Skocz do zawartości
Nerwica.com

mozambik83

Użytkownik
  • Postów

    63
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia mozambik83

  1. Reiben nie każdy jednak ma dryg do grania na instrumentach. Jeden potrafi to, a drugi co innego. Ważne żeby samemu odczuwać satysfakcję ze swojego hobby. Ja długo szukałam. Nie miałam jakichś konkretnych zainteresowań. Ciągle użalałam się nad sobą. Próbowałam grać na gitarze, ale to nie dla mnie. Trzeba mocno cisnąć i nie łapię tych chwytów. Aż wpadłam na pomysł, by spróbować perkusji, bo przynajmniej się wyżyję i nie będę myślała o problemach oraz moje poczucie wartości wzrośnie. Psycholog na ostatniej wizycie kazał mi się dowiedzieć w szkole muzycznej co i jak. Zachęcił mnie do tego. Akurat umówili mnie na lekcję próbną. Poszłam i zagrało. Nauczyciel powiedział, że mam poczucie rytmu, więc coś z tego wyjdzie. Tylko, że teraz kasy nie mam, więc przerypane, ale postanowiłam, że tam wrócę i tak się stanie. Nie ma bata.
  2. Znalazłam miłość. W sumie to raczej pasję, ale to będzie moja miłość. Będę grała na perkusji. Jestem szczęśliwa z tego powodu. Byłam już spróbować. Muszę tylko zorganizować kasę na naukę. Moje serce już siedzi w werblu i czeka na płomień, by rozgrzać dźwięki do czerwoności.
  3. torres wedle Twoich próśb zakończmy tę bezcelową dyskusję. Jako nieudacznik i pechowiec w ogóle nie powinnam była jej zaczynać. Boże jaki pech. W dodatku w tym wątku tylko chcę rozpaczliwie zwrócić na siebie uwagę. :) Co za brednie. Pogodzenie się z samotnością to nie jest rozsądne rozwiązanie? A co jest rozsądne? To, że cierpię z tego powodu i nie chcę tego wciąż przeżywać, a na horyzoncie od kilku lat nie ma partnera? Czuję, że dla mnie tak będzie lepiej. Nie chcę dłużej zawracać sobie głowy tym, że nie mam do kogo się przytulić. To mnie wykończyło i robię kropkę za tym etapem. Zaczynam wszystko od nowa. Sama dla siebie powinnam być dobra. "Ciekawe jaki specjalista powie Ci, że możesz się pogodzić z samotnością. Ba, ciekawe jaki specjalista nie będzie starał się wytłumaczyć Ci tego co ja teraz czyli, że Twoim problemem nie jest niegodzenie się z samotnością tylko to, że w ogóle chcesz to zrobić." W moich słowach o specjalistach nie chodziło mi o to, żeby oni pomogli mi pogodzić się z samotnością, tylko żeby pomogli mi się ogólnie pozbierać, zmienić myślenie. A moim problemem jest to, że jestem sama, a nie to, iż chcę się z tym pogodzić. Widocznie jestem na to skazana, więc przyjmuję to na klatę i po kłopocie. Jeśli chodzi o Twój problem to Ty siebie sam skazujesz na to. U Ciebie ma być tylko i wyłącznie ten jeden typ kobiety. Jak dla mnie ograniczasz się i to bardzo mocno. Twój wybór. "Zmiana jest niepotrzebna, bo trzeba będzie przestać się użalać i robić z siebie ofiarę." Wiesz co, tym zdaniem to wyleczyłeś mnie ze wszystkiego. Leki nawet odstawię, mimo że samoistnie jestem na dobrej drodze do tego. Biję Tobie brawo. :) Zakończmy torres naszą dyskusję, bo doszliśmy do punktu oczyszczenia. To by było na tyle. -- 27 wrz 2013, 16:21 -- torres wedle Twoich próśb zakończmy tę bezcelową dyskusję. Jako nieudacznik i pechowiec w ogóle nie powinnam była jej zaczynać. Boże jaki pech. W dodatku w tym wątku tylko chcę rozpaczliwie