Witam,
moj problem przedstawia sie jak w temacie. Od kilku lat nie pracuje, oprocz trudnej sytuacji na rynku pracy wytworzyl mi sie w umysle jakis dziwny lek przed praca. Po studiach latalam jak skowronek na rozmowy kwalifikacyjne - wierzylam jeszcze, ze moze bede cos warta w dziedzinie zawodowej. Pomylilam sie, nikt mnie nie przyjal. Poddalam sie i odczuwam takie zniechecenie na mysl o rozmowach/pracy, ze normalnie wariuje.
Po jakims czasie znalazlam prace. Pomimo, ze lek mnie zzeral od srodka i robilam tam co moglam i jak najlepiej potrafilam to zwolinili mnie Oczywiscie, wmowilam sobie, ze to moja wina. I to byl gwozdz do mojej trumny
Teraz juz tylko siedze, chociaz staram sie jakos na boku zarabiac. Mysle, zeby isc chocby do pracy w sklepie, ale od razu mam milion watpliwosci, bo tego i tego nie umiem... Poza tym jak mam przekonac pracodawce na rozmowie, ze jestem/bede wartosciowym pracownikiem skoro sama uwazam siebie za kompeletnie nic nie warta???
Jeszcze kilka lat temu biegalam po ulicach irlandzkiego miasta z CV, pracowalam po kilkanascie godzin, czasami dwadziescia i musialam zmierzyc sie z o wiele wiekszymi problemami. Teraz nie mam na nic sily, jestem kompletnie bierna. Co ja mam zrobic ? Wiem, ze praca to pierwszy krok do normalnego funkcjonowania, ale ja nie potrafie sie przelamac.
Nie chce isc do psychiatry/psychologa, bo rozmowa z obcym czlowiekiem o tym wszystkim wprawia mnie w nie mniejszy lek niz ten przed rozmowa kwalifikacyjna. [Nawet pisanie tu jest dla mnie bardzo niekomfortowe]. Jestem pewna, ze mam depresje ale nauczylam sie z tym zyc - wstaje z lozka zawsze (jesli rozumiecie jak ciezko czasami sie podniesc) ... Dla mnie ratunkiem moze byc tylko praca, kontakt z ludzmi, a nie psychotropy czy jakas terapia. No i finansowo tez sobie na to nie moge pozwolic, bo jak pisalam jestem bezrobotna. Kolo sie zamyka.
I co jak mam/moge zrobic?