No niezupełnie sama, pomogła mi w tym siostra, która skończyła studia medyczne, choć stwierdziła, że może to być również tarczyca...
Dziękuję Wam za rady, dodało mi to otuchy. Jeszcze nie byłam u lekarza z braku czasu, bo pracuję, ale w przyszłym tygodniu na pewno pójdę. Od niedzieli drętwieje mi prawa ręka, teraz poważnie zaczynam się bać, lęki mam coraz częstsze, codziennie jadę do pracy autobusem i przeżywam swoją własną małą tragedię, ale zmuszam się bo przecież muszę za coś wyżywić rodzinę.
Chciałam jeszcze dodać, że ostatnio boję się kontaktów z innymi ludźmi, jestem więc odludkiem. Pracę mam taką, że z ludźmi dużo nie muszę przebywać więc jakoś daję radę, ale nie wiem jak długo jeszcze będę silna. Czasem sobie myślę, że za bardzo się nakręcam, że się zadręczam pewnymi sprawami i stąd takie samopoczucie... Parę lat temu zmarła moja mama, gdy była chora powiedziała raz, że ją zawiodłam, że przeze mnie umrze. Wiem, że te słowa były spowodowane chorobą, ale wywarły ogromny wpływ na moją psychikę, ciągle myślę, że jestem nieudolna, że nic nie potrafię, że jestem zła. Nie umiem sobie z tym poradzić, staram się uśmiechać przy mojej córce, ale to cholernie ciężkie. Zauważyłam, że moja bojaźliwość przechodzi na dziecko- ona ma już 5 lat, chce być samodzielna, a ja bym wszystko za nią robiła, bo boję się, że zrobi jej się krzywda.
Piszę jak w transie, myśli same przychodzą, chcę się wygadać, bo nawet mąż mnie nie rozumie, choć widzę, że się przejmuje moim stanem, ale łatwiej komuś obcemu się wyżalić. Jestem pogmatwana, cała do posklejania.