zwrócić na siebie uwagę. :) Co za brednie. Pogodzenie się z samotnością to nie jest rozsądne rozwiązanie? A co jest rozsądne? To, że cierpię z tego powodu i nie chcę tego wciąż przeżywać, a na horyzoncie od kilku lat nie ma partnera? Czuję, że dla mnie tak będzie lepiej. Nie chcę dłużej zawracać sobie głowy tym, że nie mam do kogo się przytulić. To mnie wykończyło i robię kropkę za tym etapem. Zaczynam wszystko od nowa. Sama dla siebie powinnam być dobra. "Ciekawe jaki specjalista powie Ci, że możesz się pogodzić z samotnością. Ba, ciekawe jaki specjalista nie będzie starał się wytłumaczyć Ci tego co ja teraz czyli, że Twoim problemem nie jest niegodzenie się z samotnością tylko to, że w ogóle chcesz to zrobić." W moich słowach o specjalistach nie chodziło mi o to, żeby oni pomogli mi pogodzić się z samotnością, tylko żeby pomogli mi się ogólnie pozbierać, zmienić myślenie. A moim problemem jest to, że jestem sama, a nie to, iż chcę się z tym pogodzić. Widocznie jestem na to skazana, więc przyjmuję to na klatę i po kłopocie. Jeśli chodzi o Twój problem to Ty siebie sam skazujesz na to. U Ciebie ma być tylko i wyłącznie ten jeden typ kobiety. Jak dla mnie ograniczasz się i to bardzo mocno. Twój wybór. "Zmiana jest niepotrzebna, bo trzeba będzie przestać się użalać i robić z siebie ofiarę." Wiesz co, tym zdaniem to wyleczyłeś mnie ze wszystkiego. Leki nawet odstawię, mimo że samoistnie jestem na dobrej drodze do tego. Biję Tobie brawo. :) Zakończmy torres naszą dyskusję, bo doszliśmy do punktu oczyszczenia. To by było na tyle. -- 27 wrz 2013, 16:21 -- torres wedle Twoich próśb zakończmy tę bezcelową dyskusję. Jako nieudacznik i pechowiec w ogóle nie powinnam była jej zaczynać. Boże jaki pech. W dodatku w tym wątku tylko chcę rozpaczliwie zwrócić na siebie uwagę. :) Co za brednie. Pogodzenie się z samotnością to nie jest rozsądne rozwiązanie? A co jest rozsądne? To, że cierpię z tego powodu i nie chcę tego wciąż przeżywać, a na horyzoncie od kilku lat nie ma partnera? Czuję, że dla mnie tak będzie lepiej. Nie chcę dłużej zawracać sobie głowy tym, że nie mam do kogo się przytulić. To mnie wykończyło i robię kropkę za tym etapem. Zaczynam wszystko od nowa. Sama dla siebie powinnam być dobra. "Ciekawe jaki specjalista powie Ci, że możesz się pogodzić z samotnością. Ba, ciekawe jaki specjalista nie będzie starał się wytłumaczyć Ci tego co ja teraz czyli, że Twoim problemem nie jest niegodzenie się z samotnością tylko to, że w ogóle chcesz to zrobić." W moich słowach o specjalistach nie chodziło mi o to, żeby oni pomogli mi pogodzić się z samotnością, tylko żeby pomogli mi się ogólnie pozbierać, zmienić myślenie. A moim problemem jest to, że jestem sama, a nie to, iż chcę się z tym pogodzić. Widocznie jestem na to skazana, więc przyjmuję to na klatę i po kłopocie. Jeśli chodzi o Twój problem to Ty siebie sam skazujesz na to. U Ciebie ma być tylko i wyłącznie ten jeden typ kobiety. Jak dla mnie ograniczasz się i to bardzo mocno. Twój wybór. "Zmiana jest niepotrzebna, bo trzeba będzie przestać się użalać i robić z siebie ofiarę." Wiesz co, tym zdaniem to wyleczyłeś mnie ze wszystkiego. Leki nawet odstawię, mimo że samoistnie jestem na dobrej drodze do tego. Biję Tobie