Skocz do zawartości
Nerwica.com

gilotinka

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia gilotinka

  1. ja znam przyczyne, ale to nie jest cos z czym on sam da rade albo z moja pomoca... to tylko byla iskra ktora rozpalila cale ognisko, teraz nie ma jednego powodu ktory go przygnebia - jest ich wiele i nawet przy najdrobniejszych nie potrafi zmienic sposobu myslenia, to jest w nim gleboko zakorzenione nawet jak mu udowodnie ze sie myli w swoim pogladzie do czegos i kazdy przy trzezwym umysle to zauwazy to mi mowi: "bo ty nie rozumiesz" - jak dla mnie to poslucha chyba tylko specjalisty o ile w ogole uda mi sie go do tego namowic... boje sie ze jak go postawie przed faktem dokonanaym to mnie znienawidzi ze decyduje za niego i strace cale zaufanie ktore zdobylam na poczatku jak sie blizej poznawalismy myslalam ze przesadza, ze tylko probuje z siebie zrobic kogos wyjatkowego, wrazliwego wrecz kogos z epoki romantyzmu i to wszystko to tylko zwykle marudzenie zeby zwrocic na siebie uwage... ale im dluzej go znam, im dluzej slucham tym bardziej wiem ze bez lekarza sie nie obejdzie i on mi przyznaje racje ale drzwi ktore widzi uwaza za zamkniete, ja chce mu znalezc jakies otwarte - sam zdecyduje czy chce z nich skorzystac... nie wiem czy bede potrafila dalej go wspierac jezeli nie podejmie walki, zaczyna mi brakowac na to sil... trzymam sie nadzieji ze znajde mu specjaliste i on podejmie sie leczenia, bo jesli on nawet nie sprobuje to ja nie bede miala skad czerpac sily na wspieranie go
  2. no wlasnie ja pozwalam mu caly czas marudzic, bo czego bym nie powiedziala on i tak to przerobi na swoje... on jest raczej skryty, nie lubi o sobie mowic, mi czesto powtarza ze ja go wcale nie znam i gdybym go naprawde poznala to bym z nim nie wytrzymala... czesto juz dochodzi do tego ze mam ochote nim potrzasnac i wygarnac ale biore wtedy gleboki wdech i z usmiechem slucham dalej albo jak widze ze sie zapetlil w swojej wypowiedzi zmieniam temat na jakis weselszy i wlasnie dzieki temu on sie przede mna otwiera, nie naciskam... czasem jak juz widze ze ostro przegina to co jakis czas mu mowie ze moze by sprobowal cos z tym zrobic i nawet momentami wyraza chec, on wie doskonale ze ma depresje i jak wiele jego mysli i poczynan jest ta choroba kierowane ale niestety musze przyznac ze powod ktory mu uniemozliwia leczenie w miescie gdzie mieszka jest faktycznie sensowny, gdyby rodzina sie dowiedziala tylko by pogorszyla jego stan postaram sie poszukac mu psychiatry bo nie ma opcji na zalatwienie skierowania... :/ on tez chce to wszystko zalagodzic towarzystwem ale wiem ze to nic nie da i bedzie tylko gorzej dlatego szukam dla niego pomocy dziekuje i pozdrawiam
  3. witam mam problem z moim przyjacielem, to fantastyczny czlowiek, kiedy jest wsrod ludzi i zlapie klimat widac jego prawdziwa nature: kreatywny, wesoly, pozytywnie zakrecony... ale niestety kiedy tylko przez chwile jest sam wraca do niego ponury nastroj, czasem zeby sie po tym wkrecic do ludzi musi sie upic ale wtedy traci kontrole i pije duzo za duzo, jak jest pijany to znow widac w nim ta iskre zycia ale to nie jest zdrowe ... wiem ze ma depresje, sam potrafi sie do tego przyznac i to zauwazyc ale niestety nie podejmuje leczenia ani jakichkolwiek dzialan, tylko to tlumi praca albo towarzystwem on nie chce zeby rodzina sie dowiedziala o jego chorobie bo zareaguja nadopiekunczo a on tego nie znosi, mi sie zwierza bo do niczego go nie zmuszam ale nie moge po prostu sie temu przygladac i patrzec jak sie pograza... studiujemy razem i stad sie znamy, kiedy jest w miescie w ktorym studiujemy jest ok bo zawsze sa ludzie wokol niego, ale jak jedzie do domu a musi czesto to robic to jest juz zle... mieszka w miasteczku gdzie jest tylko jedna poradnia i tam pracuje ktos z jego rodziny - to wyklucza wg niego leczenie... chcialabym mu pomoc, on sam nie ma w sobie wystarczajaco duzo sily zeby zmienic nastawienie do wszystkiego, ja sama jestem raczej dosc pozytywnie nastawiona i probuje go entuzjazmem zarazic odrobinke, chociaz do najmniejszych rzeczy, powolutku, malenkimi kroczkami ale to nie przynosi skutku... on po prostu chce w tym bagnie siedziec i marudzic jak mu zle ;( kiedy mu mowie ze tak to wyglada to stwierdza ze faktycznie tak jest i na stwierdzeniu sie konczy chcialabym sie dowiedziec czy moge znalezc jakas poradnie w miescie gdzie studiujemy i on bedzie mogl tam pojsc bez zadnych problemow? chodzi mi o to czy zostanie przyjety przez kogos? czy szukac jakiegos prywatnego lekarza? chodzi o to ze chcialabym mu tylko przedstawic sposobnosc... zeby nie myslal ze musi w tym siedziec bo nie ma mozliwosci spotkania z lekarzem ani sil by samemu sie podniesc, chce mu pokazac konkretne drzwi i postawic przed wyborem ktorego sam dokona z gory dziekuje za pomoc pozdrawiam
×