Skocz do zawartości
Nerwica.com

Natrętna

Użytkownik
  • Postów

    47
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Natrętna

  1. O tak, analizowanie każdej wypowiedzi. I okazuje się, że nigdy nie żyję teraźniejszością, tylko mielę jakieś zaszłe sprawy. Zdarza się, że nawet na jakimś spotkaniu tracę połączenie z rzeczywistościa i myślę co powiedziałam np. szefowej rano i jak ona mogła to zrozumieć. A to spotkanie na którym jestem obecnie "przemielę" w późniejszym czasie zastanawiając się czy towarzystwo nie uznało mnie za bubka, bo się nie odzywałam. Głupie to
  2. Chciałbym mieć takie podejście do życia ... Ja również chciałabym tak odczuwać. Niestety, ale nawet jeśli jest taki dzień, że wyskoczę w swojej głowie z hasłem: "........... niech se myśli, mam to w d.... po cholerę mam się dołować...." To jest to tylko chwilowe szaleństwo mojej głowy. Tak jakbym chciałabym sama siebie przekonać, że naprawdę mi na tym nie zależy. Czuję się dobrze z tą szaloną myślą jakiś krótki czas. Potem, wieczorem mam taki wewnętrzny niepokój. Zaczynam myśleć: - a dlaczego x tak powiedział, - co miał y na myśli robiąc taką minę, - jestem nie lubiana, dlaczego ?, - jestem nic nie warta. I kończy się moje wielkie szaleństwo. Zanurzam się szpargałach i zaczynam sprzątać, jakby ten porządek w domu coś mógł zmienić w mojej głowie.
  3. Tylko czasami myślę, jakby to było, gdyby nie te nasze głowy. Czy życie miałoby sens. Taki luz... Jakoś trudno mi sobie to wyobrazić A z synem dzięki tej rodzinnej dolegliwości mam dobry kontakt. Tylko czasami mąż czuje się wyalienowany, bo nie wie co my kombinujemy z tym przesuwaniem, dotykaniem, sprawdzaniem, sprzątaniem. Próbowałam mu to wytłumaczyć, ale tak "na zdrowo"jego mózg nie ogarnia tych naszych przymusów wykonywania pewnych czynności. Odnośnie sprawdzania czy wyłączyłam żelazko. W związku z tym, że nigdy nie mogę mieć takiej 100 % pewności to po prasowaniu wyłączam żelazko, potem wyciągam wtyczkę z gniazdka. Przechodząc obok deski rzucam okiem na wtyczkę. Jeśli z jakiegoś powodu jestem spięta od rana i mam podejrzenie, że w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób wtyczka by się sama włączyła, to wówczas zabieram żelazko ze stałego miejsca i chowam w brodziku zasuwając szyby. Wówczas mam pewność że samo się nie włączy a jakby jeszcze w jakiś cudowny sposób się zagrzało to niczego nie spali, bo kąt kabiny jest cały wykafelkowany Takie to są te moje "sprytne" sztuczki.
