Witajcie drodzy forumowicze. Trafiłem na to forum całkiem przypadkiem...wpisałem w google frazę "nienawidzę mojego ojca" i wyskoczyło mi to forum. Chciałbym podzielić się z wami moi problemem, a jak dobrze wiecie najłątwiej jest to zrobić w momencie gdy nie widzi się słuchacza i nie trzeba z nim rozmawiać w cztery oczy...
Nie wiem jak zacząć i jak wam przybliżyć mój problem... może zacznę tak:
Mój ojciec jest niepijącym alkoholikiem... nie jestem w stanie sobie poradzić z jego humorami. Mam 19 lat i mieszkam z rodzicami i rodzeństwem ( brat 17 lat, siostra 8 ) Już od czasów gdy chodziłem do podstawówki zawsze się bałęm ojca. Wiedziałem że byle co może go wyprowadzić z równowagi...Mam wrażenie że ojciec od zawsze wyładowywał swoje negatywne emocje na mnie... kiedy się na mnie denerwował potrafił drzeć się na mnie godzinami, ciągle przeklinając i wyzywając mnie od najgorszych. Nigdy nie mogłem się z tym pogodzić...jak osoba tak bliska może mi świadomie wyrządzać tak straszną krzywdę. Do dzisiaj męczy mnie psychicznie za wszystko, dosłownie wszystko od najmniejszych głupot do większe problemy. Nie zapomnę nigdy takiej sytuacji jak pewnego dnia okazało się że nowa pralka jest porysowana. Zapytał mnie i mojeg brata który z nas to zrobił a gdy usłyszał że nikt z nas to się tak wściekł że nas zabrał do pokoju, położył na wersalce i tak długo bił nas pasem aż któryś z nas się nie przyznał...wiem jedno, nie zrobiłem tego ale się przyznałem żeby zostawił nas już. Ojciec miał zawsze świra na punkcie prawdomówności. Od tamtego czasu jak coś się w domu zepsuło to zawsze było na mnie. Byłem pierwszą osobą która się musiałą tłumaczyć za coś czego nie zorbiła. Jest to osoba taka że nie ważne jak się jest silnym psychicznie to człowiek podczas rozmowy z nim przyzna się do wszystkiego. Potrafi męczyć psychicznie godzinami i wmawiać wiele rzeczy...Nie zapomne nigdy jak mnie bił... za wszystko...Teraz już jak jestem starszy to przestał mnie tak często bić... teraz wyżywa się psychicznie. Obraża mnie, wyzywa od najgorszych, nie daj Boże się człowiek sprzeciwi bądź po kilku godzinnej męczarni wyjdzie bo nie wytrzyma to w niego wstępuje diabeł...Jak się wścieknie to rozwala wszystko. Kiedyś wziął mój zegarek ( który dostałem od niego na urodziny ) i rozwalił go o ściane, nie potrafiłem mu tego wybaczyć, było to dla mnie czymś strasznym. Zawsze po jakiejś dłuższej kłótni zadaje mi pytanie: " I powiedz mi czy ja musze się tak na ciebie wściekać, muszę cie tak obrażać takich słów używać". Według mnie to jest wszystko chore i nie potrafie się z tym pogodzić.
Ojciec w jakiś sposób stara się by masze kontakty były dobre ale po pierwsze ja już chyba w podświadomoście mam zakodowane że od dzieciństwa mnie męczył i tego mu nie wybaczyłem i nie potrafię z nim rozmawiać jak z prawdziwym ojciem i to dla niego jest pretektem do kolejnych kłótki typu: Ty jesteś jakiś zakręcony, żyjeś w fantastycznym świecie, wogóle ze mną nie rozmawiasz... itd...
Ojciec cięzko pracuje i utrzymuje sam rodzinę i wszystkie nerwy związane z tym wylewa na mnie już nie jestem w stanie dać sobie psychicznie z tym rady. Jak byłem malutki to płakałem, lecz po tylu latach "tego samego" ja już psychicznie sobie rady nie daje...mam najgorsze myśli. Patrze na to wszysto przez pryzmat 19 lat mjego życia i widzę że jest ciągle coraz gorzej i powoli dochodzę do wniosku że może warto było to skończyć, lecz gdy patrze na moją siostrę którą bardzo kocham to nie jestem w stanie tego zrobić. Gdyby nie ona to napewno bym to już skończył.
Wymaga odemnie normalności, że przyjdę do niego i zapytam" W czym Ci pomóc tato", lub " Co słychać? jak się czujesz?" ale ja tak nie potrafię ! po tym co mi robiłm i robi dalej. Dzisiaj się z nim znowu pokłóciłem... już nie wiem co mam robić. Gdyby było mnie stać to bym wyjechał do Krakowa i studiował tam na AGH ale niestety zostaje dalej tu i będę musiał się męczyć kolejne lata z nim, jakoś sobie tego nie wyobrażam....
Dlatego to mnie tak bardzo boli bo ja go dalej kocham i nie mogę zrozumieć dlaczego on tak postepuje. Zawsze sobie to tłumaczyłem że tata jest chory, że to przez ten alkohol ale już dłużej nie mogę...
Oj teraz dopiero widzę ile tego jest...trochę się rozpisałem....ale mam nadzieje że to ktoś przeczyta...
Nie wiem czy udało mi się przedstawić wam to jakoś czytelnie, lecz pisałem to co myślałem....
Przedewszystkim nie wiem jak mam odreagowywać stres... nie piję ( patrząc na ojca odechciewa mi się ) i nie pale, nie zażywam narkotyków...
Słucham muzyki która mi bardzo pomaga w cięzkich chwilach lecz teraz to nie wystracza....