaniu rzeczywistości na jawie, nauczyłem się ją kreować w śnie, nawet gdy nie jestem świadomy. Dziś dla przykładu miałem sen i byłem w szpitalu. Korytarze były baaaaardzo długie. Chciałem się na nich poślizgać. Było to niemożliwe, gdyż moja podświadomość to blokowała. Wystarczyło sobie odpowiednio zainicjować w umyśle (nie umiem tego opisać), że się da i się dało. Ślizgałem się po ziemi, aż było miło. Co innego świadome sny, tutaj dopiero zaczyna się zabawa. Można kreować w dużym stopniu praktycznie wszystko (jeśli się ma doświadczenie). Co do zainicjowania snu, to trzeba intensywnie myśleć o tym, o czym chcemy śnić. Przeważnie będąc pod wrażeniem nocnego seansu śni się nam to, co było na ekranie kin. Nie jest to regułą, dlatego zaznaczam przeważnie. Kreowanie rzeczywistosci na jawie to dla mnie cos zupelnie obcego. Co do reszty - dzieki za wyjasnienie, brzmi ciekawie. Nie mialabym pojecia chyba, jak to zrobic. Ale nie ciekawiej, gdy snia sie przypadkowe rzeczy i mozna pozwolic mozgowi samemu "pofolgowac"?
-
Potrafisz panowac nad swoimi snami? Tzn. jesli chcesz, by snilo Ci sie jablko, to Ci sie potem sni? Na powazne pytam. Gdzies czytalam, ze ludzie moga sobie "planowac" sny i nimi kierowac, ale nie zaglebialam sie w ten temat.
-
Witajcie, krece sie juz od jakiegos czasu w tym temacie, ale nie mialam odwagi napisac. Moja matka tez ma schizofrenie. Generalnie to nie pamietam, by wyrzadzala mi jakas szczegolna krzywde, ale pamietam, ze nigdy nie byla normalna. Moje wspomnienia? Moj okres dorastania to byl koszmar. Gdy pierwszy raz dostalam okres dala mi zwykla wate i zaczela sie glupio smiac. Moje biustonosze wywalila do smieci (dostalam je od kolezanki). Inne wspomnienie - kiedys mojemu ojcu (alkoholikowi) odbilo i zostal zamkniety w psychiatryku, w tym samym czasie matka tam juz byla (na oddziale, na tym samym pietrze). Przychodze ja odwiedzic, a tam ojciec, kilka pokoi obok niej... Nigdy tego nie zapomne... To bylo naprawde straszne i sama nie wiem, jak udalo mi sie samej jakos to wszystko ogarnac. Pamietam, ze jako dziecko jej nienawidzilam, tez nie moglam zaprosic nikogo do domu. Nigdy nikomu nie powiedzialam, ze jest chora, wstydzilam sie, sama nie wiem dlaczego. W obecnej chwili, mimo ze z nia nie mieszkam, jestem jej opiekunem prawnym. Widzialam jej zachowanie przy jej psychiatrze (musialam tam byc obecna) - strach czuc bylo "w powietrzu", probowala udawac "normalna", ale jej szalenstwo bylo widac. Chyba w tamtym momencie dopiero uswiadomilam sobie, jak bardzo ona jest chora. Ogolnie to nie przypominam sobie zbyt wielu jej "wyskokow". Przez ostatnie lata jest spokojna, osowiala, choc nadal "slyszy glosy" i tak dalej... Najgorsze dla mnie jest to, ze nigdy nie dostalam od niej jakiegokolwiek wsparcia, slowa otuchy, tzw. "kobiecych rad" (np. jak usunac plame po kawie). Zreszta wsparcia nie mam od nikogo, do teraz. Nie potrafie prosic o pomoc, ani mowic o swoich prawdziwych problemach. Uczucia jakos tam wyrazam, nie jest najgorzej :), ale nie mowie nikomu o moich prawdziwych udrekach (zapisuje je w pamietniku). Rowniez nie potrafilam jej przytulic "tak naprawde".
-
Z tego, co pamiętam inni ludzie mówili mi, że jestem bezpośrednia, inteligentna, szczera i tajemnicza. Z wad - arogancka, oderwana od rzeczywistości (nigdy nie wiedziałam co się dzieje, chociażby na uczelni, bo i niewiele mnie to interesowało ). Czasami słyszę, że jestem odważna, ale tak naprawdę boję się bardzo wielu rzeczy (ktoś wyżej też o tym pisał, mam tak samo). Ogółem, biorąc pod uwagę te wszystkie cechy, sama siebie tak nie widzę.
