Skocz do zawartości
Nerwica.com

ja czyli nikt

Użytkownik
  • Postów

    31
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ja czyli nikt

  1. co do rodziny... oni mi nie dają żadnych znaków żeby z nim skończyc itp.. wręcz przeciwnie.. moja mama bardzo go lubi. bo przecież odkąd go poznałam nie wychodzę z domu więc nie ma ze mną problemów typu imprezy, późne powroty do domu. jej to odpowiada. i myśli że on jest dobrym, miłym chłopakiem. bo on umie stwarzac takie pozory i udawac takiego... a o tym jaki on na prawdę jest to nie wie bo nie rozmawiam z nią na takie tematy... a poza tym ona wcale nie szuka rozmowy i kontaktu ze mną. kilkakrotnie próbowałam się do niej zbliżyc, poprawic nasze kontakty. ale dla niej liczy się tylko synek.... już się do tego przyzwyczaiłam... [ Dodano: Dzisiaj o godz. 8:46 pm ] ale nie potrafię się tak zachowywac... kiedyś próbowałam i było jeszcze gorzej... a poza tym ja go naprawdę kocham i nie zrobiłabym mu tego bo przecież sama wiem jak bardzo to boli...
  2. nie pójdę do lekarza... jakoś dam radę.. a jak nie... to trudno.. jedną mniej czy więcej... żadna strata... [ Dodano: Dzisiaj o godz. 8:18 pm ] szczerze mówiąc już kilka razy się nad tym zastanawiałam.. ale zabrakło mi odwagi... zawsze miałam nadzieję żwe on zrozumie jak mnie rani. i się zmieni. dla mnie...
  3. nie zrobię im na złośc... nie umiem... a na psychologa nie mam... i tak praktycznie sama się utrzymuję. matka zapewnia mi tylko dach nad głową i jedzenie. a o ubrania itp sama się muszę troszczyc... porady psychologa na pewno nie są tanie... a poza tym poradzę sobie bez moralizujących kazań jakiegoś lekarza. [ Dodano: Dzisiaj o godz. 8:04 pm ] a poza tym który psycholog pomógłby 16-latce bez wiedzy rodziców? wydaje mi się że żaden... a matce na pewno nie powiem o moich problemach. nigdy nie miałam z nią kontaktu. w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. nie mam jużsiły chodzic po tym świecie... tylko wszystkim zatruwam życie i plączę się pod nogami.... niepotrzebnie...
  4. nie pójdę do lekarza... było by jeszcze gorzej... moja matka... rodzina... ale by mieli ubaw.... ciągłe docinki... a poza tym matka i tak by mi nie uwierzyła... nawet jak złamałam sobie nogę i chciałam jechac do szpitala to ona myślała że symuluję... ja nigdy nie symulowałam i nie oszukiwałam w tych sprawach więc nie wiem skąd jej to przyszło do głowy. a co do leków uspokajających kupiłam takie bez recepty. brałam różne. ziołowe, melisę i jeszcze jakieś. raz po kłótni z nim wzięłam nawet całe opakowanie ale tylko usnęłam na chwilę a jak się obudziłam było znów to samo. to nic nie daje... nie będę się już tym faszerowac... chociaż na drgawki pomogło.... bo po poważnych kłótniach z nim albo jak się dowiadywałam o jego panienkach miałam okropne drgawki... i jak łyknęłam tego trochę to pomogło na jakiś czas.... ale do lekarza i tak nie pójdę.
  5. tylko że ja nie mogę przestac o nim myslec. byliśmy razem dwa lata. spotykaliśmy się codziennie. wszędzie go widzę. spojrzę na okno w moim pokoj, widzę jak on tam stoi i uśmiecha się do mnie. spojrzę na łóżko, mam przed oczami jak siedzieliśmy na nim przytuleni. nie mam nikogo poza nim.... tak bardzo go kocham i potrzebuję... a on tak mnie rani. wiem że jestem gówniarą i co ja mogę wiedziec o miłości... ale do nikogo nie czuję i nigdy nie czułam tego co do niego... nigdy... zrobiłabym wszystko żeby było dobrze. wystarczy że powiedziałby słowo... nie mam nikogo innego... żadnych znajomych. nikogo. nie potrafię życ ,,normalnie". wiem, że jeszcze całe życie przede mną ale ja nie chcę tak życ. w ogóle nie chcę życ. nie mam już siły. jeszcze żeby w domu było dobrze... ale ciągle coś... już nie mogę...
