
SCF
Użytkownik-
Postów
67 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez SCF
-
Witam Miesiąc temu mialem ponowne pojawienie sie w glowie dziwnych myśli. Zaczęło się takim pytaniem wewnetrznym "jak to jest ze ja tu jestem, myślę i żyje?" Pojawil sie silny lęk bo zaczęło mnie to nagle przerażać. Ale uspokoilem się i zapomnialem o tym. Niestety w kolejnych dniach temat powracal i zaczął się nasilac. Po kilku dniach silne lęki a pojawienie sie mysli pt "jak to jest że myślę że wypowiadam w myslach słowa? "Co jest po smierci ?" "Po co to życie?" "Jak to jest ze inni żyją?" powodowalo taki kosmos w mojej głowie jaki mial ten gosciu z Matrixa gdy połknął tę właściwą tabletkę. Proba racjonalizacji skonczyla się myslami typu "a co jeśli ten swiat nie jest taki jak mi sie wydaje?" "A co jesli to jest już koniec ?" "A co jesli logika nie istnieje ?" Kazda taka mysl powodowala atak paniki. Pojawiło się poczucie odrealnienia i poczucie jakbym na prawde uznawal te mysli-obawy za pewne a to podkreca moj strach. Im bardziej probowalem racjonalizowac te mysli tym bylo gorzej. Lęki się wyciszyly wlasciwie to przeszly a mimo to te mysli nie przestaly mnie przerażać. Owszem jak zapomne p tym to jest ok ale co sobie przypomne o tych pytaniach jak to jest ze żyje to od razu robi mi sie słabo. Doszlo poczucie beznadzieji mam ochote leżeć i nic nie robic. Kompletnie nie umiem sobie powiedziec np "żyje bo żyje i już " strasznie to analizuje i nie moge odpuscic nie daje mi to za grosz spokoju. Dochodza do tego obawy ze już mi tak zostanie ze juz nigdy nie bedzie tak jak przedtem ze po smierci tez bedzie źle. Mam też prpblem z pozytywnym mysleniem wszystko widze w czarnych barwach.
-
Witam Przydarzyło mi sie cos dziwnego. Mianowicie lezac w łóżku (a nie spalem) uslyszalem dzwiek dzwoniacej mojej komórki. Ucichl po 3 sekundach jakby ktoś nagle przestal dzwonic lub ktos odebral telefon. Wstalem i chcialem sprawdzic na telefonie kto dzwonil a tu zonk bo telefon wcale nie dzwonił. Wydaje mi sie ze nie spałem a leżałem z otwartymi oczami. I nie wiem jakies to dziwne. A może ja jednak zamknalem te oczy a nie bylem tego świadomy. Mieliscie też cos takiego?
-
Witam. Od jutra zaczynam terapię psychodynamiczna. Mam tylko watpliwosci. Co takiego mogę sie na niej dowiedziec czego nie wiem np teraz ? A wiem ze sam sie nakręcam że potwornie boje się objawów (bo sa potwornie nieprzyjemne) i wiem że muszę przestac sie ich bać. Ale ja nie potrafię to silniejsze ode mnie. Czy na terapii poznam coś co sprawi ze bede wiedział jak przestac sie bać? Czy skonczy sie na tym ze uslysze ze objawy mam ze strachu przed nimi i mam sam przestac sie ich bac - czyli wlasciwie nic nowego.
-
Dlaczego moje wątki pozostają bez odpowiedzi ?
-
Nacobson to hochsztaplerstwo. Jak ma to pomoc na spiete miesnie skoro trzeba je dodatkowo spinac ? Mam spiete mięśnie i spinajac je w tym cwiczeniu nie czulem roznicy w momencie spiecia i rozluznienia. Po kilku takich pseudorelaksacjach dalem se z tym spokoj bo gówno to dawalo a malo trgo podczas tej niby relaksacji dostawalem lęków...
-
Witam Oczekuję na wejscie na terapie grupowa psychodynamiczna. W necie jednak wiele osob pisze niepochlebie o tej terapii... Wiele jest komentarzy ze terapia im zupelnie nic nie pomogla i że poszli na poznawczo behawioralna i ona zdzialala cudowne efekty juz po kilku wizytach. Nie znalazlem natomiast zadnego wpisu odwrotnego ze komuś nie pomogla poznawczo behawioralna i poszedl na psychodynamiczna i pomogla mu. A ja cóż... 2 lata chodzilem do psycholog ktora stosowala nurt P-B i on mi zupelnie nic nie pomgla... Psycholog otwarcie zwatpila czy cokolwiek mi pomoże. Jestem więc chyba jednym z zadkich przypadkow ktoremu forma PB nie pomogla. Nie bedzie tak wiec ze psychodynamiczna tymbardziej mi nie pomoże ?... Psychiatra mi powiedzial ze terapia P-B nie jest dla mnie i ze taka forma mi nic nie da i zalecil wlasnie psychodynamiczna. Terapeuci z tego nurtu psychodynamicznego powiedzieli mi ze to jest terapia trwala a PB daje tylko tymczasowa poprawę. Sam nir wiem co mam o tym myśleć...
