Przepraszam z góry, jeśli umieściłam wątek w złym dziale. Jestem tu nowa, jeszcze się nie zaznajomiłam ze wszystkim.
Znalazłam też jakiś podobny temat do mojego, jednak nie był on taki sam i trochę inny był problem tamtej osoby.
Przejdę do tematu. Otóż, w towarzystwie mam często straszne napady śmiechu. Jak wychodzę gdzieś ze znajomymi potrafię cały czas się śmiać, ze wszystkiego, czasem nawet bez powodu. Nie przeszkadzałoby mi to, gdybym miała tak tylko przy znajomych, ale w różnych poważnych sytuacjach śmieję się. Nauczyciele myślą, że ich lekceważę. Znajoma jest załamana, pyta o radę- ja się śmieję i nie umiem tego opanować. Mimo, że w sobie czuję smutek, pustkę, cierpienie, cały czas się śmieję. Nie wiem, może mój organizm próbuje stworzyć wokół mnie otoczkę szczęśliwej osoby. Z kolei kiedy jestem w domu, w samotności, napady śmiechu zastępują napady płaczu. Potrafię każdego wieczoru płakać. Czy ktoś wie, czym spowodowane są takie zachowania? Czy ktoś w Was przezwyciężył to?