Skocz do zawartości
Nerwica.com

anonim_to_ja

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez anonim_to_ja

  1. trzy dziewięć zero trzy jeden cztery dwa (gg) - odezwij się, jeśli chcesz ze mną porozmawiać...
  2. To głupie tłumaczenie, ale nie mam czasu i kasy na psychoterapię. Wizyty u psychiatry są realniejsze w mojej sytuacji. Nie kończę relacji szybko. Ja w życiu zerwałem tylko 2 razy, z trudem i mając dobre powody. Najczęściej zrywały one. Źle trafiałem. (Co innego romanse, ale to nie były "relacje" a raczej kilkurazowy koleżeński sex bez urazów na później, jak ktoś się angażował emocjonalnie to prędzej ja). -- 24 cze 2013, 19:44 -- Zresztą sam już nic nie wiem. Nie jestem obiektywny.
  3. anonim_to_ja

    tak o sobie...

    Mam z sobą niezły bigos. Lata temu bardzo się zdołowałem po rozstaniu z pierwszą poważną dziewczyną (1). Smutek jest normalny, ale w pewnych granicach. To był pierwszy, jeszcze słaby cios w moją psychikę. Ale już to (smutek, złość, frustracja) wystarczyło by np. w jakimś sensie odtrącić najbliższych przyjaciół. Nie radzę sobie z emocjami, uczuciami i niepowodzeniami życiowymi. To było tylko preludium. Ponad 2 lata z kolejną dziewczyną (2), która wystrychnęła mnie na dudka dla kariery. To mnie zniszczyło. Uciekłem w luźne relacje. Krótkie związki i przygody z koleżankami. Przez rok sypiałem z mężatką (w separacji, z córeczką) (3). Trochę tego było, chyba trochę za dużo... Wtedy zjawiła się Kolejna (4). Przyjaźń. Romans. Okazało się, że jest śmiertelnie chora. Rak. Nie wytrzymała psychicznie. Odezwały się u niej zaleczone problemy z dzieciństwa. Próbowała zabić siebie. Próbowała zabić mnie. Szantażowała moich rodziców swoim życiem, chcąc spędzić kolejne noce ze mną. Raz potrzebne było pogotowie psychiatryczne. Chciałem ją uratować. To był długi ciężki rok... więcej na onkologii, niż na doktoracie... Terapia eksperymentalna i jej fizyczne skutki uboczne. Zawalanie doktoratu. Depresja. Ona na ciągłej morfinie. Nie potrafię nawet opisać co przeżywałem. To było ponad moje siły. Ale w końcu uwolniłem się z tego toksycznego "związku". (Dziś Ona gryzie już ziemię, ale przed śmiercią pojednaliśmy się). W międzyczasie znów poszedłem w tango. Pustkę po rozczarowaniach leczyłem romansami. I poznałem ją (5). Prawdziwą miłość mojego życia. Zamieszkaliśmy razem. Wybrałem pierścionek zaręczynowy. Powiedzieliśmy rodzicom (ba, pojechaliśmy do dziadków), że bierzemy ślub. Byłem pewny na 100%. Rozmyśliła się. Potraktowała jak popsutą rzecz. Nie miałem gdzie spać. Włóczyłem się w nocy po mieście. Alkohol, sex, depresja. Próbowałem się zabić. Przestałem jeździć do pracy. Aż w końcu nadeszły dni, kiedy nie umiałem już wstawać z łóżka. Na swój sposób umarłem. Ześwirowałem. Nerwica depresyjna. Pomogła dawna kochanka - zaprowadziła gdzie trzeba. Psychiatra trochę pomógł. Dostałem prozac. To ułatwia funkcjonowania. Ale to nie to. To za mało. Próbowałem spokojnego związku. Wytrzymałem z jedną 3 miesiące (6). Nie mogę. Jestem złamany psychicznie, emocjonalnie, uczuciowo. Gdy mam przerwę w prozacu, nie jestem w stanie funkcjonować normalnie. Zresztą z nim to też generalnie to równia pochyła. Mój umysł podąża nieprzewidywalnymi torami. Potrzebuję namiastki, substytutu bliskości by przetrwać od kryzysu do kryzysu. -- 24 cze 2013, 18:48 -- trzy dziewięć zero trzy jeden cztery dwa - to mój numer gg, gdyby ktoś chciał porozmawiać Będę wdzięczny za rady i dobre słowo tu na Forum. Witam wszystkich tak w ogóle...
  4. A ja jestem nowy - mogę wpaść?
×