Skocz do zawartości
Nerwica.com

MałaMi83

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia MałaMi83

  1. MałaMi83

    O co tu chodzi?

    Może on też tak myśli o Tobie :) Razem może czegoś poszukajcie na początek i wyprowadźcie się od mamy. Ja bardzo chciałam się wyprowadzić kiedyś z domu i dopięłam swego. Znalazłam pracę w innym mieście, poszukałam mieszkania i uciekłam.
  2. Masz rację, powinnam mu powiedzieć i nie ukrywać niczego przed nim. Na razie nie potrafię tego zrobić, bo boję się, że jestem taka jak mama- "tajemnicza". Może kiedyś się nauczę zwierzać. Na razie tego nie potrafię.
  3. MałaMi83

    Problem? Chyba tak...

    W sumie na czym polega mój problem? Sama nie wiem. Od dłuższego czasu zastanawiam się czy mogę być/jestem DDD. Mam 30 lat, jestem mężatką. Bardzo kocham mojego męża i jestem z nim szczęśliwa. Czuję się przy nim doceniana i atrakcyjna. Dziś, a właściwie wczoraj po raz pierwszy w życiu poczułam ulgę. Nie pojechałam na święto zmarłych w rodzinne strony.Powodem była praca, a nie moja wola. Nigdy nie miałam dość siły, żeby nie jechać do domu na różnorakie święta. Zawsze jadę tam, bo wypada, bo jestem przyzwyczajona, bo tak trzeba. Poranek spędziłam tylko z mężem. Poszliśmy na spacer, zjedliśmy obiad na mieście. Było wręcz tak, jak kiedyś marzyłam, żeby było. I stało się :) Ominęły mnie dylematy, na który cmentarz jechać, bo mama z tatą nie chodzą razem na cmentarze, a ja zawsze od małego chciałam, żebyśmy razem spędzali ten dzień. Pobyli chwilę nad grobami u jednych dziadków i chwilę u drugich dziadków. Mama zawsze wybierała i nadal wybiera samotną wartę nad grobem rodziców w otoczeniu swoich sióstr. A ja wtedy zostawałam z tatem i pełniłam wartę nad grobem jego ojca. Nigdy nie zrozumiem dlaczego tak robią. Robią tak do dziś, tylko ja już nie chodzę z tatą, ale z mężem. Boli mnie to nadal, że są osobno w taki dzień. Rodzice są już starsi. Od około 10 lat nie mieszkam z nimi, dzieli nas trochę kilometrów. Przyjeżdżam do nich rzadko. raz w miesiącu, czasem rzadziej. Obowiązkowo kilka dni w czasie urlopu, święta i te sporadyczne weekendy, czasem jakiś dzień w tygodniu bez męża. Wystarczy mi to w zupełności. Oni zawsze dzwonią i pytają kiedy będę. Dzwoni tato. Mama nigdy do mnie nie dzwoni. Jak przyjeżdżam okazuje się, że nie mamy o czym rozmawiać. Służbowe pytania, co w pracy, czy jesteśmy zdrowi i tyle. Czasem pobyt jest miły, a czasem marzę, żeby stamtąd jak najszybciej wyjechać. Mam dość narzekania mamy, jej tajemniczości, wylewania żalów, kłótni z ojcem, kłótni ojca z mamą i jeszcze dochodzi mieszkająca z nimi babcia, z której obecnością mama nie potrafi się pogodzić. Nie lubię tej atmosfery, która tak szybko potrafi się zepsuć i nie zależy to tylko od mojego humoru czy nastawienia. Nie chcę demonizować mamy, bo kocham ją na swój sposób, ale nigdy nie miałam z nią dobrego kontaktu. Wszystkim się przejmuje, bardzo martwi ją, co ludzie powiedzą. Jak się kłócą, to ja dalej pomimo swojego wieku, czuję się jak małe dziecko. Najchętniej schowałabym się pod ziemią i wyszła, jak przestaną. Od zawsze kłócili się o pieniądze, o brak pracy ojca (chwilowo jej nie miał), o to, że ojciec chodził pomagać swojej mamie, jak jeszcze nie mieszkała z nimi. Ojciec nie jest alkoholikiem, choć jak mieszkałam z nimi, to kilka razy w roku zdarzało mu się upić. Długo spałam z nimi w jednym pokoju, choć warunki lokalowe pozwalały na to, żebym miała swój kącik. Dopiero jako nastolatka zaczęłam się buntować, że chcę mieć swój pokój. Jak tato w te kilka razy do roku upijał się (prowadziłam kalendarz, zapisywałam, prowadziłam statystyki i obliczałam prawdopodobieństwo kiedy może nastąpić kolejny raz), jak byłam mniejsza, to nie spałam całymi nocami, bałam się poruszyć. jak trochę podrosłam, uciekałam do innego pokoju i trzęsłam się. Mama, to raz zauważyła, że tak się trzęsę, to powiedziała mi, żebym nie zachowywała się jak wariatka. Tato nigdy nam nic nie robił po alkoholu, grzecznie szedł spać, przeważnie wymiotował i byłam tego świadkiem. Często było tak, że nie uprzedzał nas, że ma imprezkę i wróci później. Czekałam wtedy na niego patrząc przez okna, czy wraca pijany czy nie. Jak ktoś mnie zapytał popołudniu,czy jest tato, mówiłam "on jest dyrektorem, ma dużo pracy". Z mamą nigdy nie rozmawiałam na temat jego późniejszych powrotów, nie wiem czy on ją uprzedzał czy nie, ja nic nie wiedziałam, a nie umiałam jej zapytać. Nerwowo wyczekiwałam całe popołudnie. Potem bałam się, żeby mój maż nie miał takich zapędów, nie miał i nie ma. Trochę to trwało zanim się o tym przekonałam i kończyło się to kłótniami. Teraz jestem spokojna, nie ma takich zachowań, jak mój ojciec. Nie miałam zbyt wielu koleżanek, nie zapraszałam ich do domu, bo wstydziłam się, że nie mam swojego pokoiku. Dziś nie potrafię nawiązywać relacji koleżeńskich, nie mówiąc o ich utrzymaniu. Mam 3 koleżanki z czasów licealnych, z którymi utrzymuję kontakt i czasem się spotykam. Nie potrafię im jednak zaufać i zwierzyć się, jeśli coś naprawdę mnie gryzie.Od tego czasu nie zawarłam żadnej znajomości na gruncie prywatnym. Wszystkich znajomych z jakimi utrzymujemy kontakty, to są koledzy męża i ich zony/dziewczyny. Mamie nigdy zwierzałam się, mało rozmawiałyśmy zawsze. Starała się być Matką Polką, dom-praca-dom. Skóra mi cierpnie o nadchodzących Świętach. Mój mąż jest kochany, ale nie wie o tych skrywanych moich tajemnicach z młodzieńczych lat. Wstydzę się mu do tego przyznać. Mam nadzieję, że nie jestem zbyt chaotyczna w swojej wypowiedzi, ale ten dzień spędzony tylko z moim Mężem dodał mi otuchy. Żałuję jednak, że nie zrobiłam tego, bo tak chciałam, tylko pretekstem była praca.
×