  4. Oboje z synem mamy "zwyczaj", by dokładnie sprawdzać drzwi po wyjściu z mieszkania, czy aby na pewno są zamknięte. Gdy wychodzę ja, to szarpnę je raz, czasami dla niepoznaki (naprzeciwko mam babcię z judaszem !) zamieszam ręką w torbie i znów sobie szarpnę. Mój syn musi to zrobić określoną liczbę razy a i tak później musi jeszcze włożyć rękę pomiędzy drzwi a framugę czy przestrzeń pomiędzy nimi nie jest za duża (to wskazywałoby na niedomknięcie -wiem że to głupie). Mimo tej dokładności w zamykaniu zdarza mu się wrócić i zacząć cały proces od nowa. Pewnego razu wspomniana wyżej babcia-zwiadowca, spotykając mnie po pracy mówi: "............... , a Pani syn jest taki dokładny i tak dokładnie zamyka te drzwi". Cóż.......... powiedziałam synowi, by był bardziej dyskretny. Mimo to bardzo uśmialiśmy się z tej sytuacji, bo babcia pewnie taką scenę obserwowała przez judasz każdego ranka i zastanawiała się dlaczego my tak długo tańczymy przy tych drzwiach
  5. Słyszałam o "Natrętach", którzy ze sklepowych półek nigdy nie biorą pierwszego artykułu z brzegu, gdyż za dużo osób go dotykało. Starają się brać ostatni z tyłu. Ja natomiast zawsze biorę pierwszy bo wiem, że nikt go nie weźmie i będzie "smutny" albo "samotny". A juz w szczególności gdy jest to np. wgnieciona puszka - wtedy mam całkowitą pewność, że wszyscy będą sięgać po każdy artykuł obok, tylko nie po nią. Choć towar w środku jest pełnowartościowy. Ech, nawet w sklepie spoczywa na mnie duuuuuża odpowiedzialność
  6. Nie potrafia pomóc, bo maja problemy, ale inne niż te z którymi się stykają. Bo gdyby mieli takie same, to potrafiliby pomóc. Poza tym wielu z nich po prostu brakuje empatii a swój zawód traktują jak każdy inny np. murarz, stolarz. A jeśli chodzi o Twoje przemyślenia, są bardzo trafne. Życie jest trudne, a przebywanie wśród ludzi męczy. Ale można nauczyć się czerpać choć skrawki radości z życia i tego Ci życzę
  7. Napisałaś coś, co ZAWSZE mówię mojemu mężowi. Chciałabym żeby on, lub każdy inny człek, który daje mi jakieś zasrane rady choć przez chwilę poczuł co czuję, co jest w mojej głowie, poczuł jak to jest być mną i miał moje myśli i moje poczucie zaniżonej wartości, wówczas okazałoby się czy daliby radę. A twój psychiatra pewnie, by nie udźwignął Twojego stanu i nie byłby psychiatrą.
  8. Zarówno Pani jak i ja zaczęłyśmy wypowiedź: " ... ja myślę ..." Każdy z nas tutaj nie stara się odpowiedzieć na żadne pytania, nie stara się pouczać innych. Nikt z nas nie ma monopolu na mądrość. Mówimy tylko o odczuciach jakie towarzyszą nam i na tej podstawie "oceniamy" (choć to źle dobrane słowo) odczuwanie innych. Odpowiadając na post Piotra powiedziałam jak może się rozminąć ze swoimi oczekiwaniami. Ale tak być nie musi. Ponieważ ja odpowiedziałam, tak jak ja to czułam na podstawie własnych przeżyć i tego co siedzi w mojej głowie. Nie wiem co jest w Jego głowie. Nie wiem czy pragnienie zmiany miejsca jest "rzeczywiste" (tak to nazwę na tym forum), czy jest to tylko myśl, która pozwala mu wierzyć, że będzie inaczej gdzieś indziej. A tam - czyli gdzieś indziej - powstanie nowy problem z którym będzie musiał się uporać, bo okaże się, że przyczyną nie było miejsce zamieszkania. W związku z tym, że tego wszystkiego nie wiem, ani ja ani nikt inny, to napisałam że z tym może poradzić sobie lekarz. Pozdr -- 13 sie 2014, 23:43 -- Zgadzam się w 100 %. Może nie z tymi pchłami w nosie ale o przenoszeniu natręctw na swoim grzbiecie na nowy grunt :) -- 14 sie 2014, 06:29 -- Zgadzam się w 100 %. Może nie z tymi pchłami w nosie ale o przenoszeniu natręctw na swoim grzbiecie na nowy grunt :) SORY, przeczytałam jak pchły w nosie