-
Ja jacobsona stosowalem i nie pomagal absolutnie nic. Troche pomagał mi trening Schulza ale w momentcach bardso silnych leków to i to nie pomagało. Relaksacja na nerwice to jest tylko marnej jakosci półśrodek . to tak jakby miec zapalenie wyrostka i brac na to leki przeciwbólowe
-
Stosowalem to jakis czas lecz na mnie to nie dzialalo wcale a nawet pogarszalo moj stan.NIE POLECAM takiego bullshitu jakim jest relaksacja. Moja byla niedorobiona pozal sie Boże psycholog opiewala tę metodę. Jakbym mogl to bym tę babę z robory na zbity ryj wywalił...
-
Jestem zapisany na psychodynamiczna. A co jeśli mi ta terapia tez nic nie da ? Terapeuta mowil mi ze zawsze ta terapia pomaga w najgorszym razie tylko częściowo. No ale jeśli nic sie nie zmieni ? To co dalej mi pozostanie ? Ja takiego życia nie chcę. Z perspektywy ostatnich 5 lat nastepuje stale pogorszenie co prawda były poprawy ale to juz nigdy nie bylo to samo co przedtem.
-
Witam Po tym jak kolejny epizod nerwicy po 6 miesiacach w ogóle nie ustepowal i po tym jak nurt poznawczo-behawioralny nie pomógł mi wcale (skutecznosc po roku chodzenia 0%). Postanowilrm wybrac sie do psychiatry ktory de facto był tez terapeutą. Odradzil mi forme poznawczo behawioralna i zalecił psychodynamiczna. Po wstepnych rozmowach z psychoterapeutami z tego nurtu mowili mi ze poznawczo-behawioralna pomaga ale tylko na chwilę. Porownal nerwice do gorączki i terapie P-B do tabletki zbijajacej temperaturę zas psychodynamiczna do szukania przyczyny tej gorączki. Powiedział że grupowa codziennie po 3h psychodynamiczna pomaga tak po ok roku. W internecie zas wiekszosc wypowiada się pochwalnie nt terapi P-B zas bardzo negatywnie nt psychodynamicznej. Jest nawet forum na ktorym opiewaja forme P-B i odradzaja psychodynamiczna tylko 95% uzytkownikow tego forum wypowiada się że mija 5-25 lat od rozpoczecia ich nerwicy od wielu lat stosuja techniki P-B i ze na razie im nie pomaga ale wierzą ze wkrotce im pomoże. Mi ten nurt w ogole nie pomagal nic a nic. Nie wiem czy dlatego ze moje zaburzenie nerwixowe jest poważne czy dlatego ze to byla zwykla psycholog a nie terapeuta. A objawy mam takie: Aseksualnosc (trwa od kilku lat) Brak apetytu Przy bieganiu pojawia sie uczucie braku siły i uderzenia goraca Przy probie czytania rzeczy które mnie na zabój interesowały zaczyna mnie sciskac w brzuchu robic chaos w glowie i pojawia sie uporczywe uczucie niechęci lub znudzenie Przy sluchaniu muzyki ktora wczesniej mnie nakręcala pojawia sie brak odczuć i do tego scisk w brzuchu.nie ciesza mnie piekne widoki przyrody. Pierwsze pol roku mialem doły ale od polowy maja ich nie mam.
-
Witam Caly czas slyszalem ze nerwica nie ma prawa doprowadzic do psychozy i utraty kontroli. Az uslyszalem o osobie ktora dostala takiej nerwicy ze prawie nie spala przez 5 dni i dostala urojen myślowych jednoczesnie tracac nad tym kontrolę. Twierdzi ze wszystko pamieta z tego czasu ale ze wtedy wierzyla w swoje urojenia. Powiedzcie mi to w takiem razie nerwica moze doprowadzic do utraty kontroli ? Podobno ja zabrano do szpitala psychiatrycznegow momencie jak doznala tych urojen myslowych.