  6. błagam!! niech ktoś ze mną porozmawia, pomoże mi.. już nie mam siły. nie chce mi się życ... proszę... nie daję rady... mój mail nikt5522@wp.pl proszę... [ Dodano: Dzisiaj o godz. 3:13 pm ] może zacznę od początku... 2 lata byłam z pewnym chłopakiem. starszym ode mnie o 4 lata. na początku było cudownie. wspólne spacery, dużo czułości, ciepła. zawsze bardzo tego potrzebowałam bo w domu niegdy tego nie zaznałam. mieszkam z mamą dziadkami i młodszym bratem. zawsze liczył się tylko on. na początku myślałam że tylko mi się tak wydaje ale tak jest na prawdę. on zawsze dostawał to czego chciał, zawsze to on był ten lepszy. mimo że tak okropnie się zachowywał, pyskował, dla wszystkich był chamski. a ja o nic nie mogłam siędoprosic. jeździł sobie z mamą na wakacje a ja zostawałam w domu. czułam się niechciana. nigdy nie dostałam od nikogo miłości i ciepła. a tym bardziej zrozumienia. dlatego z nim było mi tak cudownie. wspierał mnie itp. ale po pewnym czasie zaczęło się psuc. sprawdzał mnie na każdym kroku, musiałam spowiadac się mu z każdej minuty dnia, sprawdzał mój telefon, dzwonił non stop na domowy albo do mojej mamy żeby się upewnic czy jestem w domu. zastanawiałam się dlaczego? przecież nie dałam mu do tego powodów. zerwałam dla niego wszystkie kontakty ze znajomymi. powiedziałam żeby do mnie nie dzwonili. nie chciałam żeby miał głupie myśli bo tak mi na nim zależało. nawet z koleżanką się nie mogłam spotkac bo miał głupie myśli że zaraz gdzieś pójdziemy, spotkam kolegów itp. ok. znosiłam to wszystko bo tak bardzo go kochałam. później zaczęły się jego kłamstwa. cały czas jakieś słodkie sms-ki z koleżankami itp. nie wiem czy też się spotykał. było tego na prawdę duuuużo. i za każdym razem jak się o tym dowiedziałam kłamał mi w żywe oczy ze to nie prawda, że te dziewczyny kłamią. dopiero po 2-3 dniach jak widział że jest ze mną źle się przyznawał. i wybaczałam mu to. wystarczyło że mnie przytulił, powiedział że kocha i było wszystko dobrze. ale w międzyczasie przestał byc czuły, zrobił się chamski dla mnie. krzyczał z byle powodu, awanturował się. i miał pretensje że mu nie ufam. a ciągle były coraz to nowe akcje z koleżankami. a przecież gdyby nie miał nic na sumieniu nie ukrywałby tego. dla niego zawsze na pierwszym miejscu stały pieniądze i samochód. a gdy po pracy i po majsterkowaniu przy samochodzie starczyło mu czasu to dopiero przyjeżdżał do mnie. w ogóle nie okazywał mi czułości. aż pewnego dnia dowiedziałam się o jego kolejnej koleżance. znów tardo mówił że to ona kłamie i że to wszystko nie prawda. dałam mu wybór. albo dzwoni teraz przy mnie do niej i to wszystko wyjaśnia (bo skoro ona kłamie to trzeba to wyjaśnic) albo z nami koniec. i kolejny zawód. myślałam że zależy mu na mnie. ale się pomyliłam. powiedział że nigdzie nie zadzwoni. więc zerwałam z nim. przez ok 2 dni w ogóle się do mnie nie odzywał. nie pisał, nie dzwonił. po 2 dniach przyjachał do mnie. i znów zaczęliśmy się codziennie widywac. tak jak kiedyś. nie wróciłam do niego bo za bardzo się bałam ale zachowywaliśmy sięj ak para. z tym że on już nie ukrywał kontaktów z tymi