Skocz do zawartości
Nerwica.com

claustrophobic

Użytkownik
  • Postów

    41
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez claustrophobic

  1. nieidealna, rozumiem cię w 100%. Oglądałam ostatnio na youtubie dziewczynę, która wyszła z bulimii. Teraz założyła stronę i stara się wspierać wszystkich walczących z zaburzeniami. Ona stwierdziła, że na początku nie chciała zdrowieć, bo czuła się właśnie jak w zamkniętym kole: jadła i tyła, a z drugiej strony pozbywając się zawartości żołądka wiedziała, że i tak psychicznie zaraz będzie głodna kolejnego napadu, bo organizm będzie się domagać mikroelementów itp.. Podobno na początku nie jest łatwo, ale w pewnym momencie uwalniasz się od tego myślenia. Co do przytycia na początku zdrowienia...po pewnym czasie część tych kilogramów znika. A 'przytyłaś' ten 1kg w 4 dni tylko dlatego, że woda zatrzymuje się w twoim organizmie. Bulimiczki mają strasznie rozregulowany proces trawienia. Organizm nie jest przyzwyczajony do wydalania, więc najprawdopodobniej ten kilogram to po prostu to niewydalone jedzenie+woda tyle waży. Mnie raczej przeraża fakt, że osoby z zaburzeniami żywienia, po wyjściu z choroby, muszą zapomnieć o odchudzaniu do końca życia, bo natychmiast wszystko wraca. Wiele razy słyszałam już takie stwierdzenie i teraz w 100% się z nim zgadzam: anoreksja/bulimia jest najszybszym sposobem do przytycia.
  2. halenore, widzisz, u mnie jest ten problem, że ja z reguły zdaję sobie sprawę z tego, jak powinnam myśleć. Wiem, że to nie moja wina, że to się stało, bo ten mężczyzna miał problem, ja go niczym nie miałam prawa sprowokować. Miałam tylko 9 lat. Wiem, że nie powinnam unikać swojej kobiecości, bo nie każdy facet jest taki jak on, ale cała trauma nie potrafi minąć. Dlatego też na wstępie powątpiewam w to, czy to akurat to wydarzenie wywołało we mnie tę blokadę. Bo skoro znam źródło, to powinno być lepiej, a nie jest. ctzo, nie powiedziałam nikomu, bo się wstydzę. Mam wrażenie, że to wszystko wyolbrzymiam. Nigdy nikomu o tym nie mówiłam, żadnemu lekarzowi, bo nawet nie umiałabym wymówić słów. Historia jest taka, że byłam w szpitalu psychiatrycznym dwa razy. Raz z błędną diagnozą depresji. Drugi raz po próbie samobójczej. Leczyłam się później u dwóch psychiatrów i prywatnego terapeuty. Mówiłam im o problemach z jedzeniem, ale traktowali to jako objaw mojej choroby. Podejrzewali u mnie zaburzenie osobowości, ale w testach wyszło, że jestem chora na wszystko, czyli nie mogli jednoznacznie mnie zdiagnozować. A co do tego, czy mam zaburzenia odżywiania? Właśnie jestem w trakcie napadu bulimicznego, bo kłębi się we mnie zbyt wiele uczuć i czas się ich pozbyć. -,- Kobiecość....Toleruję tylko jedną dziewczynę w moim życiu. Moją przyjaciółkę/byłą przyjaciółkę. Niestety ona też ma problemy, więc doskonale się rozumiemy i ona też nie lubi swojej kobiecości. No to usunę te piersi sobie sama. Nie wiem, zrobię cokolwiek. :C małpka bubu, moja mama i ciocia (jej siostra) zawsze dbały o to, żebym była dziewczęca. Sukieneczki i pierdu pierdu. Że jestem śliczna i ogólne rozczulanie. Kiedy wyrosłam już z etapu, że ubiera mnie mama, zaczęłam ubierać się sama. I przypominałam wtedy raczej chłopaka. Mama jakoś to przeżyła, natomiast ciocia do dziś tego nie może tego strawić. Non stop jestem zbyt mało dziewczęca, moja fryzura jest zbyt wyzywająca, jestem za gruba itp. itp. Wiem, że droga do tego światełka jest cholernie trudna, ale nie wiem czy jestem w stanie to wszystko rozgrzebywać. To było ponad 10 lat temu. Ogólnie mam wrażenie, że jestem jedną wielką chorobą, nie ma jednego aspektu w moim życiu, który nie byłby problematyczny. Dzięki wam za zainteresowanie i porady. Naprawdę. <3
  3. Bardzo, ale to bardzo chciałabym wyjechać na studia do innego miasta. Ale nie ma takiej możliwości. :c Ale wiem, że przemawia przeze mnie teraz 'chora ja', która widzi w tym sposób na pogrążenie się w anoreksji/bulimii, bo nie będzie żadnej kontroli. Chyba. Co do odtrącenia: ja przyznaję się, że odpycham wszystkich okrutnie. Popełniłam ten błąd, że powiedziałam o problemie dwójce najlepszych przyjaciół. Za każdym razem, gdy mnie widzieli, to zachowywali się jakbym robiła im krzywdę i rzucali mi molizatorskie komentarze. Próbowałam wytłumaczyć, co czuję, ale znacie to uczucie, kiedy słowa nie wystarczają, bo i tak nie oddają tego bólu, który odczuwasz. Już się nie przyjaźnimy. Czuję się zupełnie niepotrzebna, czuję się non stop winna temu, że po prostu żyję. Nauczyło mnie tego wiele osób. Więc jak ktoś, kto jest dla mnie tak bliski, praktycznie jak rodzeństwo, zachowuje się w tak okrutny sposób....ja odpadam. To samolubne, wiem.