brawo. :) Zakończmy torres naszą dyskusję, bo doszliśmy do punktu oczyszczenia. To by było na tyle. -- 27 wrz 2013, 16:21 -- torres wedle Twoich próśb zakończmy tę bezcelową dyskusję. Jako nieudacznik i pechowiec w ogóle nie powinnam była jej zaczynać. Boże jaki pech. W dodatku w tym wątku tylko chcę rozpaczliwie zwrócić na siebie uwagę. :) Co za brednie. Pogodzenie się z samotnością to nie jest rozsądne rozwiązanie? A co jest rozsądne? To, że cierpię z tego powodu i nie chcę tego wciąż przeżywać, a na horyzoncie od kilku lat nie ma partnera? Czuję, że dla mnie tak będzie lepiej. Nie chcę dłużej zawracać sobie głowy tym, że nie mam do kogo się przytulić. To mnie wykończyło i robię kropkę za tym etapem. Zaczynam wszystko od nowa. Sama dla siebie powinnam być dobra. "Ciekawe jaki specjalista powie Ci, że możesz się pogodzić z samotnością. Ba, ciekawe jaki specjalista nie będzie starał się wytłumaczyć Ci tego co ja teraz czyli, że Twoim problemem nie jest niegodzenie się z samotnością tylko to, że w ogóle chcesz to zrobić." W moich słowach o specjalistach nie chodziło mi o to, żeby oni pomogli mi pogodzić się z samotnością, tylko żeby pomogli mi się ogólnie pozbierać, zmienić myślenie. A moim problemem jest to, że jestem sama, a nie to, iż chcę się z tym pogodzić. Widocznie jestem na to skazana, więc przyjmuję to na klatę i po kłopocie. Jeśli chodzi o Twój problem to Ty siebie sam skazujesz na to. U Ciebie ma być tylko i wyłącznie ten jeden typ kobiety. Jak dla mnie ograniczasz się i to bardzo mocno. Twój wybór. "Zmiana jest niepotrzebna, bo trzeba będzie przestać się użalać i robić z siebie ofiarę." Wiesz co, tym zdaniem to wyleczyłeś mnie ze wszystkiego. Leki nawet odstawię, mimo że samoistnie jestem na dobrej drodze do tego. Biję Tobie brawo. :) Zakończmy torres naszą dyskusję, bo doszliśmy do punktu oczyszczenia. To by było na tyle. -- 27 wrz 2013, 16:22 -- torres wedle Twoich próśb zakończmy tę bezcelową dyskusję. Jako nieudacznik i pechowiec w ogóle nie powinnam była jej zaczynać. Boże jaki pech. W dodatku w tym wątku tylko chcę rozpaczliwie zwrócić na siebie uwagę. :) Co za brednie. Pogodzenie się z samotnością to nie jest rozsądne rozwiązanie? A co jest rozsądne? To, że cierpię z tego powodu i nie chcę tego wciąż przeżywać, a na horyzoncie od kilku lat nie ma partnera? Czuję, że dla mnie tak będzie lepiej. Nie chcę dłużej zawracać sobie głowy tym, że nie mam do kogo się przytulić. To mnie wykończyło i robię kropkę za tym etapem. Zaczynam wszystko od nowa. Sama dla siebie powinnam być dobra. "Ciekawe jaki specjalista powie Ci, że możesz się pogodzić z samotnością. Ba, ciekawe jaki specjalista nie będzie starał się wytłumaczyć Ci tego co ja teraz czyli, że Twoim problemem nie jest niegodzenie się z samotnością tylko to, że w ogóle chcesz to zrobić." W moich słowach o specjalistach nie chodziło mi o to, żeby oni pomogli mi pogodzić się z samotnością, tylko żeby pomogli mi się ogólnie pozbierać, zmienić myślenie. A moim problemem jest to, że jestem sama, a nie to, iż chcę się z tym pogodzić. Widocznie jestem na to skazana, więc przyjmuję to na klatę i po kłopocie. Jeśli chodzi o Twój problem to Ty siebie sam skazujesz na to. U Ciebie ma być tylko i wyłącznie