  9. Myślę, że zmiana miejsca zamieszkania nie sprawi, że będziesz szczęśliwszy. Szczęście takie wewnętrzne (którego ja nie przejawiam ze względu na moje natręctwa) nie wynika ani z miejsca przebywania, ani z posiadania, ani .... Ja pewien czas temu myślałam, że moje życie jest jakie jest, bo nie mam pasji. Bo to pasja rozwija człowieka, bo daje radość, bo jest cel .... I natrętnie "szukałam pasji", bo przecież ona sprawiłaby, że byłabym szczęśliwa .... To nie tak. Jak nie poukładasz sobie w głowie, lub jeśli tego nie zrobi lekarz (to prędzej) to trudno będzie to wszystko przełknąć i zaakceptować. Pozdrawiam Cię serdecznie
  10. To właśnie te o " pierdołach " są najbardziej męczące i dręczące, ponieważ gdy pojawi się "prawdziwy" (w sensie - realny dla osób trzecich) problem, to każda myśl zbliża Cie do rozwiązania go. Natomiast gdy pojawi się myśl o "pierdołach" to zazwyczaj, ile Byś nie myślał i nie wiadomo jak bardzo Byś się do tego nie przyłożył to i tak jej nie rozwiążesz. Bo sama ta pierdoła zazwyczaj nie ma znaczenia i jest -z ludzkiego punktu widzenia- nie do rozwiązania (znaczy bezsensowna a nawet gdyby była rozwiązywalna to rozwiązanie jej do niczego nie jest Ci potrzebne). I bynajmniej nie dlatego, że jest taka trudna, ale dlatego że jest "pierdołą" nie mającą żadnego znaczenia ani wpływu na nasze życie. A siedzi w głowie i drąży i drąży i drąży .... Ja często myślę o tym co było wczoraj, co powiedziałam gdzieś tam, jak odebrali to inni, jak to wpłynie na moje relacje z nimi a co mogłabym lub nie powiedzieć i jaki byłby finał. Cos na zasadzie chęci cofnięcia czasu i przyjrzenia się relacjom jeszcze raz, tak z boku. Może wprowadzenia małych zmian, poprawek, by wszystko było jeszcze lepsze i doskonalsze. I zamiast żyć teraz, skupić się na tu, to ja mielę przeszłość (jak krowa która wieczorem przeżuwa to co zjadła o świcie na pastwisku) a potem mija "teraz" i właśnie wtedy odgrzewam to stare "teraz" i znów chciałoby się cofnąć czas. I tak zamiast żyć teraźniejszością zawsze żyję przeszłością, której juz nie można cofnąć
  11. Ja nie powiedziałam, że obwiniasz się o to, że zaatakowała choroba (może źle się wyraziłam), tylko o myśli. O myśli które, są głupie i pchają się do głowy i człowiek ma poczucie winy, skąd takie bzdury mu do głowy przychodzą. Później ma poczucie winy że może coś z nim jest nie tak skoro myśli o takich rzeczach a później .... I tak bez końca ..... Specjalista napewno pomoże. A może uda się nawet zweryfikować co leży u podłoża NN. Wiem, że to dziwne, ale czasami nasze myślenie czy czynności, które wykonujemy tak natarczywie, są skutkiem jakiś np lęków, zupełnie nie powiązanych z tymi pierwszymi. Dobry specjalista pomoże Ci rozwikłać Twój problem. Pozdr
  12. Wiele osób się wypowie: "NIE, NIE JESTEŚ WINNY", ale właśnie na tym polega ta choroba, że nigdy nie będziesz miał tej pewności i że to pytanie będzie wracać jak bumerang i zawsze będziesz rozważał, czy mogłeś zrobić coś, by było inaczej? I jakby cofać w głowie czas i analizować, by "sprawdzić" czy można by coś zmienić w tej przeszłej sytuacji. A jeśli już na chwilę wszystko się wyciszy i przyznasz: NIE, NIE JESTEM WINNY. I kiedy już będziesz tego pewien. Pewien w 100 %. Kiedy będziesz myślał, że zwyciężyłeś tę chorobę ona nagle z zaskoczenia znów zaatakuje w najmniej oczekiwanym momencie. Wywołana różnymi sytuacjami, nie koniecznie powiązanymi z tym przyjacielem. (może to być stres związany z pracą, szok po stracie kogoś bliskiego) I wtedy znów pojawi się pytanie: "CZY WTEDY BYŁEM WINNY?". A Może być tak, że właśnie TO pytanie się już nie pojawi, ale pojawi się inna głupia irracjonalna myśl i to ona wywoła poczucie winny i będzie Cię nękać przez parę kolejnych lat. Straszne to ....