  4. Od rana alkohol i papierosy na pusty żołądek, a teraz znowu zjadłam. :C Podświadomie wiem, że miseczka warzyw nie jest ogromną porcją, ale czuję się obrzydliwie. Zawaliłam.
  5. Dokładnie. Mówisz facetowi, krótko i zwięźle: mam problem z tym i tym i dostajesz konkretną odpowiedź: powinnaś zrobić to i to. Koniec. Znaczy, nie chcę też generaliziwać, bo myślę, że mimo wszystko, nawet osoby konkretne mają te chwile, że potrzebują coś przeanalizować....ok, czasem zdarza mi się rozisteryzować, bo np. z dnia na dzień czuję się coraz gorzej i tłumiłam w sobie coś przez długi czas. Kobiety mają coraz więcej swobody. Może nie wszędzie jeszcze tak dobrze to widać. Samodzielnie myślą, są niezależne od dobrze usytuowanego męża. W przeszłości była przecież surowa hierarchia, która nie pozwalała kobiecie praktycznie decydować o sobie samej. Razem z możliwościami jednak borykamy się z nowymi doznaniami, sytuacjami, przeciwnościami, coraz więcej nas dotyka. Ogólnie uważam, że jesteśmy równie silne, co mężczyźni, w wielu wypadkach nawet silniejsze. Różnice się zacierają i to jest w sumie fajne, bo każdy ma coraz większą odwagę, żeby po prostu być sobą. Choć niektórzy czasami już przesadzają z wykorzystywaniem tej wolności. Tak to już chyba musi być, jeden cię obrzyga wewnętrznymi przemyśleniami wątpliwego poziomu, żeby drugi, który będzie ważyłć każde wypowiedziane słowo, skonfrontował się z nim. Następny zrobi z siebie u chirurga lalkę barbie, po to, aby czwarty wiedział gdzie jest granica, której przekraczać się nie powinno. Każdy się uczy czegoś innego. Równowaga w przyrodzie. Na dzień dzisiejszy jednak nie dyskryminuję żadnej grupy społecznej, nienawidzę wszystkich. (Oczywiście nie odbierajcie tego jakoś specjalnie osobiście. Wszyscy tu na coś cierpimy, zwierzamy się z problemów, co nas łączy. Zrozumiałe, że nie wiadomo czy polubilibyśmy się w prawdziwym życiu.)
