Skocz do zawartości
Nerwica.com

wojowniczka1984

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia wojowniczka1984

  1. Jednym zdaniem trafiłaś w sedno "Skupiaj się wszystkimi zmysłami na rzeczywistości"...ja chyba od niej uciekam,bo po porostu mnie przeraża.Tyle się zmieniło.Straciłam kontakt z przyjaciółką (urodziła drugie dziecko,wyprowadziła się,odcięła).Ta relacja dawała mi ogromne poczucie bezpieczeństwa,zrozumienia.Pracowałyśmy razem.Syf narasta gdzieś obok mnie...Mój ojciec "przysposobił" sprytnie mojego syna,wykręcając się tym,że dużo pracujemy.W efekcie moje dziecko woli spędzać wolny czas u dziadka,a ja nie umiem się sprzeciwić.Masz rację...powinnam skupiać się na zapachach,tym co mnie otacza...a ja co robię?Szukam nowych objawów choroby.Moim przyjacielem stał się wujek google.Smutne to,i chyba faktycznie muszę zmienić kierunek działania...Dziękuję,ze odpisałaś!!! Majkel-nie sądzę,że to leki.Ja nie brałam niczego poza citalem i doraźnie xanaxem.Ponoć w derealizacji takie stany występują.Może to zank,że paskuda chce walczyć ostatkiem sił i próbuje nas zmylić?Obserwujesz co wywołuje te napady i stany?Ja czuję się samotna...zwyczajnie a nerwica stała się jakby wentylem na to,co mnie gryzie.Myślę,że terapia to dobra droga. Powiem Wam jeszcze,że moje natręty związane z depresją i tymi stanami,stały sie obsesją-moja mama leczyła się na depresję ZAWSZE!wiadomo,były to czasy,kiedy psychiatria była na innym etapie...ale mama powtarzała jak mantrę "nigdy mi nie minie"-wychowałam się z tymi słowami w głowie i myślę,że ma to duży wpływ na mnie.Moja mama zmarła...więc sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana...a ja w złych chwilach panicznie boję się,że powielę Jej los...
  2. Kochani potrzebuję porady,POMOCY,wsparcia...już sama nie wiem czego na dobrą sprawę... Przez 8 lat walki z nerwicą,doświadczałam już chyba wszystkich możliwych objawów,tej jakże uroczej "towarzyszki życia".Objawy somatyczne,przeświadczenie o ciężkiej,nieuleczalnej i tajemniczej chorobie,strach przed śmiercią "paraliże,drętwienia,zawały,udary",później natrętne myśli dotyczące strachu przed utratą kontroli,bałam się ,że mogę zrobić coś sobie,dziecku.Nad znakomitą większością zapanowałam.Tu ciśnie mi się na usta pocieszenie dla wielu,którzy przechodzą ww.objawy,że długotrwała praca nad sobą,psychoterapia-dają możliwość niemalże całkowitego wyleczenia.Nie jest mi straszna już większość napadów lęku.Muszę też dodać,że niestety ale przez ten okres czasu,życie mnie nie rozpieszczało-rozwód,choroba mamy,która zakończyła się śmiercią.Kolejny raz wyszłam za mąż.W między czasie,zostałam zdradzona,przeżyłam rozstanie,które sama zainicjowałam pod wpływem silnych mocji.Pół roku temu,podjęłam walkę o swój związek.Przeszliśmy terapię małżeńską.Moje małżeństwo trwa...Trochę to chaotyczne,ale jestem po silnym ataku paniki ...wybaczcie... Pół roku temu,odstawiłam też leki.Nadal jestem w terapii.Dochodzę do meritum...Od momentu odstawienia leków.Cital-raz dziennie najniższa dawka,zaczęłam obserwować u siebie dziwne objawy,z którymi chyba jeszcze się nie spotkałam.Zaczęłam podupadać na duchu-w związku z sytuacją,która miała miejsce,było to raczej do przewidzenia,ale...Moje ataki lękowe,przybrały inną formę.Wpadam w potworne depresyjne stany.Kiedy zaczyna się atak wpadam w derealizację,miewam natrętne myśli egzystencjalne w stylu "Nic mnie już nie czeka;nic się dobrego nie wydarzy,już zawsze będę chorować;zapadnę w głęboką depresję" albo inne "zwariowałam;zaraz stracę kontakt z rzeczywistością,zapadnę w głęboki stupor;stracę zdolność rozmawiania;stracę całkowicie chęci do życia;to już KONIEC MNIE". Tak się niefortunnie złożyło,że mój terapeuta-psychiatra wyjechał.Kolejna wizyta za tydzień.Wiem,że pewnie panikuję, z racji całej gamy nowych objawów.Lekarz twierdzi,że muszę próbować wyjść z tego bez leków,że mi się uda i może to być przełomowy krok w terapii.Męczę się strasznie,bo te objawy wył. mnie z życia codziennego.Jestem aktywna zawodowo,oprócz tego jestem mamą i żoną. Czy te objawy,które mam są "NORMALNE" w zaburzeniach lękowych, czy może faktycznie coś złego się ze mną dzieje???Boję się psychozy,choroby psychicznej.Czasem mam wrażenie,że jestem w stanie,na który już nie ma lekarstwa,że zostanę już taka zawsze,że coś nieodwracalnie zmieniło się w mojej psychice i sposobie pojmowania Jestem ciągle spięta,lęk właściwie mnie nie opuszcza.Podczas bardzo krótkich stanów wytchnienia,udaje mi się coś przełknąć-ale tylko wtedy.Mój sen to czuwanie...Czy to na pewno tylko nerwica???? Liczę,że znajdę tu jakieś wsparcie ,że ktoś przechodził coś podobnego i udało się z tego wyjść. Pragnę znów cieszyć się życiem,chociaż trochę...a boję się,że nie jestem już do tego zdolna... Dodam,ze każda myśl,która teraz pojawia się w mojej głowie,staje się natrętna.Zamknięty krąg lęku,napędzanego lękiem przed lękiem...fuj!!!!!! MOŻE TO JUŻ NA PRAWDĘ KONIEC MNIE???????????
×