  13. Tak wiem Mój syn zawsze się boi, czy to co myśli przypadkiem już się nie stało. I wtedy na głos przedstawia mi argumenty za tym, że się nie stało (że to tylko myśli), a za chwilę nie jest pewien (bo te myśli są tak realne). Ps. A mój kochany mąż i ojciec gubi się w tym wszystkim. On nawet nie rozumie o czym my rozprawiamy
  14. Myślę, że nie ma jednej metody, jednego skutecznego sposobu na ignorowanie myśli. Każdy powinien sam sprawdzać co mu pomaga. Moja koleżanka, która nie ma NN podczytuje sobie to forum i pewnego dnia mówi do mnie: "Zablokuj te myśli..." (bo naczytała się, że tak można). Więc jej powiedziałam, że nie jestem robotem. TEGO nie można włączyć czy wyłączyć. Każdy z nas jest inny !! To nie jest jakieś "czary, mary", że za pomocą jakieś zaklęcia typu: abrakadabra, myśl ustanie. Choć jestem przekonana, że na niektórych to działa, bo tak sobie wkręcili (na tę chwilę). Póżniej to słowo, gdy przestaje działać to pojawia się inne np. iufhiunaxegr i wtedy to ono działa. Ale to są właśnie natręctwa. Ja myślę, że jak wykonam jakąś czynność x razy, lub przeanalizuję jakieś zdarzenie xx razy to będzie ok i to mnie uspokaja a inny powie ,whjgfkjuhfng, i po tym czuje się lepiej. Musisz Olinku znaleźć jakąś metodę na siebie. Obserwuję mojego nastoletniego syna, który również para się z NN i u niego jest wszystko inaczej. On MUSI gadać. Gada do mnie. Opowiada przeżyte zdarzenia x razy. Przez telefon, w domu (bo może przez telefon nie wypowiedział się zbyt precyzyjnie), a potem jeszcze raz, bo : "..może nie zrozumiałaś mnie zbyt dobrze.." Uspokaja go moja akceptacja zdarzeń, które się wydarzyły. Nie mogę ich zanegować, bo czasu i tak się nie cofnie a wywołam tylko u niego niepokój. Dużo, by pisać. Ja nie biorę leków. Jakoś sobie radzę (raz lepiej, raz gorzej). Żyję, ale to nie jest realne życie. Zawsze analizuję jakąś przeszłość, czasami nawet przyszłość, nie uczestniczę w teraźniejszości. Ale gdybym wydostała się z tej szklanej kuli, która izoluje mnie od otoczenia to przecież nie byłabym sobą. Może byłoby mi bardziej źle niż teraz ? Nie wiem. Mojemu synowi psychiatra zaproponował farmakologię, ale powiedział, że nie jest z nim "tak źle". Decyzję jednak co do leczenia pozostawiam mojemu dziecku. Pozdrawiam Cię i proszę nie myśl, że to co myślisz jest prawdą.