  6. overpowered, niestety, zbyt wiele razy spotkałam się z wrogim nastawieniem i niezrozumieniem. Z drugiej strony...wiem, że nie ma osoby, która by mnie w pełni zrozumiała. I tak chyba ma każdy, bo tak naprawdę to tylko my wiemy co myślimy i czujemy. Dlatego biorę (a przynajmniej się staram) wziąć na to jakąś poprawkę. Wiesz...nie tylko praca jest teraz przeszkodą. Od kilku miesięcy moje życie przypomina jeden wielki bałagan. Niestety, prawda jest taka, że zdrowy człowiek, który nigdy nie miał do czynienia z zaburzeniem odżywiania, nie jest w stanie pojąć tej choroby. Zdania typu : 'Jedzenie przejęło kontrolę nad moim życiem' skutkuje wybuchem śmiechu. Nikt nie zrozumie, że czujemy się w swoim życiu jak w klatce. Ale to w sumie miłe (aż zaskakujące), że matka rozumie, a przynajmniej pewnie się stara. Nie zmuszała cię do jedzenia? Z żadnym nie mam kontaktu. Każdy z nas ma oddzielne życie. Nie umiem ci tego wytłumaczyć, ale tak naprawdę my tylko mieszkamy ze sobą. I tyle nas łączy. Też o tym myślałam. Poświęcić czas na to, żeby stanąć na nogi i zacząć wszystko od początku. Ale prawda jest taka, że pomimo tego, że utknęłam ze swoim życiem w martwym punkcie, to mam wrażenie, że czas gdzieś mi przecieka przez palce. Życie jest męcząco długie, ale chwilami wydaje się strasznie krótkie. Zresztą...nie raz usłyszałam, że jestem pasożytem. (Mam aktualnie rok przerwy. Jeśli nie więcej, bo naprawdę nie wiem co ze studiami.) Czuję nacisk, że muszę teraz się wykazać. Właściwie ze studiami...temat mam prawie ogarnięty...po wielu zmianach decyzji, od pół roku trzymam się jednej myśli: szkoła filmowa - fotografia. Tyle, że jest cholernie trudno się dostać. Znani dzisiaj ludzie dostawali się tam za 3-4 razem. Starałam się robić zdjęcia, byłam na konsultacjach. Usłyszałam, że powinnam robić więcej zdjęć ludziom. No i panika. Ja i ludzie? W bliskiej odległości? JAK?! I mam teraz doła, bo nie wiem jak to przełamać. Muszę jeszcze wykonać zadania na egzamin, na realizację których nie mam żadnego pomysłu. Zmarnuję kolejny rok. Ja to wiem.
  7. Mają pewną świadomość, że coś mi dolega, ale nie wiedzą co. Zastrzegałam u wszystkich lekarzy, że nie życzę sobie, aby informacje o moim stanie były komukolwiek podawane. A jak cudownie było po terapii rodzinnej w szpitalu. Mam specyficznych rodziców. Przez całe życie nauczono mnie, że nie mogę okazywać słabości, nie mogę liczyć na wsparcie ze strony rodziców, bo zostanę odepchnięta i usłyszę: 'pracuję', 'jestem zajęta/y', 'mam prawdziwe problemy'. Zresztą...pamiętam jak się zachowywali po mojej próbie samobójczej. Nie chcę wracać do tego etapu. Nie chcę żeby zaczęli świrować, zwłaszcza teraz, kiedy cała moja rodzina się rozpada.
  8. Mam namiary i poważnie to przemyślę. Nietrudne, ale jeśli chodzi się prywatnie to jednak czymś trzeba płacić, a ja niestety nie pracuję. Boję się tylko, że zacznę okłamywać lekarza. Nie do końca ja. Ta druga, zdesperowana żeby schudnąć. Masakra. Jutro chyba się przełamię i spędzę dzień poza domem. Nie wiem gdzie pójdę, ale byle jak najdalej od kuchni. Boję się samej siebie.
  9. Pewnie tak zrobię, ale widzisz....moi rodzice nie mogą wiedzieć, że chodzę do lekarza. Więc będzie trudno. :C Nic no, na razie poszukam, później się zastanowię jak. Właśnie szukam studiów, które będą mnie kręcić i pochłaniać całkowicie. Dlatego tak zwlekam i się waham. Pogubiłam się, ale to nie powód żeby na mnie krzyczeć. To wcale nie banał, jeśli będę niezadowolona z kierunku jaki wybiorę to znowu zacznie się uciekanie z zajęć, zajadanie uczucia bycia beznadziejnym itp. Dzięki, że poświęciłaś mi tyle uwagi. -- 02 kwi 2013, 23:14 -- nube, ojej, dzięki!
  10. Przede wszystkim, dziękuję ci bardzo, że poświęciłeś czas na przeczytanie tych moich wypocin. To dla mnie wiele znaczy. Problem jest taki, że nie chodzę do żadnego lekarza. Wiem, że powinnam, ale mam jakąś blokadę (kolejną) Nie jestem religijna, więc nie chodziło o to żeby poczekać do ślubu. Ja po prostu...panicznie się tego boję. A o chłopaku nie jestem w stanie zapomnieć, cały czas analizuję, co zrobiłam źle. Nie daje mi to spokoju. Nie akceptuję siebie, bo nikt mnie nie akceptuje. Każdy chce mnie zmieniać. Jestem niechciana. Wiem, że to usuwanie piersi itp. to tylko maskowanie problemu. Ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że gdybym jutro obudziła się płaska jak deska, to byłabym 500 razy szczęśliwsza. A polubić siebie....jest najtrudniejszą rzeczą na świecie. Dzięki wielkie.