ten jeden typ kobiety. Jak dla mnie ograniczasz się i to bardzo mocno. Twój wybór. "Zmiana jest niepotrzebna, bo trzeba będzie przestać się użalać i robić z siebie ofiarę." Wiesz co, tym zdaniem to wyleczyłeś mnie ze wszystkiego. Leki nawet odstawię, mimo że samoistnie jestem na dobrej drodze do tego. Biję Tobie brawo. :) Zakończmy torres naszą dyskusję, bo doszliśmy do punktu oczyszczenia. To by było na tyle. -- 27 wrz 2013, 16:24 -- Ups... wysłało się kilkakrotnie. :) To dobrze. Łatwiej do głowy wejdzie. :)
  4. Kestrel zgadzam się z drugą częścią Twoich słów a propos leczenia. Widzę, że rzeczowo i realnie podchodzisz do sprawy. Jeśli chodzi o wiek partnera to niekoniecznie musi to być mój rówieśnik. Większość moich facetów była ode mnie młodsza o kilka lat. Wiek to nie jest dla mnie wyznacznik. Jeśli zabiłabym w sobie nadzieję to podejrzewam, że nikt by się mną nie zainteresował, ponieważ nie robiłabym nic w kierunku tego by się związać. zmęczona_wszystkim chyba jednak mam problem skoro od ładnych kilku lat nie mam nikogo na stałe. Poza tym nie chcę w nieskończoność starać się o to, by znaleźć partnera. Czuję, że powinno już to nastąpić, a jeśli nie nastąpiło to trzeba się z tym pogodzić. Przykro mi, ale nie chcę żeby to był cel mojego życia jak to było do tej pory, bo przez to straciłam wiele nerwów i zdrowie. Kalebx3 nie chodziło mi dosłownie o zaprogramowanie głowy. To jest taki skrót myślowy żeby po prostu zacząć myśleć w sposób pozytywny i nie zawracać sobie głowy próbami stworzenia związku, bo to jest dla mnie wykańczające. -- 26 wrz 2013, 20:00 -- torres przepraszam, ale Twoje pitu pitu o amerykanach, o żulu i wujku 60 letnim nie robią na mnie wrażenia. Nie potrzebuję też czasu, żeby znaleźć miłość. Mam tyle lat, że to czekanie trwa już zdecydowanie za długo i mam dosyć tego, bo wszystko co z tym związane mnie wykończyło. Między innymi z tego powodu strzeliłam sobie samobója, po czym stwierdziłam, że to nie jest rozwiązanie i lepiej sobie po prostu odpuścić. Samotność doprowadziła mnie do upadku (oczywiście jeszcze m.in. sprawy z dzieciństwa). Wiem, że dam radę się z tym pogodzić. Obojętnie jak byś się uparł, że nie dam to właśnie jestem na dobrej drodze do tego żeby to zrobić. Wierzę w to. Już w tym głowa specjalistów żebym przestała myśleć negatywnie i nie użalać się nad sobą. Zdaję sobie doskonale sprawę, iż ja też muszę nad tym pracować z nimi. Oni sami nie zrobią nic. No i muszę być cierpliwa, bo chyba byłabym głupcem twierdząc, że nastąpi natychmiastowa poprawa. Co do tego przykładu z jedzeniem i piciem czy z sikaniem to co to za pomysł żeby porównywać to z samotnością? Przecież to jest dzień do nocy. Samotność da się wyeliminować. Wystarczy, że przestanie mi zależeć na tym żeby kogoś znaleźć i to wszystko. Zdania nie zmienię. Trochę poczytałam wątek, który założyłeś. Ewidentnie widać, że masz jakiś problem. Są w Tobie sprzeczności. Moim zdaniem powinieneś iść na jakąś psychoterapię.
  5. Dokładnie tak jak mówisz deader. Myślę, że człowiek jest w stanie się pogodzić z wszystkim. Czy to z samotnością, czy ze śmiercią bliskiej osoby, czy z traumą pourazową, z nowotworem. Wystarczy włożyć w to wysiłek i zaprogramować głowę tak by nie cierpieć.
