Witam,
Czytam wasze forum od dość dawna ale jakoś nie umiałam opisać swoich przeżyć, może teraz czas na to...
Mam 28 lat a moje problemy z nerwicą zaczęły się w 2007 roku, czyli to już 3 lata... 3 dosyć ciężkie lata dodam. Pierwszy atak miałam na wycieczce, wjechałam na wieżę widokową, zaczełam mieć duszności, suchość w ustach - panika... Ponieważ mam także wszczepiony rozrusznik, sądziłam że to coś z sercem w związku ze zmianą ciśnienia. Po jakimś czasie się uspokoiłam - minęło... W jakiś czas później w domu sytuacja się powtórzyła... Duszności, dreszcze, lęk... Myślałam że zemdleję wezwałam pogotowie, oczywiście okazało się że z sercem wszystko ok a to napad nerwicy. Dostałam Tranxene i skierowanie do poradni, tylko niestety nie mogłam się do niej wybrać bo dostałam napadów lękowych na tle wychodzenia z domu... Przez 3 miesiące byłam uziemiona na szczęście chodziłam do rodzinnego gdzie mam świetną lekarkę. W końcu wybrałam się do poradni leczenia nerwic dostałam Asertin, którego cholernie bałam się zażywać. Dopiero po jakimś czasie się zdecydowałam i nie żałuję... Zaczęłam wychodzić z domu sama najprierw koło bloku potem coraz dalej i dalej. Wówczas podjęłam też terapię grupową. Niestety nie skończyłam jej ponieważ grupę rozwiązali. Tak czy inaczej w ciągu jakiś 3 miesięcy stanęłam na nogi... Nie do końca bo nadal miałam lęki w hipermarketach, czy podczas egzaminów itd. ale mogłam funkcjonować. Trwało to ponad rok potem wyjechałam na pół roku za granicę i po powrocie wszystko zaczyna wracać, codzienne duszności, strach przed rozmową z obcymi, lęki jakieś dziwne - porażka. Dzisiaj idę do psychiatry po jakieś leki bo już nie wyrabiam.
Najgorsze w tym wszystkim jest to że nie panuję nad tym co się ze mną dzieje i tak naprawdę nawet nie wiem co się dzieje. Poza nerwicą mam kłopoty z sercem i cukrzycę wszystkie te 3 choroby dają podobne objawy...