-
Wiedziałam że pije trochę więcej niż wszyscy, niepokoiło mnie to ale już nie mogłam wytrzymać z moją matką więc ten fakt nie był na tyle znaczący żeby się tym przejmować. Przecież "wszyscy piją" . Myślę że taki wybór podejmiemy podświadomie. Jestem w stanie to zrozumiec. U mnie tak bylo ze znajdowaniem sobie kolezanek, ktore wiedzialam, ze mnie oszukuja. Nie mam pojecia dlaczego, ale akceptowalam ich klamstwa, bo "wszyscy przeciez klamia", "to niewinne klamstwo i tak znam prawde". I jak tu komus zaufac, gdy nie mozna ufac sobie?
-
Mowisz z doswiadczenia czy z obserwacji?
-
Tak by się wydawało, uciekając od matki w małżeństwo wybrałam sobie alkoholika, udało mi się go zmusić do leczenia i dzięki temu moje dzieci nie widziały go pijanego. Ale nie było mi łatwo. Wspolczuje. Zycze Ci wszystkiego najlepszego. Ja mam awersje do osob, ktore chociazby pija co tydzien. Nie wiem, czy moge zapytac - wiedzialas, ze Twoj byly maz pije, gdy go spotkalas? Zastanawiam sie, czy mozna w jakis sposob podswiadomie wybrac partnera, ktory pije i dopiero po czasie odkryc, ze jest alkoholikiem.
-
Dziekuje :). Ja sama nie wierze w zadnego rodzaju boga. Wierze za to w sile ludzkiego umyslu i w to, ze moge sobie pomoc, o ile ktos mnie naprowadzi. Ale kazdy ma prawo wierzyc w to, w co chce. Rowniez zycze Ci jak najlepiej!
-
Tak myslalam. Ale przynajmniej ulozylas sobie z kims zycie, masz rodzine, dzieci. Mi wydaje sie, ze nigdy nie dojde do tego punktu...
-
Zgadzam sie, szkoda zycia. Ale niedlugo wyjezdzam za granice i zastanawiam sie, czy tam moglabym zaczac terapie... Na pewno ciesze sie, ze bede poza domem. Aneczak - mieszkasz nadal z rodzina? Zastanawiam sie, czy przebywanie poza domem pomaga, tak psychicznie.
-
Dziękuję za komentarze i uwagi. Aneczak - Jak pomogła Ci terapia? Widzisz znaczną poprawę? Na terapię pójść jestem skłonna, tylko odkładam to w nieskończoność. Chyba czas najwyższy w końcu tam zadzwonić, jest u nas jeden ośrodek... Zobaczymy co z tego wyniknie.
-
Dziękuję za odpowiedzi! Mnie nie interesują żadnego rodzaju leki, są zbyt radykalnym posunięciem. Uważam, że poradzę sobie bez nich, jeśli tylko ktoś powie mi, gdzie dokładnie leży problem. Ale jakoś ciężko jest mi się zabrać za terapię... Myślałam o tym już jakiś czas temu...
-
Kiedy próbuję tańczyć, czy w inny sposób się bawić, zawsze sprawdzam, czy nikt mnie nie widzi (zamykam się w pokoju) i też sprawdzam, czy nikt nie wchodzi. To trochę męczące, ale jak już wiem, że nikt nie wejdzie do mojego pokoju, to potrafię tańczyć. Trochę czuję się wtedy taka "sztywna"... Natomiast przy innych ludziach, znajomych to naprawdę trudno mi przychodzi jakakolwiek spontaniczna zabawa. Czuję wtedy, że moje ciało jest sztywne, że głupio będę wyglądała i tak dalej.
-
Witam, mój ojciec jest alkoholikiem, matka ma schizofrenię. W moim życiu nie bywało wesoło, ojciec chlał, a pomocy nie mogłam dostać od nikogo. Mój problem w obecnym, dorosłym życiu polega na tym, że nie potrafię z nikim się związać. Nigdy nie miałam chłopaka, choć nie raz byłam na randce. Nie mam pojęcia, co dokładnie powoduje, że nie potrafię nikomu dać szansy. Byłam raz zakochana, lecz tamten chłopak nie mógł być ze mną z różnych przyczyn. Potem nikogo nie pokochałam. Jestem nieśmiałą osobą, raczej nie bywam na imprezach, więc ciężko mi kogokolwiek nowego poznać. Nawet gdybym kogoś poznała, nie mam pojęcia jak zbudować z tego związek, jak pójść dalej. Nie wiem jak to jest "być z kimś blisko". Zawsze, gdy zaczynam się z kimś umawiać, zaczynają walczyć we mnie silne emocje - z jednej strony uważam, że ta osoba się nie nadaje (z różnych przyczyn), z drugiej - chciałabym z nią być, chociażby spróbować. W rezultacie, odrzucam taką osobę, udaję obojętną i nic z tego nie wychodzi. Było już tak kilka razy i zazwyczaj żałowałam. Nie potrafię pokazać, że mi zależy i nie wiem też, w jakim momencie powinnam to pokazywać. Rozumiem, że komuś może to wydać się dziwne, bądź żałosne, lecz tak właśnie wygląda moja sytuacja. Proszę o jakąś radę, komentarz, cokolwiek.