Skocz do zawartości
Nerwica.com

jork85

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia jork85

  1. Witam, jestem jork85 i od ok. pół roku przeżywam gehennę ze swoimi natrętnymi myślami. Jestem od 4 lat szczęśliwie żonaty i bardzo cieszę się, że mogę być mężem tak cudownej Kobiety. Od 3 lat zajmuję się grafiką komputerową i mogę się w tym rozwijać. Obecnie pracuję w agencji reklamowej, która wydaje innowacyjny w moim regionie magazyn. Od roku jesteśmy z Żoną posiadaczami naszego mieszkania, kupione na kredyt, bo innej możliwości nie było, ale bardzo się cieszymy, że Bóg dał nam możliwość zamieszkania we własnych 4. kątach. I choć z pozoru wszystko jest ok, to jednak ze mną w moim wnętrzu, sercu, duszy – jakkolwiek tego nie nazwać – dzieję się coś złego. Zacząłem się strasznie bać. I najbardziej wkurzające jest to, że szczerze nie wiem, czego tak naprawdę się boję. Takie lęki i natrętne myśli analizujące i rozbijające moje działania na najdrobniejsze szczegóły rozpoczęły się jakieś pół roku temu, kiedy zacząłem bardziej wchodzić w świat rozwoju osobistego. Hasła typu: samorealizacja, sukces, pasja, rozwój zakorzeniły się w mojej głowie. I nagle wpadłem w dół. I niestety nie wiem, jak się z niego wydostać. Nawet nie wiem, jak opisać te uczucia, jak opisać stan, w którym obecnie się znajduję. Zacząłem myśleć, że może skoro nie potrafię spełnić swoich marzeń, że skoro nie umiem podjąć wysiłku i boję się pracy nad własnymi marzeniami to może pomyliłem się z wyborem drogi życiowej (w sensie: może powinienem zostać księdzem?). W jakiś dziwny sposób zacząłem uważać, że jestem nieudacznikiem, że skoro nie potrafię rozkręcić własnego biznesu to może po prostu dlatego, że pomyliłem powołanie. I ta myśl mnie paraliżuje. Nigdy nie pragnąłem zostać księdzem, a teraz kiedy pojawiają się trudności w małżeństwie (kłótnie, nieumiejętność dogadania się w pewnych sytuacjach), natłok obowiązków w pracy i znużenie pracą sprawiają, że zaczynam myśleć w pewnych momentach, że księża mają łatwiej, nie muszą się martwić, że może ja w głębi serca takiego życia pragnąłem, tylko przed tym uciekałem i dlatego wybrałem małżeństwo. Tutaj od razu chcę zaznaczyć, że wydaje mi się, iż takie myśli pojawiają się jako ucieczką od odpowiedzialności, ucieczka od trudności – myślę, że gdyby nie było tych trudności to nawet do głowy by mi nie przyszło, że może pomyliłem się z wyborem drogi życiowej. Towarzyszy mi lęk przed działaniem, przed zaangażowaniem – ten lęk jest poszyty paraliżującym uczuciem, że być może Bóg nie błogosławi moim pomysłom, że może ja idąc za własnymi marzeniami sprzeciwiam się Jego woli. Biorąc to na zdrowy rozsądek myślę, że to bzdura, ponieważ kiedyś przeczytałem, że Bóg mówi przez nasze najgłębsze pragnienia. Kiedy modliłem się o to, by dał mi znak, czy jestem na właściwym miejscu On dał mi przez psalmy taką odpowiedź, że dosłownie mnie zamurowało – słowa psalmu tak do mnie pasowały, że byłem pewien, że On jest ze mną, że mi błogosławi i podoba się Mu droga, którą idę. Kiedy jednak minęło parę dni to myśli o tym, że może się pomyliłem i towarzyszący tym myślom paraliż powróciły. Ten stan ducha zabiera mi radość życia, demotywuje do podjęcia jakiegokolwiek działania (skoro nie mam pewności, że coś robię dobrze, to po co w ogóle podejmować jakikolwiek wysiłek? Skoro czuję taki strach i lęk to może to nie jest moja droga?). Chciałbym być dobrym mężem i w przyszłości ojcem, ale mam obawy, czy tego rzeczywiście chcę – boję się, że kiedy się zaangażuję to nagle odkryję, że to nie jest to, czego naprawdę chcę. Chciałbym być bogaty, żyć w obfitości nie dla samego bogactwa, ale dla możliwości, które daje posiadanie pieniędzy (można zapewnić godne życie bliskim), ale boję się, że może skoro nie wiem, jak do tego bogactwa dojść to Bóg nie chce, bym był bogaty. Kurde, jakie to wszystko popieprzone. Czuję się jak pajac pisząc takie rzeczy i jednocześnie wstydzę się, że jestem tak pokręcony. Chcę wyjść z tego gówna, ale nie wiem jak. Wnioski, jakie wyciągnąłem sam podczas pisania powyższego tekstu: - wcale nie pomyliłem się z wyborem powołania – po prostu ostatnie wydarzenia (kłótnie z Żoną, nawał pracy, perfekcjonizm, który „zmusza” mnie do założenia własnego biznesu i własnego rozwoju wewnętrznego) sprawiły, że za dużo się w mojej głowie dzieje, że podświadomie szukam rozwiązania tej sytuacji i dlatego pojawia się lęk i obawa, że skoro nie wychodzi mi na pewnych płaszczyznach to to nie jest „ta droga” - wiem, czego chcę i bardzo pragnę realizacji marzeń, ale boję się, że Bóg jest przeciwko mnie - boję się bycia szczęśliwym (jakbym sam nie dowierzał: „życie naprawdę może być takie piękne?”) - mam w sobie jakieś przeświadczenie, że kiedy czegoś pragnę, a pojawiają się trudności to może to jest jakiś znak, że mam się nie angażować w realizację własnych marzeń; nie jestem własnych pragnień pewien, nie jestem pewien siebie – raz czuję tak,, że jestem pewien, za chwile pojawia się jakaś obawa, jakiś lęk i już pewien nie jestem i „może rzeczywiście się pomyliłem?” Jak to wszystko uporządkować? Proszę o pomoc.
×