  6. mozambik83

    Witam

    Cześć Franek :)
  7. torres od pomocy mam specjalistów. Teraz cytuję Ciebie "Jeśli ktoś tylko chce narzekać to lepiej żeby przestał pisać i truć dupę innym." Jak dla mnie przegiąłeś. Pisałam, że pracuję nad tym (psycholog, psychiatra, terapia). Forum traktuję jako dodatek do tego. Interesuje mnie zdanie osób się tutaj wypowiadających. Chyba o to tu chodzi, by wzajemnie się wesprzeć, wymienić doświadczeniami. No i przede wszystkim to jest forum dla ludzi, którzy nie radzą sobie z zaburzeniami, więc każdy ma tutaj prawo ponarzekać, a nie jak na facebooku, gdzie trzeba być szczęśliwym, bo jak się nie jest to nikogo to interesuje. Przerobiłam to wielokrotnie. Natomiast gdybym chciała tylko posmęcić to bym napisała coś w "Jęczarnii", więc niesprawiedliwie mnie oceniasz. Widocznie nie czytasz do końca ze zrozumieniem, skoro uważasz, iż ten temat założyłam, żeby tylko miauczeć jak mi niedobrze. Co do samotności to moim zdaniem można się z nią pogodzić. Ludzie przeżywają różne traumy, między innymi śmierć bliskich osób i dają radę się z tym pogodzić. Także ja nie widzę problemu w tym, by zaakceptować swoją samotność. Jednak nie mam pomysłu jak to zrobić, bo to też tak z marszu nie może się stać i trzeba nad tym po prostu popracować. Ciekawa jestem jaki masz ten gust, że nazywasz go jako zły i chory? Jeśli mogę prosić to chciałabym o rozjaśnienie co masz na myśli. -- 26 wrz 2013, 13:50 -- Co do reszty forumowiczów to wyraźnie napisałam, iż to matka mojego faceta mnie nie chciała na wsi, a nie, że jak tego nie chciałam, dlatego zastanawiam się po co ta dyskusja. W każdym bądź razie te ogłoszenia całkiem ciekawe. Kiedyś były inne kryteria, dziś są całkiem inne. Można sobie porównać czasy dzięki temu artykułowi.
  8. NieznanySprawca nie wiem czy po próbie samobójczej witamina C dałaby radę wrócić do pionu. Jak Tobie ona pomaga to ok. Nie mam przeciwwskazań, a nawet trochę zazdroszczę.
  9. mow za siebie ja nie mam Jak Ty witaminkę C bierzesz to ja się nie dziwię, że nie masz ciemniejszej strony. Ona ma taki słoneczny kolor przecież. hahaha :))
  10. socorro wcześniej pisałam co nieco, ale ok powtórzę Chodzę do psychologa i psychiatry, biorę leki, a od grudnia idę na terapię grupową. Ładnych parę lat temu byłam w swoim pierwszym poważnym związku (3lata). Nie ukrywam byłam zaborcza, ale wiadomo, każdy ma wady. Nie pasowałam matce mojego faceta. On ze wsi, ja z miasta. Starałam się żeby jej się przypodobać. W końcu namówiła go, żeby mnie zostawił. Potem jeszcze dwukrotnie się spotykaliśmy, ale nie było już jak poprzednio, tzn. nie przebywaliśmy u siebie w domach jak dawniej. Za tym trzecim razem złapałam go przez przypadek na mieście z inną dziewczyną jak byli na randce. Od góry do dołu go zjechałam, odwróciłam się na pięcie i zerwałam znajomość. Od tej pory się zbuntowałam. Zaczęłam być zarozumiała dla facetów do pewnego czasu. Potem kilka związków, ale krótszych, bo nie potrafiłam zaufać. Jak coś mi nie pasowało to zrywałam i to na amen, tzn. zrywałam całkowicie kontakty. No a później to tylko takie romanse były, bo ja chciałam zbyt szybko czegoś poważnego, albo tak wyszło, że jeden raz i koniec. Jedno jest w tym wszystkim dobre, że umiem szybko podnieść się po porażce. Chyba nikt na świecie nie potrafi tego tak jak ja. Chciałabym jednak zrobić tak, żeby nie było już więcej porażek. Myślę, że na terapii popracuję nad przeszłością i oczyszczę umysł, żeby zacząć wreszcie lepiej żyć.