koleżankami. w końcu nie byliśmy razem. bardzo mnie to bolało. dużo rozmawialiśmy o tym co było kiedyś. i dlaczego tak się stało. widział jak cierpię a mimo wszystko dalej to robił. wybaczałam mu ok 15 razy. tłumaczył się że to dlatego że z nim mało rozmawiałam. bo przez to wsyztko, przez to cierpienie bardzo zamknęłam się w sobie i nie umiałam rozmawiac z nikim. byłam bardzo milcząca. on powiedział że jak ja z nim nie rozmawiałam to szukał tego u innych... tandetna wymówka. tym bardziej że widział jak cierpię. ale cieszyłam się że jest przy mnie. tak bardzo go kochałam. i nadal kocham. później dowiedziałam się, że przez te 2 dni po zerwaniu co się nie widzieliśmy on obdzwonił wszystkie swoje koleżanki, spotykał się itp a jak się dowiedział że wszystkie mają chłopaków to przyszedł znów do mnie... zabolało mnie to bardzo... i jeszcze tym dziewczynom powiedział ze to on ze mną zerwał bo byłam o niego chorobliwie zazdrosna i miał tego dośc.... nic nie wspomniał o swoich kłamstwach. po naszej kolejnej kłótni już nie wytrzymałam. chciałam w końcu zacząc normalne życie. stwierdziałam że muzę wyjśc do ludzi. i spotkałam się z kolegą. kiedy on się o tym dowiedział przyjechał do mnie z pistoletem i najpierw groził że strzeli sobie w głowę a później że pojedzie do tego chłopaka. z pistoletem w ręku. ale na szczęście udało mi się go jakoś uspokoic i wszystko wróciło do normy. znów zerwałam wszystkie kontakty, spotykaliśmy się .on nadal miał te koleżanki. mówił że bardzo mu na mnie zależy i że bardzo chce do mnie wrócic. więc przedwczoraj postawiłam mu ultimatum. albo one albo ja. powiedział że wybiera mnie. powiedziałam że jak tak to albo kasuje wszystkie numery do tych koleżanek i kończy z tym albo koniec z naszą znajomością. powiedział ze tego nie zrobi. powiedziałam że w takim razie to koniec. że już może do mnie nie przyjeżdżac. wczoraj rozmawialiśmy przez telefon. to ja zaczęłam rozmowę bo on mnie olewał. powiedział że chce ze mną byc ale nie usunie tych numerów ni nic... ja go tak bardzo kocham. wiem, że powiecie że jestem głupią małolatą i nie wiem co to są prawdziwe problemy. ale ja tak bardzo cierpię. miałam tylko jego. nie mam żadnych znajomych, nikogo. teraz go straciłam. może to wszystko moja wina? to ze mną jest coś nie tak. tak bardzo go potrzebuję. nie dam sobie rady. tym bardziej że nie mogę liczyc na niczyje wsparcie. w szczególności rodziny. oni mnie wyśmieją. już mi dogryzają tekstami typu ,,co narzeczony nie przyjeżdża? olał cię hahaha" nie mam już siły. tak bardzo mnie to wszystko boli. ja go kocham nawet po tym wszystkim co mi zrobił ale już nie chcę tak życ. nie wychodzic na krok z domu, ciągłe kłótnie i wyrzywanie się na mnie. ale mimo wszystko go kocham i potrzebuję go.... [ Dodano: Dzisiaj o godz. 3:16 pm ] wiem że się rozpisałam. nie zdziwię się jak nikt tego nie przeczyta. w końcu to takie nudne. to tylko moje życie. kogo to obchodzi. każdy ma swoje problemy.... [ Dodano: Dzisiaj o godz. 3:23 pm ] czuję że sobie nie poradzę.... miałam tylko jego a teraz jestem sama.... on był pierwszą osobą od której zaznałam miłości i ciepła....
×