Witam! Przepraszam, że tak prosto z mostu, ale proszę was, pomóżcie mi zrozumieć dlaczego ja i mój brat jesteśmy nienormalni. Bo to, że coś jest z nami nie tak, jest pewne.Ale może od początku. Nasz ojciec zmarł, gdy miałem dwa lata, więc go w ogóle nie znałem. Wychowywała nas matka z babcią, a raczej przez większość czasu babcia, ponieważ mama musiała pracować. Gdy mama była w pracy, babcia znęcała sie nad nami fizycznie i psychicznie. Biła nas za jakieś błachostki i wymyślała nam jakieś kary bez powodu( ot, bo takie widzimisię). W mojej ocenie była to chora psychicznie osoba. W domu ciągłe kłótnie i awantury z moją mamą. Przeklinania i wyzwiska były na porządku dziennym. Jako, że mieszkalismy wszyscy w jednym pokoju z kuchnią,to cały czas musielismy sie przyglądać kłótniom i awanturom naszej mamy z babcią.Nie mieliśmy nawet własnego pokoju.Nie mieliśmy dokąd uciec. Sąsiedzi się z nas śmieli i wytykali palcami, gdy nas widzieli. Czulismy się gorsi od innych. W szkole też nam dawano odczuć, że jesteśmi gorsi biedniejsi, itd.. Tak w skrócie minął nam okres dzieciństwa ( gdzieś tak od 7 klasy szkoły podstawowej) aż nagle stał się cud i babcia się od nas wyprowadziła, bo poznała jakiegoś pana z mieszkaniem. Tyran zniknął z naszego życia i wszyscy odetchneliśmy z ulgą. Poczułem wolność, ale chyba aż za bardzo. Poznałem kolegów z domów podobnych do mojego ( w mojej ocenie patologicznych). Popadliśmy z bratem w alkoholizm. Pilismy codziennie, czy była okazja, czy nie. w międzyczasie mój brat poszedł do wojska, a ja dalej piłem. Wyrzucono mnie z dwóch szkól, ponieważ nie chodziłem,bo piłem z kolegami. W ogóle koledzy byli dla mnie najważniejsi. Nawet nie związałem sie z żadną dziewczyna ( chociaż okazję miałem i to niejedną) bo wolałem kolegów.Później zaczęły się problemy z prawem, jakieś drobne kradzieże itd. Ogólnie, w skrócie mogę napisać, że moja młodość upłynęła na zabawie i pijaństwie. Ocknałem sie gdzieś tak w wieku 20 lat i postanowiłem, że dosyć tego ( alkoholu i w ogóle takiego życia). Moje towarzystwo rozpadło sie, bo część kolegów zaczęła brać narkotyki ( ja nigdy nie tknąłem), część się powyprowadzała itd.. Zostałem sam. Znajomy załatwił mi pracę ( w międzyczasie brat wyszedł z wojska i też poszedł do pracy), zacząłem uprawiać sport ( siłownia, bieganie itd..) i chciałem zacząć życ jak normalny człowiek. I tu zaczęły sie "schody".Nie umiałem rozmawiać z ludźmi, nie wiedzałem jak sie odezwać, wstydziłem sie buzię otworzyć, nie potrafiłem sam niczego załatwić.Nie potrafiłem sie odnaleźć w normalnym świecie. I do tej pory nie potrafię .I tutaj po krótce zmierzam do sedna mojego problemu. Otóż mam teraz ponad 30 lat, mój brat ma prawie 40 i żaden z nas nie ułożył sobie normalnego życia. Ciągle mieszkamy razem z mamą w tym samym mieszkaniu. Stare chłopy- jeden ponad 30, drugi prawie 40 - w jednym pokoju.Wyobrażacie sobie? Ani ja, ani mój brat nie mamy dziewczyn ( o żonach i dzieciach nie wspominając). Patologia normalnie. Co z tego, że ja mam pracę, mój brat a pracę, jak żyjemy, jak... nawet nie wiem , jak to nazwać. Ja chodzę, prawie cały czas smutny. Ciągle myślę o przeszłości. O zmarnowanej młodości. Nie potrafię się bawić. Mam niskie poczucie własnej wartości. Uważam się za smiecia, gorszego od innych. Nigdzie nie wychodze, tylko praca, treningi i dom. Mój brat jest jakby nieobecny. Ma swój świat. Mało sie odzywa, prawie w ogóle nie rozmawiamy ze sobą.Też tylko praca i dom. Ogólnie według mnie nie żyjemy, tylko wegetujemy. Co jest z nami nie tak? Czy jesteśmy DDD, czy może to coś innego? Jak tu dalej żyć? Iść do psychologa? Psychiatry? Przepraszam, że tak chaotycznie to napisałem, ale nie wiem już co mam robić. Mam ndzieję, że zrozumiecie ogólny sens mojej historii i udzielicie jakichś porad. Dziękuję.