  11. Chodziłam na terapię indywidualną prywatnie, ale kobieta rozłożyła bezradnie ręce. Stwierdziła, że powinnam być hospitalizowana. Trafiłam wtedy na oddział dzienny w szpitalu i tam....straciłam wiarę w psychiatrów. Kobieta darła się na mnie, że jestem smutna - nie mogę być smutna, dostawałam leki przeciw padaczce, po których nie byłam w stanie normalnie funkcjonować, tak mnie uspakajały - też źle, przeraża mnie wybór studiów - jestem idiotką, bo muszę to zrobić, z nie bujać w obłokach. Próbowałam zmienić lekarza, ale nie dało rady. Po miesiącu wypisałam się na żądanie. Wtedy trafiłam znowu do poradni i psychiatra za każdym razem wypisywała mi skierowanie do szpitala. Nie potrafiła nic więcej. W końcu się na mnie wydarła, że mój zły stan zbyt długo się utrzymuje. Zaszantażowała, że jeśli nie pójdę do szpitala, to mogę już więcej do niej nie wracać. To nie wróciłam. Nie wiem gdzie szukać kogoś normalnego. Kto nie jest zniecierpliwiony problemami innych.
  12. Bardzo mi miło. Nie leczę się, ponieważ żaden z dotychczasowych lekarzy nie potrafił mi pomóc. Do dziś dnia jestem niezdiagnozowana, ponieważ w testach wyszło mi, że jestem chora na wszystko. -,- Mam jedynie kolejną traumę związaną z trudnością zwierzania się nawet terapeutom. Moja pani psychiatra, która prowadziła mnie w szpitalu wyjechała do Szwajcarii i miała wrócić te zimy. Jednak termin jej powrotu już minął, a jej nadal nie ma. Jestem załamana. Była cudowna. Epizod, hm....Sama nie wiem jak to określić. Wczoraj był dzień, w ciągu którego nie miałam ochoty jeść. Ale to dlatego, że przez święta musiałam się ogarnąć, bo rodzice w domu. Ale przez cały weekend 'czekałam' na wtorek, bo w końcu się nażarłam i się tego wszystkiego pozbyłam. To jest chore. Moje życie jest chore.
  13. Sama nie wiem czy słowo 'molestowanie' nie jest tu zbyt przesadzone, ale nie wiedziałam inaczej jak to określić, nazwać. Ja jako dziecko, 9 lat. Razem z rodzicami przeprowadzaliśmy się z bloku na chronione osiedle, z portiernią i ochroniarzem. Jeszcze w trakcie remontu i wykańczania nowego mieszkania bardzo często przyjeżdżaliśmy żeby monitorować pracę budowlańców itp. Ja oczywiście byłam w tym czasie zajęta sobą, jak to dziecko, biegałam po domu i bawiłam się w ogrodzie. Na zmianie był ochroniarz, którego twarzy nigdy nie zapomnę. Wydawał mi się wtedy bardzo miły, rozmawialiśmy, a że było bardzo ciepło zaprosił mnie do portierni żeby schować się przed słońcem. Usiadłam na krześle, on na drugim. Wszystko ok, ale on nagle....nawet nie wiem czy powinnam to pisać, to wydaje się błahe...położył rękę na mojej nodze i zaczął mnie 'głaskać' zbliżając się coraz bardziej....wiecie. Oczywiście uciekłam stamtąd, kiedy już dotarło do mnie, że nie tak powinno być. Ale od tego czasu...już nie jestem tą samą osobą (pomijając naturalną zmianę charakteru itp. w wyniku dojrzewania). Mam 20 lat i do dziś nie mogę się uporać...ze sobą. Kiedyś nie przejmowałam się swoim wyglądem, tym czy mam spodnie przynajmniej za kolana, czy dekolt nie jest zbyt duży. Wiem jedynie, że od tamtego czasu pragnę ukryć to, że jestem dziewczyną (słowo kobieta nie może mi przejść przez gardło). Noszę workowate rzeczy (to się łączy także z moim zaburzeniem odżywiania, ale to wszystko zaczęło się wcześniej niż anoreksja/bulimia), ubieram się w męskie rzeczy, nie jestem w stanie kupić na