-
Niekończąca się opowieść - czy to juz koniec mojego zycia ;(
SCF odpowiedział(a) na SCF temat w Nerwica lękowa
Nie wiem, mnie takie gadanie o dobrym sercu czy o Bogu w ogóle pociesza. Jakoś nie potrafię uwierzyć w to, że będę dobry i będę spełniał dobre uczynki i będzie kiedyś dobrze. Wiadomo, lepiej mieć nadzieję niż jej nie mieć, ale z widzę że jest trochę osób które tylko tą nadzieją żyją i pomimo że nic się nie zmienia to wierzą że coś się kiedyś zmieni. Ja bym może się z tym jakoś pogodził (chociaż na chwilę obecną ciężko mi sobie to wyobrazić), ale z miesiąca na miesiąc nerwica odsłania kolejne swoje asy i zaczynają się dziać rzeczy które wcześniej mi się wydawało, że niemożliwe aby się stało. Np byłem przekonany, że przychodzą takie złe stany to w końcu muszą minąć, okazuje się że jednak nie muszą. Myślałem że bezsenność pobędzie parę tygodni ale wkońcu odpuści - nie odpuszcza. Myślałem, że kilka dni masakryczneego samopoczucia pobędzie i chociaż trochę się poprawi, no i tym razem tak się nie dzieje. I wiele takich się pojawia. Zawsze miałem jakąś barierę, że coś się podziało to sobie pomyślałem, że już gorzej być nie może, a później się okazywało że jednak może. Zwyczajnie się boję że w końcu będzie tak źle, że tego już nie wytrzymam. Byłoby łatwiej gdyby były jakieś dłuższe remisje, a ja mam wrażenie że to gówno coraz bardziej się zapętla i nasila. Już teraz jest tak, że mogę powiedzieć, że tak źle się jeszcze nigdy w życiu nie czułem, że jeszcze nigdy taki gorszy stan tak długo się nie utrzymywał. Nie potrafię tego logicznie ogarnąć jakoś sklasyfikować zaobserwować jakieś logiczne schematy tej nerwicy. To jest totalny chaos, żadnej regularności, żadnej zależności. Gadanie sobie hasełek że nic mi się nie dzieje nic mi nie daje, ja się nie boję jakieś katastrofy, ja po prostu czuję cholerne cierpienie psychiczne od którego chociaż na chwilę chciałbym odpocząć. Był taki okres, że mocno sobie wmawiałem, że jest ok, że nie będę o tym myślał i się nakręcał to będzie dobrze, ale cały calutki czas pomimo takiego myślenia czułem się źle i w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że się tylko oszukuję i to oszukiwanie nic mi nie daje. Oczywiście skończyło się to dodatkowym pogorszeniem stanu. Nie do końca jestem przekonany czy to na pewno są tylko moje wkręty czy np fizycznie coś mi się z tym mózgiem nie dzieje. Bo np nie potrafię logicznie wyjaśnić dlaczego w poprzednich przypadkach ta nerwica ustępowała w pewnym momencie a teraz nie chce ustąpić przecież w wtedy się jej bardziej bałem, a teraz to już nie była dla mnie nowość więc o co chodzi... Było tak, że przychodził moment że zaczynało wszystko się stabilizować i ja po prostu czułem że robi się wszystko ok, czułem że to już się kończy. A teraz niby były jakieś chwilowe częściowe przejaśnienia ale czułem że to jesst nie to, czułem że pełna poprawa nie następuje, że jest tak samo jak z moim dawno umarłym popędem, który też naraz się spieprzył, potem był częściowe chwilowe poprawy ale coraz mniej coraz rzadziej aż w końcu całkiem gdzieś to zdechło. I tu się dzieje dokładnie tak samo. -
Niekończąca się opowieść - czy to juz koniec mojego zycia ;(
SCF odpowiedział(a) na SCF temat w Nerwica lękowa
Skąd u ciebie nadzieja jak caly czas jest źle ? -
Niekończąca się opowieść - czy to juz koniec mojego zycia ;(
SCF odpowiedział(a) na SCF temat w Nerwica lękowa
Ale to jest możliwe, żeby czuć się źle non stop ? Żeby stan się jednostajnie pogarszał ? Ja w ostatnich dniach nie wiem co się ze mną dzieje, czuje się jak za mgłą, nie czuję w ogóle pozytywnych emocji, czyję tylko smutek, złość i lęk. W nocy tylko koszmary i każdej nocy zrywam się po kilka razy z napadem lęku. Nie pamiętam kiedy ja się czymś cieszyłem. To jest jakiś koszmar... Boję się że to jakaś choroba, bo przecież w nerwicy jest jakieś dno od któego można później się odbić, a ja tego dna nie widzę a schodzę cały czas coraz niżej i końca pogorszeń nie widać. Na przestrzeni kilku ostatnich lat stopniowo jest coraz gorzej... -