  11. torres chcesz mi pomóc? Z tego tak wynika. Bardzo szlachetne z Twojej strony. Skoro taki z Ciebie altruista to ciekawa jestem dlaczego i w jaki sposób chcesz to zrobić? Teraz odpowiedzi na Twoje pytania Nie zasługuję na to, by z kimś być, ponieważ od jakiegoś już czasu nie potrafię stworzyć stałego związku. Zbyt szybko się angażuję, ale nie jestem już małolatą żeby bawić się w randki i Bóg wie jeszcze na co tracić czas. Jestem po prostu świadoma swoich uczuć. Powinnam mieć kogoś na stałe, gdyż od dziecka zakodowane mam, że człowiek jest istotą stadną i dąży do założenia rodziny (choćby nawet bez dzieci, bo kobieta i mężczyzna to też już rodzina), dlatego odczuwam naturalną potrzebę bliskości. Nie potrafię tego zrobić, ponieważ na wiele różnych sposobów próbowałam i nie wyszło. Głowa rozregulowana w emocjach oznacza, że różnie reaguję na wiele sytuacji (w sensie nieprzewidywalna), jestem nerwowa, pesymistka od urodzenia z syndromem DDA. W dodatku mam trudny charakter i nie jestem pewna czy ktoś miałby ochotę być u boku kogoś takiego jak ja w związku z powyższym. Jestem aż tak psychiczna, bo jestem chora na depresję, a to jest poważne zaburzenie. Rodzina ma trudności jak się z tym obchodzić, a co dopiero przykładowy partner. Nie wiem czy ktoś chciałby się z tym zmierzyć. I teraz najważniejsze, czego widocznie nie zauważyłeś: ja tylko i wyłącznie nie narzekam, ale staram się znaleźć rozwiązanie, dlatego pytanie zadane przeze mnie w temacie zaczyna się od jak. Swoją drogą nurtuje mnie to, dlaczego tak bardzo zależy Tobie na tym żebym nie była sama? Lepiej chyba się z tym pogodzić, skoro od kilku lat nie udaje mi się stworzyć związku i boli mnie dusza z tego powodu, niż ciągle dążyć bez rezultatu i się coraz bardziej pogrążać psychicznie. Co mi odpowiesz na to kochaneczku? :)
  12. deader Wiesz co stwierdzam? My chyba jesteśmy w grupie ludzi, którzy mają być sami tzn. bez partnera/partnerki. Gdzieś tam w górze jest zapisane, że my sobie damy radę po prostu będąc osobami samotnymi. Chyba zacznę w to wierzyć, bo już nic lepszego mi na myśl nie przychodzi jak rozwiązać problem samotności.
  13. O tej głowie to się zgodzę. A reszta to powiem nie umiem już. Mam tyle lat w swoim odczuciu, że stwierdzam, iż nie zasługuję na to by z kimś być. Powinnam już kogoś mieć na stałe, a nie umiem tego zrobić. Moja głowa jest tak rozregulowana w emocjach, że powinnam sobie odpuścić poszukiwania partnera, bo nikt nie chciałby się obchodzić na co dzień z tak psychiczną kobietą jak ja. W ostateczności pójdę do psychiatryka i zamkną mnie w izolatce na wieki wieków amen. Póki co próbuję walczyć o siebie i o to by całkiem nie stracić zmysłów. Samotność spędza mi sen z powiek, dlatego wolałabym się z nią pogodzić i odpuścić niż całkiem zwariować. Łatwiej powiedzieć, a trudniej wykonać. Jednak miewam takie dni, że nic by mnie nie zwaliło z nóg, więc wierzę, że dam radę wyleczyć ten chory dekiel. :)
  14. Możliwe, że to moje alterego. Jednak białe koty tak sobie lubię. Kocham czarne, szare i szylkretki. :)
  15. w gruncie rzeczy nie gorsza/lepsza, anizeli psychotropy To zależy czy masz porównanie. Jeśli tak to ok jak Ci witaminka pomaga.
×