Skocz do zawartości
Nerwica.com

iywm

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia iywm

  1. nie tylko ty nie znalazłeś jeszcze swojej drugiej połówki. a masz może przyjaciół, znajomych?
  2. Bardzo mocno dziękuję za odpowiedzi..Naprawdę czuję się lepiej z myślą, że ktoś to przeczytał, doradza i się zainteresował.. Dziękuję.. Naprawdę czuję się jak potwór. Nie jestem w stanie wstać z łóżka, umyć się (!). Od 22 się jakoś myję, a jest 2 i ja nadal nie mogę wstać z fotela. I jeszcze kolejny problem, kilka dni temu - ja głupia - zmierzyłam sobie uda, brzuch itd, bo akurat centymetr leżał na biurku. Mocno przytyłam, nie wiem czemu.. Nienawidzę się za to, że wzięłam wtedy do ręki ten centymetr.. Teraz nie mogę nawet jeść bez tych cholernych wyrzutów sumienia.. Nawet jakoś odechciało mi się jeść, ale nie chcę się nabawić anoreksji. Nie chcę mówić rodzicom o moich problemach, wiem, że dostała bym straszny opieprz, byłabym posądzona o symulację, a najgorsze: ojciec by ode mnie chciał wyciągnąć wszystko (krzykiem, bo w tym domu normalnie porozmawiać się nie da), a ja się w takich sytuacjach zamykam. Mówię "potem dokończymy", "daj mi pomyśleć" i obawiam się, że mogłoby dojść ze strony jego lub matki do rękoczynów.. Oczywiście potem by porozmawiali, ale ja się cholernie boję z nimi rozmawiać. Właściwie to nie zamieniamy ze sobą więcej niż 20 zdań dziennie, kiedy pytają się, co stało mi się w ręce/nogi, mówię, że przewróciłam się czy coś w tym rodzaju.. Przepraszam, że się tak rozpisuję, ale naprawdę nie mam z kim porozmawiać.
  3. Idę do jednej z najlepszych szkół w województwie po wakacjach. O ile przeżyję te wakacje. Jakoś mnie do tej szkoły nie ciągnie, kiedyś byłam radosna na samą myśl o niej.. Teraz w ogóle nie wyobrażam sobie wychodzenia do niej, po prostu nie. Do aktualnej też nienawidzę chodzić, mimo że każdy mnie lubi. No cóż, zawsze było jakoś tak, że to ja ludzi podnosiłam na duchu, to ja pomagałam rozwiązać problemy, ale nikt niestety nie zauważa moich. Nie mam motywacji. W ogóle się nie uczę, w ogóle, po prostu mam dobrą pamięć (zabawne, bo na lekcjach też nie słucham, odlatuję myślami gdzieś indziej, jak panie mnie pytają to ja w ogóle nie w temacie) czy coś. Wychodzi mi średnia 5,7 o ile zabiorę się za projekty na informatykę i religię.. ah tak, to też odkładam, nie mogę się za to zabrać Jestem potworem.
  4. Bardzo długo myślałam nad tym, by tu napisać. Jestem Weronika (kłamstwo, ale chcę zachować anonimowość), jestem w wieku nastoletnim. Mam nadzieję, że ktoś odpowie mi na pytanie.. Od czego by tu zacząć.. Nie mam wielce ogromnych powodów do depresji. Jestem bardzo dobrą uczennicą, nie pochodzę z bogatej rodziny, mamy dość duże problemy finansowe, ale jako tako nic mi nie brakuje, tzn. nie skupiam się nawet na tym, może tego nie odczuwam. Moja mama choruje na agorafobię, zachorowała gdy miałam może jakoś roczek, góra dwa latka, oraz na depresję (była w szpitalu kilka razy, ostatni raz parę lat temu. Nie bierze leków, tylko nasenne). Czuję się, jakbym umierała. Myślę o samobójstwie przez większość dnia. Ehh, nawet jakoś nie wiem co tu mogę napisać.. Jest tak od około półtora miesiąca. Najdrobniejsze zaniedbanie ze strony rodziny znajomych mnie rani, do tej pory powiedziałam o moim problemie przyjacielowi i przyjaciółce (jednej, najukochańszej przyjaciółce nie powiedziałam, bo ona też ma dużo problemów i nie chcę jej dokładać swoich.), ale mam wrażenie, że oni olewają sprawę. Jest mi naprawdę okropnie, ciągle chodzę przygnębiona, mam wrażenie, że każdy mnie nienawidzi, jestem zbędnym balastem, byłoby lepiej beze mnie. Sama też się nienawidzę, nie wiem, jakim cudem w ogóle ktoś ze mną wytrzymuje.. Jestem obleśnie brzydka, gruba, wszystko brzydko na mnie leży, jestem brzydką przyjaciółką, zachowuję się jak jakaś niedorozwinięta, wyzywam przyjaciela od cepów itd... Niby dla żartów, ale ja serio nie mam zahamowań. Ciągle im mówię, jak mi źle, jak bardzo chce z sobą skończyć, wiem jak bardzo psuję im humor, chociaż staram się im pisać jak najmniej. Nie chcę im zawracać głowy. I tak mnie przecież nie rozumieją. Ani trochę. Kiedyś jeszcze płakałam.. płakałam po parę razy dziennie, to było okropne. Co prawda teraz też często płaczę z powodu bezradności, ale pamiętam te dni gdy dla przykładu: spytałam się przyjaciela, co czuje wobec mnie. Wobec moich blizn, moich myśli, tak jakoś po prostu. On na to "obojętność".. Ten dzień był okropny. Krzyczałam/jęczałam/płakałam z 3 godziny.. Z wszystkiego zwierzałam się przyjaciółce, z każdej myśli, ona mówiła, że jeszcze raz sobie coś zrobię, a powie matce.. Nie rozumie. Po prostu za pozytywnie nastawiony do życia człowiek, ale ja to rozumiem. Skąd ma przecież wiedzieć, co ja czuję - chociaż wiele razy z tego powodu płakałam, właśnie ze względu na wszechobecne niezrozumienie mnie. Teraz, od paru dni nawet nie mam siły płakać. Jest mi gorąco, gdy myślę, a myślę ciągle. W ten sam sposób, co myślą osoby z depresją, myślę, że nie muszę nikomu tutaj tłumaczyć. No i nie wiem, czy to depresja, czy co to jest.. Może ja sobie tylko wmawiam.. dsgfgsdfjtyer. nie mam pojęcia. Proszę o wypowiedzenie się, będę baardzo wdzięczna..
×