Niekończąca się opowieść - czy to juz koniec mojego zycia ;(
SCF opublikował(a) temat w Nerwica lękowa
Witam serdecznie, Problemy z nerwica mam od okresu dorastania przy czym pierwsze epizody byly bardzo łagodne i bardzo rzadko sie pojawialy wiec nawet bez terapii sobie z nimi radzilem. Problemy zaczely sie 3 lata temu gdy bylem na ostatnim roku studiów. Zaczely się jazdy z lekami natretnymi myślami uczuciem rozpaczy i na koniec zaczely sie pojawiac zaburzenia nastroju. Od tych 3 lat zaczalem brac stabilizator nastroju i przez ten okres bylo tak że bylo ok roku spokoju po czym pojawial sie nowy epizod który trwal 3 tygodnie potem kolejny trwal miesiąc ale one mijaly i stopniowo stawalo sie dobrze. Od sierpnia 2015 do listopada 2016 bylo ok, czulem się dobrze zaczynalem zapominac juz o nerwicy chodzilem juz wtedy ponad rok do psycholog która stwierdziła ze pora kończyć wizyty. Ja się cieszylem jak dziecko na nadchodzace swieta na 1 listopada itp. Jeszcze w pazdzierniku zaczelo mnie cos brac bo i takie stany lękowe itp. Ale ignorowalem to. Przelomowy moment nastąpił gdy zaczalem rozmyslac o swoim libido które zniknelo 4 lata temu bezpowrotnie i nie ma momentow w ktorych w pelni wraca. Naraz pojawila mi sie myśl w głowie z okropnym lękiem: "skoro libido mi tak zniknęło to czemu np nie moze byc tak ze strace emocje na stale ?" poczułem ogromny strach nie do opanowania chociaz nie wiem co mnie tak wystraszylo ten strach byl nieadekwatny do sytuacji. I to byl początek końca. Na raz po tej mysli jakby zdrętwiałem poczulem jak ze mnie odplynely tak dziwnie emocje, przestala mnie cieszyc muzyka w radiu ktorej słuchałem i wszystko dookola wydawalo sie dziwne. Próbowałem sie uspokajac mowic sobie ze od nakrecania sie tak wlasnie jest. Niestety to nie pomagalo bo odretwienie nie mijalo. Minelo 10 dni i ja zaczymalem sie z tego zbierać zacząłem sobie myslec ze co sie bede nakrecal. Ze mam dobry humor że to ze czuje dziwne takie odretwienie i ze sluchanie muzyki nie sprawia radosci to malo wazne elementy i po co sie pierdolami martwić. I pamietam ze ostatni dzien mojego zycia to byl 11 listopada. Po tym dniu wstalem niby to w super nastroju ale jakos tak w ciagu dnia wszystko mnie męczyło. Wieczorem pojechalem do dziewczyny to jakos nie mialem ochoty tam siedzieć i w koncu zebralem sie pod pretekstem bolu głowy a zwyczajnie popadlem w jakis dziwny marazm jakas taka pustke i zniechecenie. Pomyślałem ze to może kazdy miec takie dni i to olewalem. Nastepnego dnia zaczalem sie obawiac co jesli obnizy mi sie nastrój jesli zaczna znikac emocje. Bylem tamtego dnia juz i tak w nie najlepszym humorze. Po poludniu gdy poszedlem biegac zlapal mnie straszny dół i wszystko dookola mnie przygnebialo. Nadszedl kolejny tydzień i takie dziwne odczucia takiego niepokoju i odretwirnia juz sie za mna non stop ciągły. Przyszedl kolejny weeekend w ktory zlapalem mega doły. Potem juz bylo tylko gorzej. Na zabawie andrzejkowej zlapalem napady leku a na poczatku grudnia pojawila sie bezsennosc mocne doly i chec do placzu. Dobre spanie wrocilo ale doły pozostały. Święta byly moimi najgorszymi w życiu. Dopiero na sylwestra poczulem ze cos sie poprawia. Myslalem ze kolejny epizod juz mija. Ale tym razem bylo inaczej bo przy stopniowej poprawie pojawil sie okropny lek co jesli to tylko chwilowa poprawa nie umialem opanowac lęku. No i doly wróciły az do polowy stycznia. Pozniej niby sobie pomyslalem ze bede sobie zyl obok objawów i będzie dobrze. Faktycznie zaczely sie pojawiac momenty ze zapominalem o objawach zaczalem sie czuć lepiej. Może nie na 100% dobrze ale lepiej. 