koszulki bez rękawów, nigdy w życiu nie kupiłam sobie stanika, bo po prostu...brzydzę się samej myśli, że mogę go potrzebować. Nienawidzę swojego biustu. Swego czasu modliłam o raka piersi, żeby mi je wycięli. Teraz wiem, że w przyszłości usunę je u chirurga plastycznego. Po prostu czuję się brudna. I nie wiem...czy rzeczywiście takie 'wydarzenie' mogło wywołać te wszystkie fobie? Bo tak naprawdę nic się wtedy nie stało....nie zdążył dotknąć mnie w... Ok, po raz pierwszy komukolwiek o tym mówię. Wiem, że ktoś się może śmiać, że jestem idiotką i piszę o jakieś głupocie. Ale...w wieku 18 lat po raz pierwszy się zakochałam i to był chłopak warty wszystkiego. Nigdy z nikim nie czułam takiej więzi, więzi psychicznej. Cóż, wytrzymał ze mną 4 miesiące (zaserwowałam mu sporo przeżyć, nie dziwię mu się, choć wolałabym żeby dotrwał i był dziś obok mnie). Wiecie co jest najlepsze? Ani razu go nawet nie pocałowałam. Chyba nie muszę też tłumaczyć, że nie doszło między nami do żadnego zbliżenia. I obwiniam się za to...bo może by został, gdybym okazała mu choć trochę czułości? Ale to nie jest na zasadzie: prześpię się z nim, to przy mnie zostanie, bo go pociągam fizycznie np. Mam wrażenie, że samo mówienie, że go kocham do szaleństwa nie wystarczało po wszystkim, co dla mnie zrobił. Tak strasznie żałuję, ale ja...nie potrafię się zbliżyć. Po prostu...nie daję rady. Chciałabym żeby ktoś przy mnie był, kochał mnie, ale w związku jest naturalne, że ludzie śpią ze sobą. Nie wiem co mam z tym wszystkim zrobić. Proszę...nie wysyłajcie mi w odpowiedzi jakichś ironicznych wiadomości. Nie śmiejcie się. Błagam.
  14. borderline.kowalsky, o rany. A to właśnie ja myślałam, że jestem jedyna i, że to po prostu kwestia jakiegoś mojego 'wyrachowania' i wrodzonej wredoty. Ja doszłam do tego momentu, w którym nie wychodzę z domu, bo inaczej nerwy mi wysiadają. Ja też boję się, że w końcu uderzę przypadkową osobę na ulicy. W złych momentach, denerwuje mnie nawet to, że ludzie oddychają. Wyjście do sklepu muszę odchorować. Dokłada się do tego też moja mizofonia. A kobiety...jestem jedną z nich, ale po prostu...ręce mi opadają. Nie rozumiem ich. Jakby były odrębnym gatunkiem z zupełnie odrębnym językiem. Uwielbiam prostotę myślenia mężczyzn. I dlatego też mam z nimi (jak już z kimkolwiek mam) dobry kontakt. Może po prostu mamy męskie mózgi? I do tego dokładają się jakieś nasze traumy, przeżycia tak jak wspomniała zielona miętowa? Mnie uczono w domu, że nie mogę okazywać uczuć, słabości, bo mnie za to karano. Na zasadzie: jak śmiesz mi przychodzić z takim błahym problemem, kiedy ja tu naprawdę jestem zmęczona, mam pracę i muszę cię utrzymywać. (chyba nie przypadkowo napisałam to w formie żeńskiej, ugh, podświadomość) Dźwigam wszystkie swoje problemy sama, więc tym bardziej wkurzają mnie laski, które cierpią z powodu tego, że 'mój eks, z którym byłam miesiąc, nie napisał mi życzeń z okazji urodzin'. (Choć wiem, że wiele upraszczam i nie wszyscy są tacy, ale niestety...) No chryste. -,-