  15. Przepraszam za błąd. Miało być "... Po co kupować spódnicę o innym fasonie ..." -- 18 wrz 2013, 21:38 -- Są dni, gdy po odłączeniu wtyczki od żelazka z kontaktu nadal nie jestem pewna, że np. po moim wyjściu z mieszkania się nie włączy (jak to opisuję to wiem, że to głupota), że muszę z żelazkiem iść do innego pomieszczenia (zazwyczaj jest to łazienka, dokładniej brodzik), aby mieć zupełną, podkreślam ZUPEŁNĄ pewność, że mieszkanie mi się nie spali.
  16. O tak ) Strój musi być nieskazitelny, perfekcyjny, idealnie dobrany do okazji. W związku z tym moja szafa jest bardzo monotonna. Aby nie popełnić żadnego wykroczenia, rzeczy które kupuję są do siebie podobne. Mam dużo ubrań takich samych. Bo po co kupować inną spódnicę, skoro ta leży tak dobrze ? A w razie jakby później miałoby jej nie być, to biorę w sklepie od razu dwie. Tak samo robię z butami, koszulkami .... Oprócz wyglądu jest też zapach. Może inaczej... Lęk, aby nie śmierdzieć. I tak w mojej przepastnej torebce można natknąć się na dodatkową koszulkę, lub inną część bielizny (tak w razie jakbym się spociła). To samo jest w bagażniku. Zawsze mam tam dodatkowe ubrania, buty. )
  17. Ja, chyba jak większość tutaj "pracuję z liczbami". Liczbami szeptanymi, pisanymi i tymi w głowie. Niedawno wydawało mi się, że jestem taka wspaniała, ponieważ z moją NN tak cudnie sobie radzę. Moje życie z NN nie jest straszne, bo tak wspaniale sobie wszystko uprościłam i w ogóle doszłam do perfekcji. Aż tu nagle trafiam na takie forum i okazuje się, że ja nigdzie nie doszłam i to co wydawało mi się takie proste i perfekcyjne, to tylko etap choroby. I to wszystko do czego doszłam z moją głową, to nie żadna moja wspaniałomyślność, tylko schemat. Schemat powielany przez wszystkich powyżej. Wzorzec odciśnięty, którym podążamy wszyscy. Ehh, takie życie ............. Ciekawe czy u kogoś NN wpływa na ubiór? Chodzi mi o czyste ubrania (zakładam wszystko tylko raz), proste ubranie (zawsze wyprasowane, nie może się pognieść w samochodzie - marynarki i płaszcze ściągam i układam z tyłu, albo nie zapinam pasów, by się nie pogniotły), prostota w ubiorze (brak cekin, rysunków, gdyż ubranie nie byłoby nieskazitelne i "symetryczne"), nie nosze również biżuterii (bo zbytnio zwracałbym na siebie uwagę - a i tak już się wszyscy gapią), a i jeszcze niewypchane kolana w spodniach (to najtrudniejsze, staram się siadać tak, by jak najmniej je wypchać) Pozdrawiam wszystkich natrętów. (jak cos mi się przypomni to dopiszę) -- 15 wrz 2013, 20:29 -- Jeszcze jedno ! klamerki !!! Klamerki na sznurku za oknem zawsze musiały wisieć kolorami i dotykać się. Jeśli jakaś byłaby z boku, to przecież mogłoby być jej smutno. (wiem, że to idiotyczne ) Kiedyś znajoma przyszła i mówi:" widziałam, że dzisiaj masz bałagan w klamerkach". Przyzwyczajona do ułożenia wg koloru nie zwróciła uwagi, że klamerki nadal były poukładane, ale nie wg. koloru tylko sekwencji. Biały, czerw., nieb., ziel., biały, czerw., ..... itd. Jeśli np miałam za dużo zielonych to każda sekwencja kończyła się dwoma zielonymi. I wbrew temu co inni myślą, zachowywanie porządku w klamerkach nie sprawiało mi większego problemu, a naprawdę jestem zajętą osobą )
  18. Dzień dobry wszystkim Jestem tutaj nowa i przysiądę sobie do podczytania. Pozdrawiam
×