2 tygodnie tak bylo i zaczalem wierzyc ze to juz na prawde koniec. Niestety później pomimo prob ignorowania objawów ja ciagne czylem w wielu miejscach dziwny lek lub przygnębienie i nie cieszyly mnie codzienne rzeczy. Pomimo odpychania tego i zajmowania sie czyms innym te odczucia nie dawaly o sobie zapomnieć. Zaczela pojawiac sie frustracja ze nie umiem z tego wyjsc i co jakis czas pojawialy sie leki ze z tego juz nie wyjde pojawiala sie gleboka frustracja co kilka dni kilkudniowe doły i ogolnie bylo tak ze nie bylo dnia w ktorym bylo by 100% ok. Niby byly dni ze bylo lepiej ze nawet calkiem ok ale trwalo to gora 3 dni i znow robilo sie gorzej. W lutym przestalem brac stabilizator nastroju bo uznalem ze nic on nie daje. I w sumie od jego rzucenia nic sie nie zmienilo. Moment swiat Wielkanocnych byl przelomem bo nastąpiło znaczne pogorszenie. W wlk sobotę wieczorem złapała mnie taka pustka , a w niedziele bylem osowialy z apatia. W niedziele tez pilem ze znajomymi. Niestety za duzo alkoholu urwal mi sie film. I od momentu jak wytrzezwialem nast dnia zaczela sie ostra jazda. Poglebily sie problemy ze snem. We wtorek po swietach wstalem w takim stanie jakby mi zabili cala rodzine - tak sie czulem. Potem nocy albo nie przesypialem albo spałem po 5h. W nocy lapaly mnie silne leki uniemozliwiajace spanie. W ciagu dnia tez sie bardzo zle czułem. W ten weekend wyjechalem daleko z domu na wesele. Myslalem ze zapomne na troche o nerwicy. Niestety caly czas przesladowal mnie silny lek. Na samym weselu po godzinie od wypicia paru kieliszkow zaczely mnie lapac ostre leki graniczace z panika. Wiec nie pilem dalej uznajac ze to mi szkodzi. Ale leki mnie przesladowaly caly dzien wczoraj. Dzis zostalem w domu by odpoczac i odespac na siłę. Ja sie czuje juz wykonczony tym... Nie widze sensu takiego zycia. Moja psycholog kilka tygodni temu powiedziała ze sie poddaje i ze mi nie pomoże. Powiedziala zebym sie do kogos innego skierowal o pomoc. I na moje pytanie czy z tego wyjde powiedziala ze nie wie ze niektorzy wychodza z takich stanów ale jak ze mna bedzie to ona nie wie. -
Przestalem do niego chodzic bo ostatnim razem jak mialem takie stany yo on proponowala mi szpital psychiatryczny uznajac ze widzi wskazania.
-
Witam, Temat umieściłem w dziale depresja pomimo że najprawdopodobniej to od nerwicy, gdyż jedynymi objawami są stany depresyjne. Męczę się już w tym stanie 3 miesiąc... Wszystko zaczęło się od wystąpienia stanów lękowych które olewałem, potem głupia myśl "a co jeśli znów dopadnie mnie pustka emocjonalna i doły?" (bowiem zeszłego lata tam miałem). Automatycznie lęk i pogorszenie nastroju. Na nic się nie zdały próby racjonalizacji. Doszły doły napady paniki bezsenność natrętne myśli, ale jakoś natrętne myśli, bezsenność i lęki minęły. Zostało właśnie dokładnie to czego najbardziej nie chciałem czyli pustka dooły, brak chęci do czegokolwiek. Były lepsze dni ale to takie częściowe poprawy były. Od 2 tygodni jestem w jakimś letargu, budzę się to myśl po co się obudziłem i mega przygnębienie, z niechęcią wychodzę z łóżka. Nic mnie nie interesuje, męczy mnie gadanie z innymi, dołuje siedzenie samemu w domu, wszędzie czuję się źle. Czuję jak z dnia na dzień ten stan wsiąka we mnie coraz głębiej, czuję że mam nim już wypełnioną całą świadomość i podświadomość. Jakby dobry nastrój porównać z słoneczną pogodą, to ostatnio u mnie tych przejaśnień już nie ma, są tylko czarne chmury i siąpiący deszcz. NA dzień dzisiejszy ja już zaczynam zapominać jak to było, gdy było dobrze. Jakie to uczucie jak coś cieszy, jak cośsatysfakcjonuje, jak coś napala. Czy siedzę sam w domu, czy ze znajomymi gdzieś, czy w pracy, czy oglądam TV, czy robię coś co zawsze lubiłem, to czuję się tak samo źle. Bieganie też już przestało pomagać. Bo podczas biegu skupiam się na wysiłku po prostu biegnę, po skończonym biegu jak zawsze skakały mi endorfiny, tak teraz po skończonym biegu, wchodzę do domu i nagle zaczynają mnie uderzać