Słuchajcie, piszę hasłami, bo lecę załatwiac milion spraw -TAK, DOKŁADNIE, nie boję się wyjść z domu, coś planuję, coś robię! jupii!!
Ale powoli:
-po pierwsze: psychiatra-rozmowa BARDZO dużo daje, mi bardzo pomogła lekarka pierwszego kontaktu, super babka, pogadała ze mną długo, chociaż pacjenci się wkurwiali pewnie na korytarzu
Psychiatra- niby ok, aczkolwiek wlasciwie do wypisywania lekow tylko, trochę się zawiodłam
-po drugie: leki musicie brac regularnie, NIE BAC sie uzaleznienia od razu, tylko najpierw trzeba to wyciszyc, wytłumic te nerwy, potem psychoterapia + mniej lekow (ja zaczynam od maja)
Ja biorę kombinację Coaxilu (antydepresant) + Zomiren (antylękowy, nasenny) i jest duuużo lepiej, trzeba sie jednak uzbroić w cierpliwość, bo antydepresant zaczyna działac (i to zresztą piszą w ulotce!) po jakichś 2 tyg., nawet pózniej -ale JEST poprawa, to działa, naprawdę
Ten Zomiren jest rewelacyjny, 0,5mg pomaga zasnąć bez tej nerwowej nagonki myśli, a w ciągu dnia, jeśli mam napad paniki, łykam połoweczkę i po jakichś 15-25 min czuję się o niebo lepiej, przede wszystkim NIE OTĘPIA, NIE ZWALNIA MYŚLENIA -normalnie prowadzę auto, chociaż rzeczywiście bezpośrednio po zazyciu leków staram się nie prowadzić, a przynajmniej nie jechać sama w aucie, na wszelki wypadek.
Do tego noszę przy sobie "apteczkę" -malusią kosmetyczkę z lekami w środku -wziew Salbutamol na wypadek ataku duszności + pozostałe leki +Lexotan na wypadek ataku real paniki - ALE TEGO NIE ZAŻYWAM, uwierzcie, że sama swiadomość "zabezpieczenia się" akurat na mnie działa, wiem, że moge to łyknąć bez problemu wszędzie gdzie jestem i to mi daje poczucie bezpieczeństwa i automatycznie redukuje lęk :)
Po trzecie:
-ZMUSZAM SIĘ do wizyty u fryzjera, do pójścia do parku z dzieckiem, do dużego sklepu, wróciłam do pracy, bo tak trzeba, bo zobaczycie, że człowiek się przełamuje i rzeczywiście lęk się zmiejsza, a samemu w domu człowiek się tylko "nakręca"
Owszem, miewam nadal napady paniki (ostatnio na fotelu u fryzjera- mokra głowa, farba na wlosach, ale była jazda... ukradkiem łyknęłam procha i odliczałam minuty aż zacznie działać -ale dałam radę!), drażnią mnie skupiska ludzi, ale staram sie przełamywać, wsiadać do autobusu,chociaz na 2-4 przystanki, w kościele stoję przy wyjściu, ALE JESTEM, bo mam poczucie bezpieczeństwa, ze można w każdej chwili wyjść
Po czwarte:
Trzeba czymś zająć ręce -np.mala gumowa piłeczka, tasiemka itp. -mozna to dyskretnie szarpać, ugniatać, lepsze to niż papieros jeden za drugim albo obgryzanie paznokci
Polecam wyszywanie -uważalam to za idiotyzm, ale niesamowicie pomaga, a np. krzyżykami wyszywać potrafi autentycznie każdy.
Jak tylko się ciut lepeij czujecie -zająć się czymś -praca w ogródku, sprzątanie na półkach, super wycisza, odwraca myśli!
Metoda małych kroczków naprawdę działa, spróbujcie, warto, jest tak cudownie, jak powoli wraca poczucie normalności, jakby się wracało z tamtego świata...
Walczę nadal, bo ta choroba to przyczajony tygrys, ale każdy dzien wydarty z jej szponów to sukces!
Pozdrawiam was ciepło i słonecznie, trzymajcie się!!
Anoolka
[ Dodano: Sob Kwi 22, 2006 10:31 am ]
Aha, jeszcze jedno, ważne -ZREDUKUJCIE ilość oglądanych wiadomości w TV i filmow typu "zabili go i uciekł" - ja mialam nawet kilkanaście napadów dziennie, przerażało mnie zaćmienie słonca i głod w Afryce i zamieszki w Stanach, wysoki stan rzeki gdziestam itd itd itd.
Teraz od razu przełączam kanał, a w ogole mniej oglądam, przestawiłam nawet stację w radiu (polecam Jedynkę, audycja na żywo wlasciwie całą noc, bardzo mi pomogło jak cierpiałam na bezsenność, nie taka papka jak np. w rmf-ie), mam dość ciągłego zalewania glowy katastrofami, wypadkami i zagrożeniami -sorry, brzmi jak egoizm, ale narazie trzeba się najpierw samemu pozbierac, a dopiero potem przejmować np. bezrobociem na przedmieściach Paryża i jak temu ewentualnie zapobiec