  15. Hej. Jestem na forum nowa dlatego z góry przepraszam jeśli popełnię jakąś gafę, napiszę w złym miejscu itp. Więc...W kwietniu skończę 20 lat. Był czas w moim życiu, kiedy przestałam wstawać z łóżka. Przestałam też jeść. Byłam w takim stanie, że nie obchodziło mnie jak wyglądam, dlatego też nie zauważałam jak chudnę. Trwało to tydzień i ok. 10kg mniej. Zaraz po tym zostałam przyjęta do szpitala psychiatrycznego z rozpoznaniem depresji. Trafiłam na oddział młodzieżowy gdzie były 'wymieszane' osoby z różnymi chorobami. Także z zaburzeniami odżywiania. Pielęgniarka mnie zważyła i okazało się, że ważę 43kg . Dziś jest to dla mnie ogromna liczba, wtedy...zszokowało mnie to, że mogę tyle ważyć. Nie byłam świadoma tego, że rozwinęła się wtedy we mnie inna choroba, dlatego też nic nie mówiłam lekarzom. Wiem, że brzmi to nawinie i głupio. No i się zaczęło. Pomimo kontroli żywienia (pielęgniarka zapisywała wszystko, co jadłam, ze względu na moją wagę, nie psychiczne nastawienie do jedzenia), oszukiwałam kiedy tylko była okazja. No i w szpitalu odkryłam rozwiązanie jakim było 'pozbywanie się zawartości żołądka'. Ale robiłam to strasznie rzadko. Traktowałam to jako ewentualne wyjście ewakuacyjne. No i po 2 miesiącach mnie wypisano. W szpitalu mimo wszystko odzyskałam 5kg, ale po wyjściu jadłam coraz mniej. Jednak na początku głodzenie się nie było problemem, jadłam może raz na 2-3 dni. Nie musiałam się powstrzymywać, czułam się cudownie będąc 'pustą w środku' i nawet nie pamiętałam o tym, że TRZEBA jeść. Chudłam bez wysiłku. Zaczęła się 3 klasa liceum. Czułam się jak g****. Wszyscy mówili mi, że strasznie schudłam i już mogę skończyć z dietą. (to słowo: 'dieta', mogę się roześmiać?) No więc zaczęło się maniakalne łykanie leków na odchudzanie. Według ulotki: 4 tabletki dziennie rozdzielone na dwie porcje. W mojej rzeczywistości: 15 tabletek wziętych na raz. Po 6 miesiącach od wyjścia ze szpitala....zaczęłam popadać w bulimię. Jednak zwracałam nadal bardzo małe porcje jedzenia. Z czasem zaczęłam uciekać ze szkoły, wpadać do hipermarketu po jedzenie i wracać szybko do domu, albo korzystać z łazienki w centrum handlowym. Odreagowywałam wszystkie swoje problemy jakie miałam w szkole z nauczycielami, 'kolegami' z klasy itp. W kwietniu 2012 próbowałam się zabić, bo już nie dawałam rady. Całe to ciśnienie związane z konfliktem z rodzicami, z tym, że jedzenie stało się moją obsesją...Trafiłam na toksykologię: płukanie żołądka, kroplówka, tlen itp. Spędziłam tam 3 dni, śpiąc, w ogóle nie jedząc. Okłamałam psychologa i psychiatrę na toksykologii, że ta próba to był 'wygłup' i chcę żyć normalnie, przystąpić do zbliżającej się matury. Wróciłam do domy czując się...fatalnie. Ale pomyślałam: żyję, ale przynajmniej 3 dni nie jadłam! -.- Aktualnie...jest miesiąc kiedy mi odbija i chudnę, bo nie mam apetytu i nie jem, a później jest miesiąc kiedy nie mogę przestać jeść. Chudnę, tyję, chudnę, tyję. Jestem obrzydliwie gruba i (chyba nikogo to nie zdziwi) aktualnie moim jedynym celem w życiu jest schudnięcie. Nic więcej się nie liczy. Ale nie mam już siły. Myślenie o jedzeniu 24/7 jest frustrujące. Chcę (i nie chcę) z tym skończyć. CHCĘ NIE ZWRACAĆ UWAGI NA TO, JAK WYGLĄDAM....chcę żyć. Ale zupełnie nie wiem jak się z tego wygrzebać. Co robić? Moi rodzice do dziś nic nie wiedzą, są cudownie zaślepieni pracą i swoimi własnymi problemami. Zresztą...ubieram się w męskie ciuchy w rozmiarze XL, żeby nikt nie zobaczył jakim wielorybem jestem. Myślałam o jakimś zamkniętym ośrodku, ale to wiąże się z wyjawieniem mojego sekretu rodzinie. Nie dam rady. Przepraszam, że się tak rozpisałam. Po prostu....nie mam nikogo z kim mogłabym o tym porozmawiać. :C
×