doły. Może by mi dodało otuchy gdyby znalazł się ktoś z podobnym problemem z którego trwale wyszedł. Osobiście nie znam NIKOGO, kto sobie z czymś takim poradził, tylko poznaje ludzi, którzy żyją w takich dołach do końca swojego życia... Nie mam aż tyle problemów by w takim stanie być. Ja już nie wiem co mam robić. Wstaję z mega dołem, męczę się cały dzień, przychodzi wieczór to jest jeszcze gorzej, bo staję się obojętny na dosłownie wszystko. Ile można żyć w takim stanie ? Ja chcę normalnie żyć. Nie chce mechanicznie robić wszystkich czynności, udawać że coś mnie interesuje, udawać że coś mnie śmieszy. Całe te święta przeżyłem z emocjami jakby mi cała rodzina umarła. Czy to możliwe, żeby od jednej myśli 3 miesiące temu aż tak się rozkręcił cały ten mechanizm ?... Ja już nieraz się czegoś bałem i to bałem się miesiącami a mimo to nic mi się nie działo, a teraz no nawet jak mam cały dzień intensywny i nie myślę o tym to i tak jestem jak robot i nie mam w sobie barw życia. Nie chcę takiego życia...
-
Po prostu przygniotła mnie ta nerwica teraz i nie umiem się podnieść.
-
Do tej pory było wszystko ok, bo wydawało mi się że nerwica będzie przychodziła w stresowych okresach i że ona sama przejdzie jeśli tylko nie będę się nią martwił a jeśli będę ją analizował to też przejdzie ale będzie dłużej się utrzymywać. Nie sądziłem, że ja sobie mogę sam ją wygenerować do takiego poziomu. Nie sądziłem, że objawy mogą się utrwalić. Bo mogą. Nie twierdzę że nie da się ich wtedy wyplenić, ale staje się to niezwykle trudne. Wychodzi na to, że ja w ten sposób utrwaliłem sobie brak libido. I nie pomagało na to już zmiana nastawienia, sytuacji itp. Wystarczyło że na początku bałem się że to jakaś choroba i że już to się nie poprawi. A później już nawet uświadamiając sobie że to psychika i nawet jak o tym nie myślałem, to i tak poprawy już nie było nie ma i jakoś trudno mi sobie wyobrazić że będzie i to już 4 lata tak ! Więc równie dobrze wystarczy, że będę się obawiał stanów lękowych i też mogą się tak utrwalić, mogę sobie utrwalić brak siły fizycznej, brak emocji, cokolwiek. Wszystko da się sobie wmówić i wszystko może się utrwalić. A ja mam do tego poczucie niemocy, bezsilności, czuję że sobie nie poradzę i nie umiem tego uczucia odwrócić. Gadanie sobie że będzie dobrze guzik daje bo jedno sobie mówię a drugie wewnątrz siebie czuję. Jedynie co to musiałyby te dolegliwości stać się dla mnie obojętne, ale nie są i nigdy nie będą bo utrudniają mi życie w każdej płaszczyźnie. Nie mam żadnej ucieczki od tego, żadnej ostoi. Co nie robię, jak nie robię, to nie umiem od tego uciec. Daję sobie przepływać lękom przez siebie to przepływają i przepływają i przepływają i narastają narastają aż w końcu już nie mogę tego wytrzymać i wpadam w panikę. Poszedłem biegać, znów dopadł mnie brak siły, i myśl że no już nie dam rady bo nei mam siły i faktycznie przystawałem bo nie miałem siły. Powiedziałem sobie, że muszę to przełamać i cisłem na chama myśląc że ta nerwica puści, ale skończyło się tym że jak paralityk przebiegłem ze 100 m zacząłem dyszeć jak szalony i omało z osłabienia nie upadłem i nie miałem siły dalej biec. Próbowałem się ogarnąć przy spaniu bo zaczęły mnie łapać lęki w nocy. Mówię sobie "a niech płyną" no i płynęły i spać nie pozwalały. To nie jest tylko ból głowy czy uczucie mdłości które niczego mi nie krzyżuje. To nie jest strach że zasłabnę i tylko strach bo nie zasłabnę tylko to są dolegliwości które uniemożliwiają wiele rzeczy. Przez nie jestem 2x wolniejszy, mam zmniejszoną koncentrację, nie mam fizycznie siły, nie mam libido, nie dosypiam bo nie mogę spać. To mi realnie szkodzi na zdrowie a nie że to tylko obawy dla samych obaw. Nie potrafię sobie tego wyobrazić że się tego nie obawiam, no musiałbym chyba w 100% zmienić swój charakter, zmienić samego siebie. Musiałbym stać się zupełnie innym człowiekiem.
