Skocz do zawartości
Nerwica.com

kosmitka Hania

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kosmitka Hania

  1. Hej, postanowiłam coś tutaj napisać, bo podobała mi się nazwa "jęczarnia" a ja pragnę coś wykrzyczeć i dowiedzieć się, jak inne osoby postrzegają moją historię, spoglądają na nią obiektywnie. Jestem dda. Mój ojciec pije i terroryzuje fizycznie i psychicznie całą moją rodzinę. Nienawidzę go. Chciałam go nawet zabić, ale było już za późno dla mnie na siedzenie w poprawczaku do 21 roku życia, gdyż byłabym już sądzona, jak dorosła. Nie chciałam zmarnować sobie życia, chociaż przez niego zostało już ono zmarnowane. Jestem najstarszym dzieckiem, tzn. jak każde najstarsze dda czuję się chorobliwie odpowiedzialna za matkę i rodzeństwo. Czuję się w obowiązku ich bronić. Poczucie obowiązku prowadzi do tego, że rzadko wychodzę z domu, a gdy już wychodzę i mam spędzić więcej niż jeden dzień z dala od nich to nie jestem w stanie przestać snuć najgorszych wizji, które mogą się właśnie odbywać u mnie w domu. Jestem studentką. Przez otoczenie jestem odbierana, jako wesoła, niezależna, nie dająca sobie wejść na głowę kobieta, broniąca swoich praw i praw innych. Ingeruję wszędzie tam, gdzie jakieś prawa na uczelni są łamane oraz w sytuacjach, w których ktoś może zostać skrzywdzony. Nigdy nie będzie normalnie. Opowiem historię od początku. Nie pamiętam dokładnie, kiedy pierwszy raz uderzył mamę. To obcy człowiek. Pamiętam terror i przepłakane noce. Moje błaganie, by matka się z nim rozwiodła. Miałam wtedy 8 lat. Nie byłam głupia tylko chyba zbyt mądra. Nikt mnie nie słuchał. Kolejne 8 lat terroru. Byłam jedną z lepszych uczennic, interesowało mnie wiele rzeczy. Traktowałam naukę i sukcesy w niej, jako rodzaj pomostu,który będę mogła wykorzystać do ucieczki w przyszłości. Wtedy byłam tylko ja i młodsza siostra. Gdy miałam lat 18 dowiedziałam się, że mama jest w ciąży. Uderzyło mnie to, jak nic wcześniej w moim życiu. Jak można być tak nieodpowiedzialnym, głupim. Przecież tacy ludzie się nie zmieniają, nic się nie zmieniło. Przez 18 lat byłyśmy ofiarami. Podejrzewam, że moja mama przez całe życie okrągła, ale wysportowana kobietka miała tyle kompleksów z tego powodu, że, gdy pojawił się on i się zakochała. Zakochała się i zmarnowała sobie i nam życie. Mam do niej ogromny żal. Ogromny. Nie jesteście w stanie sobie tego wyobrazić. Zawsze fascynowali mnie geniusze. Wtedy, gdy się dowiedziałam, że będę mieć brata coś we mnie pękło. Chciałam uciec z tego domu wraz z rozpoczęciem studiów. Płakałam , uciekłam z domu do babci... Czułam, że to koniec świata. Musiałam zrezygnować z wielu rzeczy. Będę musiała się stać odpowiedzialna za jeszcze jedną osobę w czasie, gdy już myślałam, że niebawem w końcu się uwolnię. Wiedziałam, ze będę musiała we wszystkim jej pomagać, bo ktoś musi utrzymać rodzinę. I tak minęły już 4 lata od jego urodzin, a ja nigdy nie powróciłam do stanu tej inteligentnej dziewczyny sprzed 4 lat. Stałam się wrakiem człowieka. Myśląć o odejściu z domu myślę o swoim małym braciszku i wiem, że chciałabym dla niego innego życia, niż sama miałam. Że nie mogę odejść, bo one sobie beze mnie nie poradzą. Zostałam uwiązana na kolejne lata w tej chorej przestrzeni. W przestrzeni poniżania i skutecznego odbierania poczucia własnej wartości. Nie lubię ludzi. Mam chłopaka. Bardzo mnie kocha i jest idealny. Nie spełnia jednak moich oczekiwań. Wiem, że brzmi to strasznie, ale jest dla mnie za dobry i chyba nie tego oczekuję od związku, co on może mi dać. Tzn jest kochający , ale ja chyba oczekuję partnera intelektualnego, a on nie jest najbystrzejszy. Gdy coś mówi wszytko inne jest ciekawsze. Nie wiem, czy go kocham. Jesteśmy razem od 1,5 roku. On nic nie rozumie. O problemach wolę rozmawiać z innymi niż nim o problemach. On wszystko traktuje zbyt osobiście i łapie depresję. Czuję się,jakbym miała jeszcze jedno dziecko poza bratem. A ja nie mam siły opiekować się jeszcze kimś. JA nie mam już ostatnio siły. Nie mam motywacji. Ze studiami sobie nie radzę. W mojej rodzinie panuje mit, który stworzyłam przed czterema laty- idealnej, silnej dziewczyny mądrej i inteligentnej. A ja już nią nie jestem jestem wrakiem człowieka. Mam depresję. Nie radzę sobie z życiem. Nie chce się zabić, ale mam wrażenie, że wszystko,co właściwie robię to umieranie. Mam anemię, zawsze podkrążone oczy. Jestem chodzącym workiem stresów. To co kiedyś było dla mnie najważniejsze, straciło sens, bo wraz z urodzeniem brata mam wrażenie straciłam możliwość wyrwania się ze swojej chorej rzeczywistości. Pisząc to płaczę. Liczę, ze chociaż jedna osoba przeczyta moją chaotyczną treść i napisze swoje obiektywne wrażenia. Jestem słaba i nie zostało mi już nic, o co chciałabym walczyć. Brak mi celu w życiu, a marzeń miałam wiele. ale teraz jestem sparaliżowana, mój świat od 4 lat stoi w ruinach i nie jestem w stanie go odbudować. Śpię w kartonie. Pozdrawiam.
×