
Annulka
Użytkownik-
Postów
66 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Annulka
-
Chyba każdemu z nas wydaje się lub wydawało, że jest "ciężki" i że go ludzie nie rozumieją Jakby sami mieli takie objawy to by tak nie mówili. Powiem Ci, że nawet moi najlepsi znajomi czasem nie mogli zrozumieć mojego stanu albo mówili jaka to masakra, itp. Rozumieją tylko ci znajomi, którzy mają nerwicę, depresję lub inne tego typu schorzenia. Rozumieją bez słów i z nimi świetnie się dogaduję bo nie muszę tłumaczyć dlaczego np. nie jadę na wakacje czy do nich nie dotrę.
-
Cześć nana24, cieszę się, że piszesz i mówisz o sobie Czy byłaś już u psychologa albo/i psychiatry? Psycholog pomoże Ci podczas psychoterapii a psychiatra być może w farmakoterapii jeśli miałaby Cię wspomóc w tym abyś mogła skupić sie na psychoterapii i trochę "odpocząć" od ciągłęgo napięcia. Lęki zawsze mają swoją przyczynę choć pojawiają się często w oderwaniu od niej a nawet w dobrych momentach życia (tak, że czasem trudno nam wskazać czynnik/i, który je spowodował/y). Będziemy Cię wspierać i wiedz, że nie jesteś z tym sama, cała masa osób boryka się tego typu objawami i da się to wyleczyć
-
Faktycznie, każde pozytywne słowo (bez lukru oczywiście) podbudowuje. Ze swej strony dzięki wszystkim, którzy podtrzymują na duchu
-
Praca, ruch, endorfiny - no tak, ale jak tu się ruszyć Nawet porządnego spaceru nie można sobie zaaplikować. Z domu wyłażę ile się da i dalej będę próbować. No i zajmować się realnymi sprawami. Chcę móc być (dzięki lekom) w stanie, w którym będę mogła zacząć walkę (może to już). Choć teoretycznie można to zrobić w każdym momencie ale wysiłek jest wielki.
-
Mi się wydaje, że derealizajca czy inne tego typu objawy są wywołane przez niemożność zniesienia pewnej dawki napięcia/stresu. Np. po długotrwałym stresie czy przy zbyt wielu problemach może to człowieka dopaść, niekoniecznie w momencie stresu tylko, np. jak już się trochę rzeczy poukłada i organizm wyluzowuje. Podczas stresu może walczyć a potem, w czasie uspokojenia odpuszcza. To tak jak w czasie egazminu - jest się napiętym, przechodzi się przez to a następnego dnia stres "spływa" i się np. śpi. Ja liczę na leki jednak. Jak zmniejsza się derealka choć o 10% to się czuje realną ulgę i można nawet chcieć z nią walczyć I tak myślę o derealizacji ale w sumie to staram się zająć też innymi rzeczami. Staram się nie brać do serca "negatywnych scenariuszy", o których się pisze, raczej filtruję
-
Tzn., że leki pomagają? Jeśli chodzi o objawy nerwicy to kurcze, jakoś dałoby się radę ale nie z derealką. Ataki somatyczne przezwyciężyłam a to jest niełatwe. Choć inaczej podchodzę do tego kiedy więcej wiem o tym schorzeniu (zmarnowałam 4 lata na życie wbrew derealce nie wiedząc co to jest). Co do leków to mi chodziło o równoczesną psychoterapię tak żeby zmienić sposób myślenia o różnych rzeczach oraz myślenia ogólnie. szy123, może dopadł Cię atak lękowy lub paniki? Wtedy mogą się dziwne rzeczy wydawać, derealka też może się pojawić.
-
Dżejm, fajnie, że napisałeś Nie mogę się zgodzić z twierdzeniem, że ludzie z derealką cierpią na uczuciową znieczulicę. Przynajmniej w moim przypadku jestem sobą, mam emocje, normalne odczucia, tyle, że na dworze mało co do mnie dociera, nie percypuję jak należy, mam doklejone nie odbieranie rzeczywistości. Raczej same lęki potrafią sparaliżować, sprawić, że jestem smutna czy coś w tym stylu ale jestem sobą tyle, że mniej radosną. Chyba zawsze kiedy człowiek ma coś takiego to trochę jego wnętrze jest sparaliżowane przez lęk i niepokój. Jestem bardzo ciekawa jak to wszystko wygląda u osób, u których derealizacja jest objawem dominującym a nie tylko jednym z objawów temporalnych, sporadycznych czy pojawiających się nieregularnie. Citronil jak na razie coś mi tam ruszył, mam nadzieję, że będzie tak dalej. Dlaczego uważasz, że po odstawieniu leków nerwica wróci? Czy nie powinno być tak, że odstawia się je dopiero po stabilizacji emocji i nauce kontroli lęku? Co do robienia czegoś na co nie ma się ochoty - ja nie mogę robić tego na co ochotę mam (czytaj: normalnie żyć) i w tym problem Choć oczywiście staram się wykorzystać do maksimum to co mogę.