-
Bo dla mnie te stany depresyjne i bezsennosc taka ze od tygodnia sypiam po 2h lub wcale nie przesypiam nocy sa nie do zniesienia. Kazda godzina w tym stanie to dla mnie koszmar. Żadna metoda nie pomaga bo czym kolwiek probuje sie zająć to nie poprawia mi to naatroju. Czy tancze na zabawie czy gadam w towarzystwie czy ogladam cirkawy film czy robie cos co mnie ciekawi to ani troche nie pomaga. Raczej nie umiem sie na tym skupic. Dlatego że kazdy nawrot tej nerwicy jest coraz gorszy silniejszy i dluzej trwający. Dlatego że dla mnie nie wszystkie moje obawy sa irracjonalne. Np to ze wbije sobie to w podświadomość i ze juz sie tego nie pozbede - utrwale, to na prawde sie tego realnie boję. Psycholog potwierdzila ze to jest możliwe. Co innego jakbym ja siedzial i kilka dni zamartwial sie ze objawy wroca i one zaczely by sie pojawiac. Ale na litosc boska wystarczylo tylko ze raz mi cos przez mysl przeszło i po kilku sekundach pojawil sie objaw. To mnie tak przerazilo. Dodatkowo to ze dlugo to olewalem i mimo tego i mimo ze mialem caly dzien zajety wiec nie mialem zbyt czasus na myslenie to i tak doszedlem do tego stanu. Poczulem ze te wszystkie metody walki z nerwica sa gowno warte. Poza tym po kazdym nasileniu objawow nawet jak ustepowany to cos z tego juz na stale zostawalo. To jak ja mam poztywnie myslec?
-
Ja wtedy się bałem że na prawdę mi odbija bo miałem taką dezorientację że nie wiedziałem co się dzieje i gdzie góra a gdzie dół. Ale teraz to ja raczej nie obawiam się szpitala z racji że boję się schizofrenii (bo się jej nie boję) tylko że do tego stopnia będę się nakręcał że na nerwicę tam trafię. Ja nie potrafię opanować strachu przed nakręcaniem się i samego nakręcania się. Do tego nawet jak są chwile że nie odczuwam stanów lękowych to dla odmiany przeżywam jakąś masakrę w głowie: całkowity brak pozytywnych emocji. Jakiś taki ból psychiczny, pustkę, odrealnienie. Już od 4 dni sypiam po 3-4 godziny i cała noc to wielka męczarnia. W pracy wielka męczarnia i chcę jechać do domu, w domu męczarnia i chcę iść spać, w łóżku męczarnia i tak się moja doba w ostatnim czasie zamyka. Dodatkowo dobija mnie fakt, że chyba sam się do tego stanu doprowadziłem, a właśnie tego tak bardzo nie chciałem i nie umiałem tego zatrzymać. I nie radzę sobie z myślą że te stany mogę sobie utrwalić na stałe jak w porę się ich nie pozbędę.
