Cześć wszystkim, mam 22 lata i jakiś czas temu miałam (chyba) depresję, przynajmniej wtedy tak mi się wydawało, a teraz dałabym dużo, żeby cofnąć czas, bo powód był w sumie błahy, poprawka na studiach, pokłócenie się z przyjaciółką, załapałam doła, poszłam do psychiatry, dostałam lek antydepresyjny i wtedy sobie zaczęłam uświadamiać, że wszystko jest takie płaskie, a potem mi się jeszcze pogarszało, odstawiłam lek, bo nic nie pomógł po 2 m-cach, ale była już "robotem" tylko, że jednocześnie czułam się żle...nic mi nie sprawiało zadowolenia, a wręcz przeciwnie, cierpiałam gorzej niż przez tę (depresję?)...no to lekarka mi zaczęła dalsze leki zmieniać i zapisywać, a tu coraz gorzej albo tak samo było...musiałam zrezygnować (przynajmniej na razie) z moich ukochanych studiów, po roku czasu zostawił mnie chłopak, bo uznał, że już ma dość, ja w ogóle takiej "siły życiowej, czy jak to mówią napędu nie mam, jakbym pusta była, wydrążona z duszy:/ musiałam wrócić do mojego rodzi nego miasta, do rodziców, kompletna porażka, mam mamę logopedę, ma swój gabinet to może się "mną zajmować", bo ja nawet po zakupy nie pójdę, no w ogóle nie wiem co mi jest,....chodziłam też rok na terapię, nie wiem po co, bo nic mi nie stwierdzili, miałam testy przeróżne i ani nie wyszła żadna choroba, psychiatrzy też nic nie widzieli ani schizofrenii, ani chad ani nic,na początku że to depresja, a potem już nic nie mówili, ani zaburzenia osobowości nie wyszło, wyszło, ze jestem dojrzała...no i się nie dziwię, przecież mieszkałam w innym mieście, pracowałam, miałam dorosłe życie...moi rodzice są załamani, ojciec uważa że to jakaś pokazówka, powiedział, że jak nie zarabiam, to mi komórki opłacać nie będzie, tak, że nawet telefonu nie mam...po prostu nei wiem co mi jest ani co ze mną będzie? czy to po lekach? ja już teraz żadnych nie biorę, bo i tak nic nie dawały, no i moje główne pytanie do tych osób, które miały elektrowstrząsy - co możecie o nich napisać...czy Wam do końca pomogły, czy w ogóle, czy to straszne, czy pamięć się traci, bo ja jestem już zdesperowana, muszę wrócić do życia, ale nie chcę sobie jeszcze bardziej zaszkodzić...
-- 09 paź 2013, 17:35 --
Zapomniałam napisać, że to może dziwne, ale mam myśli samobójcze (tylko myśli na szczęście) i jak mówię czuję się bardzo żle, wiem, że to dziwne, ale cierpię w tym nieczuciu....po prostu nie wiedziałam, że takie coś się może stać, a na terapię chodziłam 8 mcy "zorientowaną psychoanalitycznie" grupową, potem 3 miesiące pozanwczo-behawiorlaną indywidualną, wszystko o kant stołu, a teraz chodzę (właściwie mama mnie wozi) - wiem, nie śmiejcie się, że osoba studiująca na akademii medycznej (fizykoterapię) i pracująca ( w soboty i w 1 popołudnie jako rejestratorka w prywatnych gab.lekarskich) chodzi na - "terapię zajęciową" na oddział dzienny... wiem, porażka, ale nei chciałam w domu siedzieć bezczynnie, wiem że to beznadziejne, robię jakieś wyklejanki z osobami naprawdę bardzo chorymi np. osobami chorymi na schizofrenię i jak słyszę, ze oni mają uczucia, pomimo głosów czy tam innych objawów, ze mają chłopaków, no nie wszyscy oczywiście, sa też osowiale osoby, a patyczne, kilka osób móiwło, ze mieli tak kiedyś ze gorzej czuli, przypuszczali, że leki miały w tym duzy udział...no ale oni wszyscy jakoś lepiej przędą...nie są tak załamani jak ja....wiem, że to dziwne,...nie czuję, ale jednak czuję załamanie...tak myślowo jakoś...