-
W końcu zachmurzone niebo i wiaterek (słońcu stanowcze nie)
-
Nerwica lękowa, uzależnienie od matki...??
Annulka odpowiedział(a) na tomciono temat w Nerwica lękowa
Wydaje mi się, że możesz być w toksycznej relacji z mamą. Jeśli cały czas była dla Ciebie najważniejszym autorytetem i nadal nie możesz stworzyć swojego własnego "ja" bo ona dominuje w Twoim życiu to warto zastanowić się czy nerwica nie pojawiła się w tego powodu. Czy masz zdrowe poczucie własnej wartości, czy jesteś w stanie podejmowac własne decyzje, czy uważasz swoje decyzje za dobre i wartościowe (nawet jeśli są różne od tego co myśli na dany temat Twoja mama), czy potrafisz sprzeciwić się mamie, czy Twoja (przyszła) dziewczyna a potem żona będzie na pierwszym mejscu przed mamą, itd. Czasem matka opiekuje się chorym dzieckiem a ono choruje i taka symbioza jest na rękę obu stronom. Matka ma dziecko na wyciągnięcie ręki, czuje się potrzebna, ma "misję", nawet jeśli też cierpi. Chore dziecko nie musi podejmować własnych decyzji i brać odpowiedzialności za swoje życie bo najpewniej tego nie potrafi, ponieważ nikt go tego nigdy nie nauczył, boi się konfrontacji z życiem i rzeczywistością. Kaleczy to obie strony, choć więcej traci dziecko, które staje się niezdolne do wzięcia spraw w swoje ręce a nerwica utrzymuje się/pogłębia i np. przenosi się właśnie na lęk przed jakąkolwiek rozłąką gdy jest się uzależnionym od drugiej osoby lub ma się lęk przed jej utratą. Polecam książkę Susan Forward "Toksyczni rodzice" (do ściągnięcia), jestem pewna, że znajdziesz tam coś dla siebie bo publikacja jest naprawdę pomocna w tej materii. -
pink_hope, przejdę na priv żeby nie zaśmiecać wątku (bo warto wymienić się doświadczeniami) a swoją drogą jeśli ktoś na coś wpadnie (nawet jeśli będzie mu się wydawać, że to głupie, bez sensu, itp.) to niechaj pisze, każda rada, spostrzeżenie i każdy pomysł mogą wnieść coś istotnego w tym w sumie mało zbadanym temacie i komuś najzwyczajniej w świecie pomóc
-
wysłowiona, jak jestem na klatce to chcę wyjść bo wiem, że każde wyjście mi pomaga utrzymać higienę umysłową. Właśnie zatrzymanie się na klatce spowodowałoby, że coraz trudniej byłoby mi wyjść więc mimo narastającego lęku wychodzę. Pozostanie tam byłoby chyba gorsze niż samo wyjście Co do karteczek to nie mam depresji jako takiej, wiem, że to lęk w czystej postaci doczepiony do mnie, jako "całości". Metodą na razie jest zajęcie myśli sprawami dnia codziennego (czyli co mam kupić w sklepie, co zrobię potem, itd.) i ogólna próba olania tego stanu (czysty heroizm, tak). Czuję, że dopiero zaczynam rozumieć to schorzenie tylko w tej chwili zastanawiam się jak to ugryźć. pink_hope, musimy trzymać się razem, derealkowcy I wymyślać metody na pokonanie cholerstwa. Może zacznijmy codzienne wykonywanie ćwiczeń na derealkę, co? To nas zmotywuje do działania. Jak sądzicie - czy antydepresanty szkodzą na dłuższą metę? I czy są po nich skutki odstawienne?
-
wysłowiona, dzięki za odzew Jeśli na dworze jest słońce to od razu mi się odechciewa wychodzenia. Ponieważ biorę Citronil, przed wyjściem, szczególnie rano jestem ciekawa jak będzie tym razem i ile mi on pomógł. Oczywiście, mam (większy lub mniejszy) lęk już na klatce schodowej. Staram się wyobrażać siebie bez tego paskudztwa i to trochę pomaga. Ale nawet we śnie je mam, często śni mi się, że mnie dopada i nawet realnie odczuwam lęk przez sen (a we śnie wiadomo, że wszystko i tak jest przeważnie obce). Chciałabym móc usiąść gdzieś w parku ale mieszkam akurat na styku ulic i do parku mam jakiś 1 km co w tej chwili jest nie do przeskoczenia, a obok domu nie ma nawet ławki (serio). Ogólnie to siedzenie na dworze w jednym miejscu mnie uspokaja. Dzisiaj dopiero załapałam o co z derealką chodzi, że jest maksymalnie doklejona, poczułam, że to typowa reakcja na stres, że mamy jakby dwa poziomy myślenia - jeden normalny, myślimy o sprawach do załatwienia, itd., nazywam go nielękowym, i drugi - cały czas o derealce, o tym co nam zrobi, co się dzieje, itp. czyli myślenie lękowe. Starałam się dzisiaj iść mimo niej, olać ją maksymalnie i myśleć nielękowo. Poczułam, że derealizacja jest do mnie doczepiona i że mogę myśleć tak jak kiedyś i robić coś wbrew niej. Udało mi się zrobić zakupy obok i okrążyć blok co było ostatnio nie do przerobienia. I to w słońcu, którego nie znoszę, ponieważ nasila mi derealkę o jakieś 30%. Może to lek działa a może mi samej udało się przekonwertować myśli. A Ty też masz derealizację? I jeszcze jedno pytanie - jak sobie radzicie jeśli chodzi o "byt", czy jesteście w stanie pracować czy robicie coś w domu/mieszkacie z rodziną, itp.?