-
Hej Zakladam nowy temat bo pogorszylo mi sie do tego stopnia ze stracilem grunt pod nogami. Generalnie od srody zle sypiam przy czym kazdy kolejny dzien coraz gorzej. Dzisiejszego wieczoru postanowilem sie zrelaksowaca i wybralem sie do znajomych. Na spotkaniu najpierw mialem silne doły a potem lęki. Byl alkohol to wypiłem pare kieliszków- lęki przeszły ale pogłębily mi sie doly. Do tego stopnia poglebilo mi to doły ze zaczalem sie czuc jakbym sie alienowal z tego świata. Chcialem juz wrocic do domu. W dodatku nie rozumialem czemu po niemal nie przespanej nocy i marnie przespanych poprzednich ja nie czulem checi do spania. No ale nic wrocilem do domu polozylem sie i zasnalem ale obudzilem sie po 40 minutach w takim dziwnym bardzo stanie bo nie ogarnialem co sie ze mna i dookola mnie dzieje. Doszedl lęk a co jesli to zadna nerwica a jakas schizofrenia bo przeciez nie da sie tyle nie spac i nie czuc zmeczenia. Za chcwile lęk przerodzil sie w atak paniki myslalem ze przechodze juz jakis atak psychozy. Wzialem silna tabletke nasenną. Lezalem roztrzesiony i mialem lodowate konczyny i dreszcze. Ale ogarnalem swoj chaos w glowie wkrotce tabletka podzialala i zasnslem na 4 godziny po czym obudzilem sie znow roztrzesiony i juz nie moglem spac. Boje sie tak strasznie tego ze mi sie tak raptownie pogarsza moj stan. Blagam o jakies porady.... ;( Czy wy tez tak mieliscie ?? ;( Ja nigdy wczesniej takich schizow nie mialem Boje sie ze lada dzien wyladuje w szpitalu... ;(
-
Dziękuję wam za odpowiedzi. Nerwica przypadkiem nie polega tez na blednej interpretacji otoczenia ? Np zbytniego wsluchiwania sie w siebie, sposobu podejscia do problemow itp ? Ja po wizytach wiem jakie bledy popelniam bo jednak sie czaly czas boje sie tych stanów bardzo ich nie chce miec bo wydaja mi sie koszmarne i w dodatku potrafia sie bardzo dlugo utrzymywac. Tylko jak zmienic podejscie do zycia jak zmienic myslenie ? Psycholog mi powiedziala kiedys ze jakbym mial niezly wstrzas to by mi wszystkie objawy nerwicy minely. I to jest chyba prawdą...
-
Nigdy nie nralem bo zawsze te fale nerwicy mi sie po jakims czasie stabilizowaly. Psycholog tez uznala ze nie potrzebuje brac lekow przeciw lekowych. I w zasadzie ja mialem juz konczyc u niej wozyty bo oboke uznalismy ze juz sobie z nerwica radzę. No i niestety ta obecna fala mnie przerasta. Zawsze do tej pory bylo tak ze przychodzila nerwica pojawialy sie jakies objawy i utrzymywaly sie potem mijal jakis okres i to puszczalo. Tym razem od mojej ostatniej wizyty u psycholog czyli od poniedzialku nieustannie dochodza mi nowe objawy. Z dnia na dziś n coraz gorzej sypiam. Monotonicznie spada mi nastroj coraz silniejsze mam te lęki. Wczoraj wieczorem zas sobie pomyslalem o impotencji i zaraz faktycznie mialem trudnosc z osiagnieciem erekcji. Wpadlem w panike i chociaz polozylem sie 9 godzin temu spać tonie zmruzylem oka. Przelezalem cala noc skulony i roztrzesiony. Zawsze bylo tak ze w ktoryms momencie jednak usypialem albo chociaz lęk mijal. A tym razem calutka noc mnie to wykrecalo. Dlaczego ja mam tak silne objawy jeali problemow i stresow w zyciu mam mało. Dlaczego nie pomagaja juz relaksacje. Dlaczego mimo ze mialem na prawde ten miesiac temu podejscie z dystansem do swojej nerwicy to i tak ona mi rozwinela sie to tak silnego poziomu i jeszcze codziennie dochodza i nasilaja sie objawy ?... Zaczynam sie juz bac ze moze to nie nerwica tylko cos gorszego...
-
Witam Dziekuje za odpowiedz. Nie wiem. Jedyne czego się doszukuję to to że bezposrednio wcześniej miałem okres klotni z dziewczyną. I nie umielismy sie momentami w ogole dogadać. Była nawet taka kłótnia że nie chcac sie kłócić starałem się najbardziej jak potrafie lagodzic rozmowę i byc spokojnym ale i tak skonczylo się na tym ze sie mocno poklocilismy i w efekcie bardzo zdenerwowany pojechalem do domu. Potem co prawda pogodzilismy się, ale bylem jakis czas tym przejęty bo mialem juz wczesniej nieudane związki przez co juz jakastam lampka nieufnosci sie zapaliła. Byc moze to to bylopowodem inicjacji nerwicy bo nie ukrywam ze do tych klotni zbyt emocjonalnie podszedlem.