-
Ogólnie to najpierw, podczas pierwszego "rzutu" derealizacji, miałam typową nerwicę lękową. Po paru latach doszły elementy agorafobii i teraz też je mam, np. im większa odległość od domu tym gorzej się czułam nawet kiedy mogłam przemieszczać się (wcześniej wystarczyło wsiąść do jakiegokolwiek środka transportu, samochód, samolot, itp. i mogłam jechać wiele km, dopiero jak wysiadłam była masakra). Lubię otwartą przestrzeń, raczej niepokoją mnie windy, małe pomieszczenia bez okien, itp. Nie znoszę centrów handlowych, tłumów. Ale np. wolę próbować chodzić, wychodzić z domu sama, jeśli idę z kimś to mnie to bardziej stresuje bo już wypadałoby gdzieś dojść a nawet jeśli ten ktoś o wszystkim wie to źle się czuję przy tej osobie jeśli np. się wrócę czy gdzieś nie dojdę. Czyli taki mix objawów nerwica/agorka. Wiem, że generalnie derealkę wywołuje lęk - dowodem na to jest odwrócenie uwagi, myśli, jeśli mnie coś zajmie, rozmowa tel. czy jakaś inna rzecz to automatycznie lepiej percypuję i rzeczywistość jest bardziej do zniesienia. I ogólnie prawie namacalnie czuję lęk i derealkę jakby "przyklejoną". Jeśli nie mam lęków to potrafię zapomnieć nawet o derealce w domu. Często budzę się i dopiero po chwili mi się to wszystko przypomina. Zastanawiam się teraz jak sobie z tym poradzić i jaką metodę opracować.
-
In_Chains_Of_DD tylko na dworze, jeśli wejdę do pomieszczenia, sklepu (ale małego), mojego domu to jest lepiej choć czasem minimalnie tam też mam ale mało. Jeśli idę gdzieś blisko po zakupy to byle wejść do sklepu, tam ustępuje trochę. Strasznie nie chcę wychodzić na dwór ale wiem, że muszę trzymać jakąś higienę umysłową i choć na trochę wyjść. Generalnie to mi się wciąż pogarszało przez ostatnie tygodnie, najpierw nie mogłam jeździć jakieś powiedzmy 20 km od domu, potem 15, 10 i tak do 300 m doszło.
-
Nie czytałam całego wątku bo jest bardzo obszerny - czy ktoś ma derealizację non stop na dworze? A jeśli tak to ile czasu ją macie (miesiące, lata). Ja miałam ok. 8 lat na dworze ale przez parę lat (sic!) w ogóle nie wiedziałam co to jest i musiałam jakość funkcjonować (do dziś nie wiem jak mi się to udało, zdałam maturę i zrobiłam mgr-a). Potem wyprowadzka z domu i prawie 1,5 roku bez derealki (zupełnie), wcześniej zaczęłam wychodzić na siłę i "ćwiczyć" to aż w końcu przeszło bez leków. Co prawda byłam już po paru latach derealki i jakby też sama czułam, że ustępuje i że to właściwy moment żeby się jej "oduczyć". Kliku psychologów, niedokończone (bo i nieskuteczne) terapie. Ale... Od 3 miesięcy mam nawrót derealki, tym razem ze zdwojoną siłą. Przyczyną jest długotrwały stres (pół roku). Dostałam antydepresant Citronil - czy może komuś ten lek pomógł? I czy istnieje coś takiego jak całkowite wyleczenie z derealki/nerwicy lękowej ją powodującej tak żeby to paskudztwo nie wracało w momentach przeciążenia? Dodam, że u mnie derealizacja to brak odczucia rzeczywistości, mimo, że wszystko widzę to nie dociera to do mnie, jakbym była na jakims hajsie. Strasznie przykre. Staram się wychodzić parę razy dziennie z domu chociaż na te paręset metrów ale jest to ogromne cierpienie. Zresztą sami wiecie jak to jest.
-
Czy po Citronilu może przejść derealizacja? Mam ją na dworze, non stop w bardzo dużym nasileniu.